Cold Lunch. Kino niezależne nawet od widza.

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Idąc na festiwal kina niezależnego oczekiwałem z niepokojem właśnie takich filmów. Na szczęście większość taka nie była. Lønsj to nazwa lunch-baru, który w pewnym momencie zbiera wszystkich bohaterów (związanych ze sobą nieświadomie pewnym drobnym przypadkiem) w jednym miejscu, by inny przypadek, jakże symboliczny, rozproszył ich na nowo. Cold Lunch to kino na wskroś intelektualne, jak dla mnie - przeintelektualizowane.


Cold Lunch wywołał u mnie prawdziwą irytację - więc może jednak porusza? Wychodząc z kina byłem wprost rozdrażniony, że ktoś skusił mnie, pod pozorem kina skandynawskiego, do udziału w tak dziwnym eksperymencie. Eksperyment polegał na tym, że puszcza się widzom film obyczajowy, który zdecydowanie nosi znamiona filmu z przesłaniem, ale przesłanie jest albo celowo ukryte, albo tak trywialne, że można by rzec, że drzewa przesłoniły las.

Poznajemy niezależnie od siebie losu kilku bohaterów mieszkających na jednej ulicy w Oslo. Zagubiony Christer - homoseksualista; od lat nie opuszczająca mieszkania, sterroryzowana przez ojca Leni; molestowana przez męża, targana poczuciem winy Heidi - to główni, ale nie jedyni bohaterowie. Film jest opowieścią o krótkim wycinku z ich życia, zapisem ich codzienności, kilku decyzji i przypadków mających wpływ na dalsze, zapewne, życie.

W tym filmie wszystko zdaje się mieć wyraz - sterylne życie Leni odbija się nawet w kolorze ścian i mebli, życiowy bałagan Christera od razu widać w scenografii mieszkania, a wszystko spięte niepokojącą symboliką ptaków, jak u Hitchcocka. Jeśli jednak przebieg wypadków miał mi uzmysłowić jakiś ogólny sens, to się pogubiłem...

Bezmyślne i nieodpowiedzialne zachowania bohaterów przynoszą im (lub innym) niemal od razu owoce w postaci kolejnych życiowych problemów. Czy taki miał być przekaz: ludzie są bezmyślni, nie liczą się z innymi i sami sobie uprzykrzają życie? Mogłoby tak być, gdyby nie przykład niektórych postaci, które by świadczyły ponadto:
a) jeśli na prawdę zaczniesz działać, nawet bez planu, masz wpływ na własne życie
b) jeśli ofiarnie i cierpliwie znosisz swoje trudy... to znoś je nadal.

Nie wiem, na prawdę nie wiem o czym był ten film. Na pewno dobrze to o mnie nie świadczy i pewnie stąd ta irytacja. Tak własnie wyobrażam sobie kino niezależne: przeintelektualizowany, senny obraz o niczym. Niczym konkretnym.

Nie można jednak całkiem źle ocenić tego filmu - zdjęcia są świetne.