Magia polskiego kina

Data:

Mogłoby się wydawać, że powyższe stwierdzenie ciężko połączyć z polskim kinem. Bo dzisiejsze polskie filmy są albo nudne, albo słabe, albo bez pomysłu, albo źle zagrane.. Ale na pewno nie są magiczne. Dobrze, zatem, że mamy reżysera takiego jak Jan Jakub Kolski, który pozwala mi jeszcze wierzyć w wyjątkowość naszych ojczystych obrazów filmowych.

Wenecja jest kolejnym przykładem na to, jak prostą historię można przedstawić w sposób zachwycający, rozpieszczający nasze oczy, a równocześnie głęboki, pozwalający przeżyć historię razem z głównymi bohaterami. Filmy Kolskiego słyną z niezwykłej aury, która otacza całą fabułę. Tworzy jakby drugi, równoległy i równie ważny plan filmowy, świat, który opowiada swoje własne dzieje. Nie mogło tego zabraknąć również w Wenecji. Istna uczta dla oczu.

Tytułowa Wenecja jest tak naprawdę marzeniem małego Marka, któremu wojna odebrała szansę wyjazdu do Włoch i zobaczenia upragnionej Wenecji, która symbolizuje nieomal biblijną ziemię obiecaną. Co ciekawe, z czasem Wenecja staje się jakąś mekką dla wszystkich bohaterów filmu, mieszkających w starej posiadłości ciotki Weroniki. Postanawiają stworzyć swoją własną wersję wodnego miasta w piwnicy i spędzają tam każdą wolną chwilę, zagłębiając się we własnych marzeniach i uciekając od tragicznej rzeczywistości. Temat wręcz idealny dla Jana Jakuba Kolskiego. Nieomalże mistyczny charakter filmu, ta wszechobecna aura niezwykłości, urzeczywistnianie najskrytszych marzeń bohaterów - wszystko cudownie współgra z obrazem i czystą muzyką, która wprawia widza w ten szczególny nastrój.

Należy jednak pamiętać, że wyobraźnia reżysera jest dosyć nieokiełznana, a kino daje mu potężne narzędzia do kreowania światów [czasem w przesadnym stylu]. Dlatego też pociesza fakt, że scenariusz filmu powstał w oparciu o tekst Włodzimierza Odojewskiego, trzymając w ryzach ten nietuzinkowy potencjał i temperament Kolskiego. Dzięki temu powstał film niezwykle piękny, prosty, równocześnie głęboki i właśnie magiczny. Ze zwykłymi bohaterami, uwikłanymi w codzienność, w romantyczne tragedie, wojnę, rodzinne problemy i miłosne historie.
A przede wszystkim w marzenia.

Zwiastun:

Jak dla mnie, mimo że bardzo mi się "Wenecja" podobała jest to bardziej film Artura Reinharta niż Kolskiego. Mniej magii, a więcej obrazów. To powstrzymanie wyobraźni przez literaturę wyszło całkiem nieźle, ale i tak jego najlepsze dzieła były w pełni autorskimi filmami.

No a mi się filmy Kolskiego podobają coraz mniej. Oczywiście "Wenecja" jest lepsza od tragicznej "Afonii...", ale jakoś zdecydowanie bardziej wolałem stare filmy Kolskiego.

"Wenecję" oceniłbym względnie dobrze, mimo góra przeciętnego scenariusza, bo ma naprawdę fajne zdjęcia, ale od samego początku działał mi na nerwy ten dzieciak w głównej roli. A niestety za bardzo nie znikał z ekranu...

Od strony operatorsko-kompozytorskiej to najlepszy polski film ostatnich lat.

Dodaj komentarz