Hereditary

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Hereditary dociera do polskich kin już owiane sławą. Internet przyniósł aż do nas krzyki przerażenia docierające z festiwalu w Sundance. A chwilę później liczne pomruki uznania dla znakomitej roboty operatorskiej, reżyserskiej, muzycznej i aktorskiej. No cóż, wszystko to prawda. Jest to film debiutancki, ale nakręcony zaskakująco pewną ręką. Film należący do lekceważonego gatunku, ale nawiązujący do jego najlepszej tradycji. Wreszcie - film, który niekoniecznie kupił mnie jako horror, ale został ze mną na długo. I nie było to przyjazne towarzystwo.



Annie jest artystką, która specjalizuje się w kunsztownych miniaturach. Jej pracownia wypełniona jest małymi domkami i makietami mini-pokojów, w których mini-postaci przypominające jej rodzinę odgrywają swoje mini-dramaty. Życie właśnie dostarczyło jej sporo inspiracji. Jej matka - kobieta o trudnym, mówiąc łagodnie, charakterze - zmarła. I chociaż nikt za nią szczególnie nie tęskni, to jej śmierć uruchomi łańcuch tragicznych wydarzeń. Na rodzinę Annie - flegmatycznego męża Steve'a, upiorną 13-latkę Charlie i nastoletniego Petera - czeka piekło, które rozsadzi ją od środka.

Jedną z istotnych sprawczyń tego piekła będzie sama Annie - Toni Collette, podobnie jak Essie Davis w Babadooku, daje nam tu popisową rolę kobiety, której nie lubimy, która nie radzi sobie z cierpieniem, i która coraz bardziej przeraża swoich najbliższych. Istotnym elementem Hereditary jest wątek okultystyczny - jak wszystkie wątki okultystyczne, dość zabawny - jednak do przestraszenia publiczności w zupełności wystarczyłaby mroczna i pełna fatalizmu opowieść o nie do końca zrównoważonej kobiecie pogrążonej w żałobie i może jeszcze odrobina duchów.

I nie, nie byłaby to powtórka ze wspomnianego Babadooka. W porównaniu z Hereditary, Babadook jest optymistyczną historią o tym, że z depresją da się żyć, jeśli ma się kogo kochać. Macierzyńska miłość nigdy nie jest tam stawiana pod znakiem zapytania. Bohaterka Hereditary jest bardziej skomplikowana. Umie doskonale cierpieć, trudno jednak być pewnym, że jest zdolna do takiej miłości, która nie zawierałaby w sobie pierwiastka destrukcji. Być może ma to po matce, która najprawdopodobniej była potworem. Nikt tu zatem nie będzie niczego przezwyciężać, nikt nie dostanie nawet wyboru. Droga, na którą wkracza Annie, wiedzie wprost ku zagładzie.

Nie jest to zresztą żadną tajemnicą. Aster od początku sugeruje, że w grę wchodzi tutaj jakiś większy plan. Że nie jest to po prostu historia rodziny, która rozpada się na naszych oczach. Że wypadkami sterują tajemnicze siły. To działało doskonale w Dziecku Rosemary, paranoja była wręcz siłą napędową tego filmu. Jednak paranoja wymaga choć odrobiny niepewności. W Hereditary karty są na stole, nawet jeśli cel demonicznego planu (jak wszystkie cele demonicznych planów, dość głupi) pozostaje niejasny. To osłabiłoby, a może nawet zepsuło, film mniejszego formatu.

Aster ma jednak w rękawie nie tyle asa, ile po prostu nóż. Zadaje widzowi maksymalne cierpienie za pomocą mistrzowsko wyreżyserowanej, kilkuminutowej sekwencji pojawiającej się dość wcześnie. Potem pozwala publiczności się wykrwawiać, okazyjnie serwując jej pomniejsze, surrealistyczne makabreski lub dręcząc ją wizjami psychicznego cierpienia. Nie stroni też od tradycji horroru. Mamy tu bardzo efektowny, niedoświetlony dom rodzinny wraz z upiornym domkiem na drzewie, klimatycznie sfotografowany przez Pawła Pogorzelskiego. Mamy trzeszczącą i skrzeczącą muzykę, która znakomicie poszarpie i tak już skołatane nerwy.

Hereditary to nie jest kino wielkie, chociaż mierzy znacznie (znacznie!) wyżej niż produkcyjniaki typu Sinister. Aster ogląda się raczej na Roega, Friedkina i Polańskiego. Dzieła starych mistrzów były pełne grozy, ale oprócz strachu wzbudzały też ból i współczucie. Hereditary to film, który ma swoje potknięcia, jeśli chodzi o klimat - a może to po prostu ja nie umiem potraktować spirytyzmu i demonów z należytą rewerencją. Ale jest wyjątkowo bolesny. Nie pozwoli się potraktować z lekceważeniem, jak na pół satyryczne Get Out. Złapie Was za gardło i puści wtedy, kiedy zechce. Zostaliście ostrzeżeni.

Zwiastun: