Thriller w pijackim widzie
Cedric Kahn ma niebywałą łatwość w kreowaniu postaci autodestrukcyjnych - wystarczy wspomnieć wzorowanego na rzeczywistej postaci Roberto Succo z filmu z 2001 r. o tym samym tytule. To, co łączy postacie z poprzednich dwóch dzieł tego reżysera (bo przecież także bohatera z "Nudy") z Antoinem z "Czerwonych świateł" jest desperacka potrzeba znaczenia.
Bowiem u podstaw wszelkich destrukcyjnych działań bohaterów Kahna leży głęboko zakorzenione poczucie odrzucenia, nieprzydatności, bycia redundantym. Podobnie jak we współczesnym kinie tureckim, w filmach 46-letniego reżysera centralny punkt zajmuje antybohater, człowiek zniewolony przez własne słabości, emancypujący swoje porażki. Antoine, protagonista "Czerwonych świateł", z pozoru nie powinien narzekać na swoje życie - ma niezłą pracę, atrakcyjną żonę i dwójkę dzieci, które właśnie ma odebrać z letniego obozu. Ale Antoine ma też słabość do alkoholu, która stanie się zalążkiem małej katastrofy w rodzinie Dunan.
Symbolika Kahna raczej nie zostawia znaków zapytania - tytułowe czerwone światła nie stanowią przeszkody dla rozpędzonego auta głównego bohatera, który - jadąc na "podwójnym gazie" - odrzuca zarówno zdrowy rozsądek, jak i swój głęboko skrywany strach. Przekraczając kolejne granice alkoholowego upojenia, zatraca się w swym żalu. Nie ustaje jednak w poszukiwaniach swej żony, która podczas przerwy we wspólnej podróży decyduje się na radykalny krok i postanawia pokonać resztę trasy na własną rękę. Radykalny krok, którego oboje skłóconych małżonków będą żałować bardzo długo.
Atmosfera nieuchronnie zbliżającego się zła towarzyszy Antoine'owi przez całą nocną podróż. Widz, przeczuwający nieuchronną klęskę bohatera, może tylko obserwować jego złe wybory. I choć mężczyzna wychodzi obronną ręką z tarapatów, które swoją lekkomyślnością sam sobie zgotował, w finale czeka na niego bolesne oprzytomnienie. To specyficzne kino drogi w kameralny sposób ukazuje problem bardzo szeroki - współczesnego kryzysu męskości - a także tego, jak tragiczny w skutkach wpływ może mieć nieumiejętność poradzenia sobie z nim.
Przeniesiona na francuski grunt adaptacja powieści Georgesa Simenona to prawdziwy popis Jean-Pierre'a Darroussina, który w swą emocjonalną nieporadnością budzi jednocześnie irytację i współczucie. Zrezygnowana twarz Antoine'a od początku nosi znamiona ostatecznej porażki, o której widz z początku nie ma pojęcia. Dramat jest milczeniem, bo gdy pojawia się słowo - jak każe sądzić Kahn w nieco naiwnym finale - miłość może przezwyciężyć wszystko.