"Fargo" - makabryczna komedia pomyłek

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Zdarza mi się czasem zobaczyć film, który daje w kość. Przez kilka dni cierpię egzystencjalnie i nie ma ze mną rozmowy, bo patrzę na wszystkich wilkiem. Potem mija miesiąc, przeczytam jakąś książkę, pogadam z kimś o niczym i przychodzi czas na weryfikację pierwszego wrażenia. Zdarza się, że nie ma już o czym mówić, bo jakoś samo przeszło. Ale bywa, że nie przechodzi. "Fargo" oglądałam chyba ponad pół roku temu i wciąż nic.

Oczywiście po takim wstępie można się spodziewać, że będzie to film nie wiadomo o czym, ale tak naprawdę fabuła jest dość operetkowa, jak to zwykle u braci Coen. Sprzedawca samochodów, Jerry Ludegaard, który popadł w finansowe tarapaty, usiłuje uzyskać zastrzyk gotówki od swojego bogatego teścia. Ponieważ nie da się tego zrobić drogą negocjacji, decyduje się zaaranżować porwanie własnej żony i wynajmuje w tym celu dwóch opryszków, z którymi zamierza podzielić się okupem. Plan wydaje się koronkowy, więc oczywiście nie ma prawa zadziałać i już wkrótce giną pierwsi ludzie. Śledztwo w tej sprawie rozpoczynają organy ścigania w postaci ciężarnej pani szeryf Marge Gunderson. Wszystko to, i jeszcze więcej, w mroźnych plenerach stanu Minnesota.

Warto nadmienić, że Minnesota to dla braci Coen rodzinne strony. Nakręcenie filmu o makabrycznych zbrodniach, dodatkowo ze wzmianką o autentyczności przedstawionych tam zdarzeń, jest z pewnością raczej specyficznym hołdem dla krajobrazów dzieciństwa. Niemniej znajomość lokalnego kolorytu z pewnością pomogła uczynić ten film lepszym i dodać mu kilku ciepłych akcentów, które czynią całość jeszcze bardziej barwną.

"Fargo" jest bowiem raczej filmem wyrazistym niż subtelnym. Rysunki postaci są schematyczne, ale starannie dobrani aktorzy ożywiają je i sprawiają, że stanowią one uosobienia starych jak świat ludzkich typów (Jerry Lundegaard to wręcz modelowy tchórz). Scenariusz jest niezwykłą mieszanką bardzo czarnego humoru, okrutnego dramatu i wątków kryminalnych. Sugestywna muzyka i zimna paleta barw dodatkowo pogłębiają nastrój, który już na początku nie jest nadmiernie wesoły. Jednak pomimo narastającego uczucia przytłoczenia, kilka scen w "Fargo" jest przerysowanych w tak zabawny sposób, że nie mogłam się nie roześmiać.

Przerysowane są również wizerunki dwóch łotrów - Carla i Gaeara. O ile jednak Buscemi, grający Carla, jest tu nerwowy i ekspresyjny, o tyle Gear to zamknięty w sobie psychopata, który poświęca mordowaniu akurat tyle uwagi, co oglądaniu telewizji. Zbrodnie w "Fargo" są jakby przypadkowe, w gruncie rzeczy głupie i niezrozumiałe. Bracia Coen nie dają się wciągnąć w pakt z diabłem, nie próbują usprawiedliwiać ani współczuć. Zło nie ma tu intrygującej twarzy Ala Pacino, erudycji Hannibala Lectera, nonszalancji Alexa z "Mechanicznej pomarańczy". Nie jest nawet trochę interesujące, budzi wyłącznie wstręt i strach. I to właśnie ten film przychodzi mi czasem na myśl, gdy widzę makabryczne nagłówki brukowców o kolejnym niemowlaku usmażonym przez matkę w mikrofalówce. Dostojewski czerpał inspirację z kronik kryminalnych, bracia Coen spokojnie mogliby również pójść po swoją fabułę do kiosku.

Na szczęście wszystko jest tu dość umowne - oryginały plączące się po ekranie nieco tylko przypominają sąsiadów zza rogu, trudno sobie też wyobrazić, by taki teatr przypadku był wiarygodnym odbiciem rzeczywistości. Na szczęście - inaczej powstałby film naprawdę wstrząsający, którego oglądanie trudno by było znieść.

Zwiastun:

Łał, zgrabnie napisane, masz lekkie pióro :) Przekonałaś mnie, obejrzę na pewno, jak będę miał czas.

