Las - pejzaż emocjonalny

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Pełnometrażowy debiut Piotra Dumały to kino bezkompromisowe, podporządkowane w całości artystycznej koncepcji. Przypowieść o poświęceniu i śmierci ubrana w statyczne, ciche i wizualnie wysmakowane kadry, z minimalistyczną fabułą cienko rozsmarowaną po filmowej taśmie, stawia widza przed wyborem typowym dla sztuki mierzącej wysoko - kontemplacja lub znudzenie.

Bohaterami "Lasu" są dwaj mężczyźni - ojciec i syn - zamknięci w ciasnych ścianach małego mieszkania, oczekujący na ostateczne rozstanie. Stary człowiek to cień dawnego siebie. Zniedołężniały, o umyśle zasnutym przez starość, poddaje się bezwolnie pielęgnacyjnym zabiegom i odzywa się urywanymi zdaniami, które mają sens tylko dla niego. Wymaga opieki jak niemowlę. I syn opiekuje się nim z podobną troską, jak gdyby był on naprawdę nowo narodzonym dzieckiem. W codziennej rutynie mycia, karmienia, bezsensownych rozmów i samotnych wieczorów ujawnia się miłość, która w swej ogromnej czułości jest prawie nieziemska, jak gdyby zbliżająca się śmierć poddała zwykłe synowskie uczucie rafinacji. Nawet sny, czy też marzenia o wspólnej wędrówce przez puszczę, które przeplatają to smutne oczekiwanie, noszą piętno ofiary.

W snach to ojciec jest przewodnikiem, jest znów silny i dominujący - syn usuwa się w cień i krnąbrnie prowokuje go do okazywania wyższości. Być może jest to ucieczka w dzieciństwo, może szamańskie zabiegi mające przywrócić umierającemu witalność za cenę własnego życia. Wydaje się, że Dumała pozostawia tę kwestię otwartą, upewniając nas tylko w jednym - że splot, który połączył te dwa życia, zostanie wkrótce przerwany. To historia bez klucza, która ma zapewne tyle interpretacji, ilu widzów.

Wielką siłą "Lasu" są wspaniałe, malarskie zdjęcia, które przydają mozolnej opiece nad chorym niespodziewanej godności, zaś sennym wędrówkom po puszczy - rysu metafizyki. Współpraca z Adamem Sikorą, który najwyraźniej współdzieli z Dumałą plastyczną wrażliwość, dała imponujące rezultaty. Doskonale spisała się także skąpa obsada, składająca się wyłącznie ze Stanisława Brudnego i Mariusza Bonaszewskiego. Co można filmowi - być może - zarzucić, to bardzo wolne tempo. "Lasu" się nie ogląda, "Las" się kontempluje. Jeśli o mnie chodzi, film zajął mnie bez reszty, zapewne jednak miała w tym udział umiejętność gapienia się na (czy też piękniej - adoracji) rzeczy, które uważam za przytłaczająco piękne, a taki jest tu praktycznie każdy kadr.

Sam Dumała przyznaje, że, pomijając ewentualną rozwlekłość, do wielu widzów "Las" po prostu nie przemawia. To bardzo osobiste dzieło, w które wplótł własne doświadczenie związane z opieką nad umierającym ojcem, i jako takie może być niewystarczająco uniwersalne. Z pewnością każdy odbierze je inaczej, trudno zatem ufać cudzym opiniom. Ten film to wyzwanie bez gwarancji wygranej. Warto spróbować.

Wiele mądrych słów i racji , ale musiałbym oszukać swoje reakcje, żeby mi się film spodobał. Niektóre kadry chodzą mi po głowie cały czas, niektóre wracają po czasie. Też mi się wydawało, że potrafię się skupić i kontemplować, ale nie w przypadku tego filmu. I żałuję, że nie załapałem się póki co na klimat, który rozmył mi się gdzieś w długich, zbyt długich scenach. Właśnie osobisty przekaz i podjęcie trudnego tematu śmierci ojca uważam za mocną stronę filmu.

