Bez wstydu

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Filip Marczewski nie wybrał łatwej drogi i jako swój debiut nakręcił film trudny do realizacji. I jeśli na „Bez wstydu” będziemy patrzeć przez pryzmat debiutu właśnie, to początkujący reżyser niewątpliwie odniósł sukces.

Trudny do realizacji, bo po pierwsze nie mamy do czynienia z produkcją kameralną, a po drugie sporo tu zbliżeń, co wymagało bardzo wysokiego poziomu gry aktorskiej. I to właśnie para głównych aktorów – Mateusz Kościukiewicz i Agnieszka Grochowska, wcielający się kolejno w Tadka i Ankę - sprawia, że „Bez wstydu” to pozycja warta obejrzenia.

Twórcy w ciekawy sposób przedstawili zakazaną miłość dwojga rodzeństwa. Nie oglądamy płomiennej historii uczuciowej, która musi stawić czoła otoczeniu – zamiast tego cichy dramat brata, który kocha siostrę, podczas gdy ona próbuje się od tego bronić. Wszystko rozgrywa się w czterech ścianach mieszkania Anki, które stanowi swoiste sanktuarium tej fabuły – gdy Tadek z mieszkania wychodzi, szukając pracy, czy kręcąc się po prostu po mieście, pojawia się inny wątek. To otwarcie historii wyszło filmowi na dobre, bo Wałbrzych gra tu swoją rolę. Tym innym wątkiem jest Irmina, grana przez debiutującą Annę Próchniak, oraz mniejszość romska. Irmina pomaga Tadkowi i zakochuje się w nim, on jednak jest skupiony na swojej siostrze. Młoda Romka tak naprawdę chce się wyrwać z okowów tradycji swojej kultury, które nie pozwolą jej na zbudowanie kariery lekarskiej.

Z jednej strony, uzupełnienie kazirodczej miłości o „coś jeszcze” to dobry krok, który dodaje nieco realizmu. Z drugiej strony, taki zabieg może być zinterpretowany jako strzał w stopę, bo o ile wątek Tadka i Anki jest dobrze poprowadzony, o tyle Irminy i mniejszości romskiej wydaje się być przyspieszony, niedopowiedziany. Filipa Marczewskiego ratuje Anna Próchniak, która świetnie zagrała młodą Cygankę, starającą się uwieść głównego bohatera. Zapewne w najbliższym czasie będziemy o niej więcej słyszeć.

„Bez wstydu” opiera się na barkach aktorów i dzięki ich świetnym występom, należy dać mu szansę. Pomysł na film był wyśmienity, w wielu scenach wyczuwa się różnego rodzaju konflikty, co wciąga widza w dramat młodego Tadeusza. Debiut Marczewskiego od wybitności może i dzieli wspomniany wątek poboczny, jednak takie poprowadzenie aktorów świadczy o bardzo dobrze rokującym reżyserze.

W mojej opinii wątek kazirodczy mimo konsultacji prezesa Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego jest ukazany w sposób mało wiarygodny, Brakuje w nim przekonującego triggera uruchamiającego przemianę fazy platonicznej w namiętność. Na tym tle wątek mniejszości romskiej wypada lepiej, ale jest przez reżysera pozostawiony bez dalszego rozwinięcia. Pozostaje wrażenie, że mimo bardzo dobrego tematu, ciekawej gry aktorskiej, świetnych zdjęć i scenografii można było z tego filmu znacznie więcej wycisnąć.

Dodaj komentarz