Spokojnie jak na wojnie...

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Sanborn, Eldridge i Thompson są saperami w kompanii Bravo w Iraku. Rozbrajanie bomb i wojna to dla nich chleb codzienny. Wszystko jest "w normie", o ile cokolwiek można tak określić na misji w Iraku, dopóki Thompson nie ginie podczas detonacji ładunku.

Jego miejsce zajmuje James - żądny adrenaliny i szaleńczy w swych metodach saper, mający ponad 850 rozbrojonych bomb w swojej statystyce. Jego metody są skuteczne, ale zarazem niebezpieczne dla niego jak i reszty saperów z kompanii.

Film mnie bardzo wciągnął. Tak jak nigdy nie interesowało mnie pójście do wojska, tak po seansie zapragnąłem choćby pograć w jakąś grę wojenną, wcielić się w żołnierza na froncie i walczyć o dobro którejś ze stron. Efekty specjalne, zwłaszcza detonacje, nakręcone są na wysokim poziomie. Za każdym razem, gdy następował wybuch, czułem się, jakbym był tam razem z Jamesem i resztą załogi.

Fabuła może wydaje się prymitywna - ot zapis wydarzeń które mają miejsce podczas misji w Iraku, jednakże wg mnie właśnie w tej prostocie tkwi siła. Bo czy wolelibyśmy oglądać sytuacje, gdy okazuje się że jeden z żołnierzy jest kretem, a inny kretynem, gdy każdy zamach czy detonacja jest uwieńczony śledztwem prowadzonym przez jakiegoś maniaka konspiry? Oglądać nieustanne kłótnie, bijatyki i docinki między - teoretycznie zgranym - zespołem? Wtedy byłoby to przesadzone, tymczasem film jest realistyczny i to działa na jego korzyść.

Cóż mogę dodać - film warty polecenia i żałuję, że nie obejrzałem go w kinie, tylko w domowym zaciszu. Byłoby jeszcze efektowniej, jeszcze bardziej realistycznie i jeszcze ciekawiej... Tymczasem ocena 8/10 wydaje mi się odpowiednia. Może przy ponownym obejrzeniu, w innych warunkach (jakiś maraton, noc filmowa, seans w kinie) zmienię zdanie.

Zwiastun:

W zasadzie to na mnie ten film wywarł odwrotny efekt - zrobiło mi się żal Jamesa, bo gwarantowane, że kiedyś wreszcie zginie w trakcie jednej ze swoich brawurowych akcji. A może jeszcze bardziej dlatego, że nie będzie miał nic przeciwko temu.

Dla jednych całe życie to samochody, dla innych futbol... dla Jamesa całe życie to bycie saperem i adrenalina z tym związana. Mi nie jest jego żal, za to uważam, że jest o tyle szczęściarzem, że odnalazł siebie

Cieszę się z tego tekstu, bo potwierdza to co mówiłem, a mianowicie, że "Hurt Locker" przedstawia wojnę w stylu Rambo (fajna zabawa). Od Rambo różnią go niestety gorsze dialogi :P

A James oczywiście nie zginie, podobnie jak Rambo nie ginie. Skoro rozbroił już 850 bomb, to może i z tysiąc pińćset jeszcze rozbroić i to lewą ręką. Why not?

Żeby w pełni odpowiedzieć na Twój komentarz, musiałbym obejrzeć Rambo. A nie zdążyłem się z nim jeszcze przywitać (tak, wiem, wstyd mi...)

Niemniej mi "The Hurt Locker" się podobał i wciągnął mnie. I nie robi mi znaczenia, czy to była bomba numer 850 czy 666 (ciekawe, kto ją podłożył), czy 2000-jubileuszowa, grunt, że był dobry w tym ,co robił, nawet jeśli miał pochrzanione metody i wartości.

Doktorze, jako matematyk chyba nie powinieneś wyciągać ogólnych wniosków dot. Hurt Locker na podstawie dwóch próbek - tj. własnego zdania i notki Faustyna :) Co sobie ludzie pomyślą..

Cholera, mam nadzieję, że jako matematyk mam prawo do wyrażania własnej opinii na podstawie własnego zdania. Czy też nie? :)

Nawet jeśli nie jestem tego do końca pewna, to i tak napiszę, że koniecznie masz prawo. Twoje opinie są dla mnie na tyle cenne i interesujące, że nie mam śmiałości napisać niczego, co by ograniczyło ich ekspresję. :)

I wzajemnie Esme :)

Dodaj komentarz