Ja z kolei nie wyobrażam sobie krótkiego metrażu. Nosiłby pewnie tytuł "Sprintem przez Las" :) Może to przez Tarkowskiego, którego naoglądałam się ostatnio sporo, takie tempo wydaje mi się całkiem OK.

Temat rzeczywiście odważny, nawet jeśli ujęty tak, że niekoniecznie przemawia. Muszę chyba w końcu zobaczyć "33 sceny z życia", tylko mam uporczywe wrażenie, że Szumowskiej wyszło to znacznie gorzej.

Film Szumowskiej jest niesamowicie sztuczny, przez co zupełnie nie udało mi się złapać klimatu, który starała się (jak mniemam) stworzyć. To chyba zupełnie inne kino niż "Las".

Na pewno inne kino, ale nie odebrałem tego filmu jako sztuczny, raczej jako osobisty. Szumowska chciała pokazać jak bardzo śmierć stała się nam obca - w sensie we współczesnej kulturze, jak strasznie nie umiemy sobie z nią poradzić, gdy nas dotyka poprzez umieranie bliskich. Dawniej kultura dawała możliwość emocjonalnego uporania się z odchodzeniem najbliższych, dziś pozostaje strach przed pustką. Tak pojąłem jej przesłanie.Nie sposób porównać obu obrazów. Film Dumały jest bez wątpienia bardziej wyrafinowany. Dla mnie zbyt wyrafinowany.

Oceniliście też raczej skrajnie - Lapsus na 9, Michuk na 5. Naprawdę nie pomagacie w wyrobieniu jakiejś opinii. ;P Ale przynajmniej mam jakiś głos na plus (oprócz Ofilmowego - tam dali dychę) i nie będę podchodzić tak sceptycznie.

Pewnie faktycznie trudno porównać te filmy - Szumowska przyszła mi do głowy ze względu na wspólny temat i na recenzję Sobolewskiego , który zachwycał się oboma.

33 to film zdecydowanie bardziej konwencjonalny. W moim odczuciu, pod względem technicznym, dzieło Szumowskiej jest bardzo dopracowane. Tyle, że koszmarnie irytowali mnie bohaterowie. Do tego przesłanie, o którym wspomniał Lapsus, wydało mi się kompletnie nie warte uwagi, choć ja zwykle mam gdzieś przesłanie jeśli historia jest ciekawa.

Trochę się nad tym przesłaniem zastanawiałem wcześniej, poszukując odpowiedzi przeczytałem książkę "Człowiek i śmierć" Aries , swego czasu książeczkę "Trup". Uważam, że postawienie pytania o stosunek człowieka do śmierci w danej epoce jest kwestią podstawową, wręcz definiującą cywilizację. Dziś także pyta o to proza Houllebeque'a ("Możliwość wyspy"). Dlaczego uważasz to za nie warte uwagi?

Lapsus, a jaki Ty masz stosunek do śmierci? Jaka jest Twoja odpowiedź, bez cytowania tego co przeczytałeś ?

Jak o czymś myślę, to czytam, staram się poznać różne punkty widzenia. Chodziło mi tylko o to, że to ważny temat jest i pisarze , filmowcy, filozofowie inspirowali się nim od zawsze. Dlatego film Szumowskiej uważam za istotny - podjęła się powiedzieć trudną prawdę o współczesnym pojmowaniu śmierci. Jeśli pytasz mnie tak bardzo osobiście - mój stosunek do śmierci to ciągła próba zrozumienia i oswojenia lęku. Ale to chyba nie na ten wątek.

Ja oceniłem "33 sceny.." na 6. Jeśli chodzi o wybór tematu, to nie mam żadnych zastrzeżeń, natomiast dla mnie wadą jest to, że nie potrafiłem się tą historią przejąć. Wiem, że w sporej mierze to wina uczucia sztuczności, spowodowanego tym, że znani aktorzy zachodni mówią głosem znanych aktorów polskich, co mi akurat przeszkadzało. Ale myślę, że to nie tylko to.
"Lasu" jeszcze nie widziałem.