Podziękowała za komplement i zachęca do podzielenia się wrażeniami po seansie :)

Popieram przedmówcę - dobra recenzja. Tylko, że mnie niestety nie przekonała do obejrzenia filmu, ponieważ nie lubię tego typu czarnych komedii.

Mając w pamięci dyskusję pod Twoją recenzją "Zapaśnika", to chyba nawet bym Tobie nie poleciła. Nie to, że jeziora krwi tam są, bo nie ma, ale jednak momentami przydadzą się mocne nerwy.

"Fargo" zrobiło na mnie duże wrażenie i starałam się je oddać w recenzji. Ale zaznaczam, że nie było to wrażenie przyjemne i w zasadzie jestem zadowolona, że udało mi się to również przekazać. Jeśli ktoś ma chęć na film tego rodzaju, proszę bardzo, ale jeśli nie, to już wolę, żeby się zniechęcił, niż żeby miał potem rzucać na mnie klątwy. :)

No to widzę, że po recenzji "Zapaśnika" już zawsze będę uchodzić za osobę wrażliwą i nie lubiącą żadnej brutalności na ekranie;) A akurat po przeczytaniu Twojej recenzji wcale nie pomyślałam o scenach zabójstw itp., tylko przypomniał mi się jeden z najgorszych filmów, jakie widziałam - "Gorzej być nie może" (http://filmaster.pl/film/very-bad-things/). To również czarna komedia, gdzie po pierwszym zabójstwie następuje szereg kolejnych.
Dlatego uznałam, że ten film mi się nie spodoba. Ale teraz Umbrin napisał, że to przypomina "Pulp fiction", które mi się podobało. Hm...

Ależ "Fargo" należy zdecydowanie do tych dobrych filmów ze scenami zabójstw. Może się jednak skusisz? ;) Tylko żeby potem nie było, że nie uprzedzałam.

Jeżeli kiedyś się natknę na ten film, to może go obejrzę, ale raczej nie będę go specjalnie poszukiwać;)

Nie bardzo czuję to podobieństwo...??

Ciekawie napisane - zgadzam się z przedmówcami. A "Fargo" to jeden z moich ulubionych filmów braci.

Bardzo podoba mi się ten film, ale dla mnie to w większości komedia. Piątka głównych bohaterów zarówno wyglądem i sposobem rozmawiania budzi uśmiech na twarzy. W "Pulp fiction" jest podobne poczucie humoru z krwią w tle. "To nie jest kraj dla starych ludzi" jest dużo mroczniejszy.

"Pulp Fiction" być może, choć ono jest bardziej komiksowe i przez to ogląda się je z większym dystansem.

"To nie jest kraj..." jeszcze nie widziałam, jakoś przegapiłam w kinie (wstyd mi). :) Niedawno czytałam coś Cormaca McCarhty'ego i wcale mnie nie dziwi, że Coenowie zdecydowali się go ekranizować. Pisze trochę tak, jak oni kręcą filmy, tylko mniej zabawnie.

Podoba mi się Twoja recenzja, jest swobodnie napisana plastycznym językiem. Choć filmu nie oglądałem, to chyba trafne porównanie do inspiracji Dostojewskiego, czyli selektywne dostrzeganie historii dobrych do opowiedzenia/nakręcenia.
Tylko nie wiem czy chciałbym po seansie dłuższy czas chodzić "struty" ;-)

Pozdrawiam!

A wiecie co? Ostatnia (chyba?) scena w łóżku pani szeryf, gdzie rozmawia z mężem o jego wygranym projekcie 2 centowego znaczka pocztowego jest tak zabawna i bardzo ciepła, że trochę jednak psuje ten mroczny wizerunek filmu :-)

Spojlery proszę oznaczać! Niektórzy na pewno w napięciu czekają, żeby się dowiedzieć, czy uda mu się wygrać ten konkurs ;)

Owszem, w ogóle fragmenty poświęcone życiu rodzinnemu Marge są sielankowe i bardzo miłe. Dlatego silnie kontrastują, czy nawet uwypuklają, okrucieństwo popełnionych zbrodni. Ostateczny wniosek - bo nie powiem, że morał - z tego filmu jest dla mnie pesymistyczny: świat jest strasznym miejscem i nie można go naprawić. Można tylko stworzyć sobie miejsce, w którym jest ciepłe łóżko i bliska osoba.

"Fargo" jest bardzo słodko-gorzkie, między innymi dlatego tak mi się spodobało.

Dodaj komentarz