"Boże, spraw by moja dusza dojrzała, zanim nadejdzie jej żniwo" - mini recenzja filmu "Furman śmierci"

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Furman śmierci to sztandarowe dzieło szwedzkiej szkoły filmowej nakręcone w 1921 roku przez jedną z dwóch najwybitniejszych postaci skandynawskiej kinematografii niemej- Victora Sjostroma. Recz rozgrywa się w wigilię Nowego Roku. Umierająca na gruźlicę siostra miłosierdzia domaga się, by sprowadzono Davida Holma- miejscowego pijaka i awanturnika, którego zastajemy chwilę później na cmentarzu, gdzie razem z dwoma kompanami pije alkohol i opowiada starą ludową legendę: otóż, grzesznik, który umrze jako ostatni w sylwestrową noc, zobowiązany jest do odbycia służby jako woźnica śmierci przez okrągły rok, gdzie „każdy dzień jest jak 100 lat na ziemi”. Pech chce, że jako ostatni wyzionął ducha właśnie David Holm. Następnie obecny jeszcze furman śmierci zabiera go ze sobą, aby wykonać swe obowiązki- zebrać kolejne dusze. W międzyczasie David przygląda się swemu ziemskiemu żywotowi.

Furman śmierci to metafizyczna opowieść o poczuciu winy i rozpaczy Davida, który, dopóki żył, zachowywał się niegodziwie, zarówno wobec obcych, jak i tych najbliższych. Po śmierci staje w obliczu nie tylko przymusu bycia sługą Śmierci, ale również faktu nieodwracalności swoich czynów, co wpędza go w czarną rozpacz i staje się przyczyną skruchy.
Sama tematyka filmu powoduje, że ma on bardzo duże predyspozycje do moralizatorstwa (w pejoratywnym tego słowa znaczeniu ), jednak , w moim odczuciu, Sjostrom unika banału, co jest dla mnie dużą zaletą. Na uwagę zasługuje też wielka rola samego reżysera, który zagrał Davida Holma w sposób niezwykle przekonujący, a także niesamowita atmosfera, budowana za pomocą muzyki i bardzo dobrych zdjęć.

Był to pierwszy niemy, skandynawski film, jaki obejrzałem, z pewnością jednak nie ostatni- z przyjemnością „podejdę” do takich filmów jak Skarb rodu Arne czy Stary zamek.