W cieniu

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Under the shadow Babaka Anvari to przykład filmu, który z jednej strony widzieliśmy już wiele razy, z drugiej jednak - nigdy w takim wydaniu. Klasyczna opowieść o nawiedzonym domu zyskuje na oryginalności dzięki niecodziennej scenerii. A przy tym jest to zaskakująco sprawnie zrealizowany debiut.

Mamy tu opowieść o oblężonej rodzinie - dosłownie, bo akcja rozgrywa się w bloku mieszkalnym w Teheranie, w czasie wojny iracko-irańskiej. Alarmy bombowe są na porządku dziennym, a okienne szyby zabezpieczone są taśmą klejącą na wypadek wybuchu. To dramatyczne okoliczności, które początkowo przysłaniają różne drobne, niepokojące incydenty, jakie pojawiają się w życiu Shideh i jej córeczki Dorsy. Znajomy chłopiec ostrzega Dorsę przed dżinnem. Ulubiona lalka dziewczynki znika. W mieszkaniu rozlegają się niepokojące odgłosy, noce naznaczone są koszmarami. A coraz więcej sąsiadów, w obawie przed bombami, opuszcza budynek i miasto.

Tuż po premierze Under the shadow film porównywano do australijskiego Babadooka. Dziś jest jeszcze powstałe 2 lata później Hereditary. Wszystkie te obrazy (3 świetne debiuty!) poruszają temat rozpadu rodzinnej więzi i emocjonalnej implozji kobiet, które pogrążając się w kryzysie nie tylko nie potrafią zadbać o najbliższych, ale stanowią dla nich wręcz zagrożenie. Under the shadow nie tylko jest najbardziej powściągliwym z nich, ale też inaczej przedstawia przyczyny i skutki. W przypadku obu pozostałych filmów rozpoczynamy opowieść z bohaterkami głęboko zranionymi - u Amelii od dawna rozwija się depresja po śmierci męża, psychika Annie jest zwichrowana po życiu z matką-potworem. Shideh to zwykła kobieta z irańskiej klasy średniej. Tu presja pochodzi z zewnątrz. Marzenia Shideh o ukończeniu studiów medycznych zostały właśnie zdruzgotane - odmówiono jej kontynuowania nauki ze względu na dawne polityczne zaangażowanie. Jej mąż przyjmuje tę wiadomość słowami "może tak będzie lepiej", a wkrótce wyjeżdża, oddelegowany jako lekarz na front trwającej wojny. W rzadkich telefonach namawia Shideh do wyjazdu do teściów. Samotność i ciągły stres wywierają wpływ na jej relacje z córką, w których oprócz troski stale pojawia się irytacja i lekceważenie, wszystko podszyte nienawiścią do samej siebie. Shideh przestaje być emocjonalnym oparciem dla swojego dziecka, nawet jeśli w sensie fizycznym wciąż dba o jego dobrostan. Jak widać dżinny nie są tu wcale największym problemem.

Są jednak okazją do pokazania reżyserskiej pomysłowości. Może i horror to gatunek sformalizowany, jednak skuteczne przestraszenie widza nadal wymaga trochę wysiłku. Anvari dokonuje tego za pomocą bardzo oszczędnych środków, mieszając rzeczywistość ze snem, wplatając w ścieżkę dźwiękową sugestywne odgłosy, świadomie operując kamerą. Nie jest oczywiście tak, że nie mamy tu ścisłej klasyki kina grozy - nie ma jak dobrze rozmieszczony jump scare - ale opresyjną atmosferę uzyskano jednak za pomocą bardziej szlachetnych metod, i to w bardzo sprawny sposób.

Twórcza dyscyplina ma też swoje gorsze strony. Zarówno Aster, jak i Kent zaufali swoim aktorkom. Toni Collette otrzymała co najmniej 2 znakomite monologi, a wyrazistą kreację Davis pamięta się jeszcze długo po wyjściu z kina. Talent Rashidi nie doczekał się tak rozległej ekspozycji. Do tego zakończeniu wyraźnie brakuje oryginalności. Są to jednak drobnostki. Film, który jest zarówno straszny, jak i niegłupi, zawsze będzie u mnie w cenie. Jeśli zdolni filmowcy chcą rozpoczynać swoją karierę w długim metrażu od kina grozy, jestem na tak.

Zwiastun: