36. FPFF w Gdyni – spotkanie z Markiem Koterskim

Data:

Ostatnie spotkanie „Jak to się robi”, z reżyserem filmu „Baby są jakieś inne” - Markiem Koterskim, oraz kilkoma innymi członkami ekipy, okazało się dużo ciekawsze i lepiej przygotowane od poprzednich.

„Baby są jakieś inne” to film o dwóch mężczyznach (wcielają sięw nich Robert Więckiewcz oraz Adam Woronowicz), którzy jadąc samochodem dyskutują o kobietach. Pomysł prosty, ale trudny w realizacji – głównie dlatego, że przygotowane dialogi muszą być naprawdę błyskotliwe, żeby utrzymać uwagę widza, bo przez półtorej godziny filmu cały czas będziemy siedzieć w aucie.

Twórcy zaprezentowali dwie sceny z filmu, dość zabawne, pokazujące styl filmu. Jedno ujęcie, z dialogiem Woronowicza, szczególnie mi się spodobało i myślę, że to właśnie on zabłyśnie w tej produkcji. Następnie pokazano trzy prezentacje – pierwsza stanowiła materiał „making of”, druga przedstawiała wkład studia Chimney Pot, a trzecia traktowała o udźwiękowieniu produkcji.

Jerzy Zieliński, autor zdjęć, opowiadał o dywagacjach na temat metody kręcenia „Bab...”. Były dwie możliwości – postawić samochód na platformie, jeździć nią i nagrywać. Minusem takiego rozwiązania jest ograniczona ilość miejsc, z których można kręcić – mogłyby to być dwa, trzy ujęcia. To mało, jeśli film dzieje się w całości w samochodzie. Ożywienie materiału poprzez wiele kątów kręcenia było bardzo ważne. Dlatego twórcy zdecydowali się kręcić w hali. Rozebrano samochód tak, żeby można ustawiać kamerę w różnych miejscach, a potem otoczono go greenboxem. Po nagraniu kwestii aktorów, materiał został wysłany do Chimney Pot, gdzie doklejano tła i drobne efekty, jak refleksy świateł. Co ciekawe, podczas kręcenia w studiu, ekipa filmowa imitowała odbicia mijanych lamp, czy syrenę karetki. Studio odpowiedzialne za CGI musiało potem idealnie dokleić tło – bardzo dużo mrówczej pracy, której widzowie nie zauważą.

Marek Koterski opowiadał z kolei o problemach koncepcyjnych, dużo mówił też o aktorach. Robert Więckiewicz, obecny na spotkaniu, narzekał – w formie żartu, oczywiście – na intensywność dni zdjęciowych. Razem z Adamem Woronowiczem całe 21 dni spędzili w aucie – nie nagrywano w końcu innych scen, bo takich nie było. Problemem było też granie „do greenboxa”; przed samochodem stał ekran, na którym leciał materiał nagrany z auta jadącego przez Polskę po to, żeby realistycznie oddać spojrzenie aktorów, którzy powinni patrzeć w dal, a nie w oddalony o 5 metrów greenbox.

Premiera „Bab...” będzie miała miejsce 9 września. Nie zdążyli na festiwal, zabrakło im podobno tylko kilka tygodni pracy. Pomysł jest ciekawy, ale też bardzo ryzykowny – odpowiedzialny za niego jest jednak Marek Koterski, co pozwala mieć nadzieję, że efekt będzie bardzo dobry.

Oby było lepsze od lejdisosteronów. Szkoda, że to nie Więckiewicz gra Miauczyńskiego.

Dodaj komentarz