@lapsus, jaką prawdę w takim razie Szumowska wyjawia widzowi? Mi jakoś jej przekaz umknął.
Podobnie jak doktor, również nie mam zastrzeżen do tematu, bo ja w kinie poszukuję raczej ciekawych histori do podejrzenia niźli jakiś tam przesłań. Wynika to być może z tego, że rzadko trafiałem na coś naprawdę w tym sensie, przekazu znaczy, wartościowego. Wyjątkiem są np. dzieła Kiarostamiego, będące często swoistymi filmowymi przypowieściami.

Pisałem o tym Ofermo, "33 sceny..." to film o bezradności współczesnego człowieka wobec śmierci, o tym jak nie umiemy sobie z tym poradzić. Dlaczego? Szumowska mówi tak - chcemy żyć, odsuwamy od siebie ostateczny kontekst, staramy się go trywializować i nagle okazuje się - nie ma tak prosto. Ciemność dopada nas bez litości, a potem już nic nie jest takie samo. Podstawową wartość filmu upatruję w odwadze reżyserki, że zdecydowała się zmierzyć z tak trudnym tematem. W polskim kinie taka próba nie zdarza się często.

Ach, minęliśmy się. Pytając o przesłanie filmu miałem na myśli nie tyle to o czym jest film, bo to mniej więcej wychwyciłem, tylko jaką refleksję w filmie dostrzegłeś. To o czym piszesz i co faktycznie zawiera się w tym filmie, ma nie za wiele wspólnego z refleksją, moim zdaniem. Gdyby Szumowska zagłębiła się w problem lęku przed śmiercią, gdyby wgryzła się w jego istotę, spróbowała dociec faktycznego źródła tego lęku, to na cokolwiek by wpadła to nazwałbym to refleksją. Wg mnie w 33 jest tylko, całkiem sprawnie zresztą, ukazany zapis tego co z nami, ludźmi, dzieje się najczęściej w momencie kiedy stajemy w obliczu śmierci najbliższych nam osób. Nie ma żadnej refleksji na temat tego dlaczego tak się zachowujemy i dlaczego czujemy się tak a nie inaczej. Odniosłem wręcz wrażenie, że reżyserka uznaje to za coś z czym należy się pogodzić. Wg mnie ta historia zatrzymuje się w miejscu w którym dopiero rozpoczyna się to "najciekawsze". Skąd w nas lęk przed śmiercią? Czym jest ów lęk i czego faktycznie się lękamy? W filmie nie ma próby odpowiedzi, albo mi ona umknęła. @Lapsus, dostrzegłeś w filmie jakąś próbę zgłębienia tego tematu?
Co do podstawowej wartości filmu jako odwagi reżyserki to zgadzam się, ale tylko o tyle, że to dobry punkt wyjścia. Historia musi przede wszystkim wciągać, bohaterowie muszą być dla nas ciekawi itp itp. Dla mnie żaden z tych warunków nie został spełniony stąd dałem 6czkę, głównie za bardzo dopracowaną strone techniczną filmu i wyczuwalne emocje bohaterów, którzy mnie osobiście, jak już wspominałem, irytowali a nie interesowali.

No widzisz, cieszę się bardzo z tego, co napisałeś i masz rację. Nie traktuj mojej odpowiedzi jako wykręt, ale mnie wystarcza czasem impuls, ktoś tu powiedział "dowyobrażenie". Czy , Twoim zdaniem, mam do tego prawo?

daj spokój, pewnie że masz prawo, choć nie do końca rozumiem do czego ;) "Dowyobrażenie"?!

Do tego, żeby "słaby" film spodobał mi się choćby dlatego, że sprowokował mnie do idących dalej refleksji na temat pojmowania śmierci przez współczesnego człowieka.

jasne, teraz rozumiem :)

@Oferma Świetnie to ująłeś. Też miałem wrażenie, że film gdzieś tak przeszedł obok tematu. Podobno miał być szokujący, a był taki jakiś bezbarwny (jak dla mnie). Obawiam się (wbrew deklaracjom samej Szumowskiej), że to był film, którego jednak głównym zadaniem było pomóc Szumowskiej poradzić sobie samej z osobistą tragedią, która ją spotkała. Brawo za odwagę, ale co z tego mają widzowie?

