Jak zerwać z chłopakiem i przeżyć

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) to kolejny po Jokerze film ze stajni DC, w którym ci najwięksi superbohaterowie są raczej tłem, niż osią fabuły. Nie jest to zresztą jedyna cecha, która czyni tę odsłonę DCU wyjątkową.

Jest to, jak na standardy dotychczasowych historii objętych filmowym uniwersum, kino wręcz intymne. Ot, opowieść o dziewczynie (Harley Quinn), która po rozpadzie trudnej relacji uczuciowej (z Jokerem), próbuje ułożyć sobie życie (i nie dać się zabić). Szaleńcze przygody w towarzystwie Księcia Zbrodni nie przysporzyły Quinn wielu przyjaciół. Teraz, gdy nie chroni jej już reputacja kochanka, bohaterka staje się celem niemal bezustannych, mniej lub bardziej groźnych ataków. Na krótkiej liście ma ją także jeden z mafijnych bossów Gotham  - Czarna Maska.

Jak widać, nie ma tu nigdzie mowy o ratowaniu świata, jedynie własnej osoby. Nie ma tu nawet słowa o Batmanie - bo po prostu go w tym filmie nie ma, obecność Jokera zaś jedynie się sygnalizuje. To zbliża Ptaki Nocy do historii pokroju Gotham Central czy Jokera Azzarello/Bermejo - ot, szemrana opowieść z gothamskiego półświatka - a także oczyszcza przedpole z kwasów, które pozostały po wytworach pokroju Suicide Squad czy Liga Sprawiedliwości. To kierunek, któremu jestem przychylna. Podoba mi się też to, że jest to historia Harley Quinn opowiedziana przez nią samą - i to nie tylko słychać (mamy dość rozległe komentarze z offu), ale i widać. Fabuła poprowadzona jest tak, jakby opowiedziała ją bohaterka, a to oznacza pewną liczbę przypisów, dygresji i scen "a, jeszcze zapomniałam powiedzieć o tym". Niestety odsuwa to nieco na bok pozostałe istotne postaci, tworzące tytułową drużynę bohaterek - Huntress, Black Canary i Renee Montoyę. Jednak ponieważ Margot Robbie i jej Harley nigdy dość, trudno się na to poważnie obrazić. Ptaki Nocy to również chyba najlżejszy film DCU, mocno nacechowany autoironicznym poczuciem humoru.

Nie jest to koniec listy zalet. Mniejszy nacisk na CGI zaowocował atrakcją w postaci serii dopracowanych scen walki. Szkoda trochę, że ten perfekcjonizm nie sięga aż tak daleko, by bardziej podkreślić indywidualny styl bojowy poszczególnych bohaterek (o co aż się prosi!), ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie można mieć najwyraźniej także złoczyńcy, którego chciałoby się obejrzeć w takim filmie. Nie, nie przeszkadza mi sam pomysł na Czarną Maskę jako metroseksualnego sadystę pozostającego w pełnej homoerotyczych podtekstów relacji z seryjnym zabójcą Wiktorem Zsaszem. A nawet jestem pod wrażeniem roboty, jaką wykonał Ewan McGregor. Po prostu marzy mi się, żeby tę rolę dostał któryś z tych aktorów, którzy naprawdę nie mają hamulców. Cóż by to był za widok... Odnotowuję też z przyjemnością fakt, że Mary Elisabeth Winstead nadal ma tę jakość, którą dało się zaobserowować w Fargo - Huntress dostaje w tym filmie naprawdę niewiele miejsca, mimo to staje się rozpoznawalną (i dość uroczą) postacią.

Z tych wszystkich zachwytów można by wyprowadzić wniosek, że Ptaki Nocy to film udany. Chciałabym móc tak powiedzieć z czystym sumieniem, jednak daje się też zaobserwować trochę braków. Bohaterki (to w końcu też film o drużynie!) zaczynają współdziałać relatywnie późno i nigdy nie jest nam dane zakosztować interpersonalnej dynamiki tego zespołu - a mogłaby to być przecież jedna z największych atrakcji. Nie jestem też fanką tego wydania Renee Montoyi. Policjantka zbyt wiele czasu spędza na jałowych dyskusjach (nudne sceny na komisariacie), byśmy mogli poznać ją jako twardzielkę, którą przecież jest.

Uniknę zatem obowiązkowego wydawania opinii i zastosuję wybieg retoryczny, zestawiając Ptaki Nocy z Jokerem. Czemu nie? Oba filmy to osobiste historie, w dużej mierze stawiające na popisowe aktorskie kreacje. Tyle, że Joker to Poważne Kino o samotnym mężczyźnie, który się stacza. A Fantastyczna emancypacja? To dość krzykliwy, ale uroczy, film o kobiecie, która z pomocą koleżanek wychodzi na prostą. Nawet jeśli ta prosta jest nieco krzywa.

Zwiastun:

No cóż, dawno nie oglądałem tak męczącego i złego filmu, ale recenzję przeczytałem (jak zwykle) z przyjemnością. Co prawda moja opinia jest taka, że kompletnie nie rozumiem, po co tak dobra aktorka marnuje swój talent na coś, co bardziej przypomina zbiór teledysków niż film, ale dostrzegam subiektywność swojego podejścia - w końcu Sucker Punch mnie tak nie męczyło.

Dzięki za dobre słowo. :) Te filmy DCU niestety takie są, że faktycznie przypominają zbiory teledysków. Nie wiem, po co w to brną. A Robbie myślę że po prostu dobrze się czuje w tej roli.

Dodaj komentarz