@lapsus Bez fochów! ;)

Ale ja tak to lubię;)

Otóż to, bezbarwny, przechodzący obok tematu, nieciekawy, choć jak widać, na szczęście (?) nie dla wszystkich.
Co do autoterapii w kinie to Szumowska powinna była najpierw naoglądać się Woodiego Allena i może wtedy udałoby się jej zrobić film terapeutyczny i zarazem ciekawy dla szerszej publiczności.

No wiesz, jednak sporo ludzi, nie tylko ja, pozytywnie odebrało ten film. Pewnie jakaś ciemna masa...

fakt, na filmasterze ma ocenę 7.0, czyli doktor i ja jesteśmy w mniejszości. Palnąłem w takim razie :)

Właściwie to z lapusem powinien się najmocniej spierać michuk, bo on dał "33 scenom.." tylko 5 :)

@Oferma No, nareszcie mówisz do rzeczy. Tylko gdzie są te tłumy zwolenników filmu Szumowskiej, żeby mnie wspierać?

wiesz, fora mają to do siebie, że najwięcej jest na nich malkontentów ;)

Oczywiście, zawsze się dziwiłam, pozytywnym recenzjom tego filmu, mnie poraził sztucznością, jeszcze oglądałam go w multikinie, gdzie część publiczności pokładała się ze śmiechu. "Las" to zupełnie inne kino, piękne, pełne niedopowiedzeń, magiczne, osobiste.

Kochani, przez przypadek (recenzja Sobolewskiego) dyskusja o filmie "Las" skręciła w stronę filmu ""33 sceny z życia". "Las" to kameralne dzieło o przemijaniu, doświadczeniach związanych z opieką nad człowiekiem starym, chorym, umierającym pokazanych z perspektywy relacji syn versus ojciec. "33 sceny z życia" są na pewno niemal równie osobiste, ale ten film przechodzi jakby obok tematu śmierci. Z perspektywy klasyki ("Śmierć w Wenecji", "Szepty i krzyki") nie wnosi nic nowego do tematu, może poza stwierdzeniem, że śmierć jest obca współczesnemu społeczeństwu. "Las" nie odziera śmierci z jej tajemniczości, raczej pozwala ją zaakceptować przez jakąś magiczną kontemplację. W mojej opinii ta kontemplacja jest znacznie ważniejsza od stwierdzenia, że śmierć jest nam obca.

Nie śmiem polemizować z tak zrównoważoną opinią, ale czy zgodzisz się, że "Las" jest filmem bardzo osobnym i trzeba wczuć się w klimat, natomiast bardziej uniwersalne treści są wyrażone w "33 scenach..."?

"Las" jest trudniejszy w odbiorze.

Zgadzam się, bo sam tej trudności doświadczyłem (dla mnie trudność wynika przede wszystkim z bezkompromisowego, osobnego przekazu). Tyle tylko, że dwa filmy Dumały , które widziałem - "Franz Kafka" i "Zbrodnia i kara" - uważam za arcydzieła krótkiego metrażu. Nie umiem sobie do końca odpowiedzieć, dlaczego "Las" mnie zawiódł. Próbę odpowiedzi zawarłem w swojej krótkiej recenzji. Mnie Dumała zmęczył zbyt rozciągniętymi scenami i ujęciami, czyli winię za to montaż. Zauważ - tego nie było we wcześniejszych filmach reżysera i chyba dlatego poczułem się zawiedziony. To tak, jakby o kształcie zadecydowały względy techniczne - film, który mógłby trwać 40 albo nawet 60 minut (i nie byłby wtedy moim zdaniem "sprintem przez las"), rozciągnięto do rozmiarów pełnego metrażu. No ale jest to w końcu pełnometrażowy debiut Dumały.

Dodaj komentarz