Spotkania na krańcach świata

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Długo zbierałem się do napisania słów kilka o tym filmie, bo długo trwała moja nad nim kontemplacja. Potrzebowałem więcej czasu, żeby spróbować zrozumieć, o czym on jest.

Podpowiedzi udzielił mi sam Mistrz Herzog. Zastanawia się on, kim są ci ludzie podróżujący na koniec świata jakim jest Antarktyka. Jakie są ich marzenia. Robi to bardzo rzetelnie, bo wypytuje o to ludzi już po wylądowaniu samolotu na zamarzniętym Morzu Rossa. Dzięki temu orientujemy się, że kierowca arktycznego busa czy operator wózka jezdniowego, to osoby z ciekawym bagażem życiowym i dysponujące niecodziennymi historiami swoich losów. Jeden to dawny bankowiec, drugi filozof. To jeden z nich nazywa ludzi, którzy wybrali ten niesprzyjający kontynent na swój dom, zawodowymi marzycielami. Inny z nich – dawny lingwista, który na Antarktyce pełni rolę informatyka i opiekuje się szklarnią bardzo zabawnie i obrazowo określa siebie i swoich towarzyszy: „Jeśli ktoś nie jest dostatecznie przywiązany do miejsca, gdzie się urodził, to spada na dno planety. Dobrze się tu czuję, odnalazłem ludzi podobnych do mnie”.
Rzeczywistość może się realizować na różne sposoby. Życie i prowadzenie badań na Antarktyce jest jednym z nich.
Ja, od samego początku tej historii zadawałem sobie inne pytanie. Czy wyjazd na krańce świata nie jest zwykłą ucieczką, kolejnym etapem podróży wiecznie poszukujących? Wszak w każdym miejscu na Ziemi można wieść obfite i radosne życie. Drogą do zrozumienia tego nie jest świat zewnętrzny, ale nasza świadomość. Ludzie przybywający na ten odległy kontynent zajmują się tam różnymi sprawami: badają właściwości mleka fok, eksplorując tajemniczy świat pod lodem odkrywają nowe gatunki naszej planety czy ślady jednokomórkowej inteligencji, prowadzą badania wulkanów, monitorują i próbują przewidzieć zachowanie się lodowca. Nie umiem stwierdzić, czy wszystkie te działania są zasadne, czy przysłużą się cywilizacji, od której uciekli Ci oryginalni ludzie.
Mogę natomiast, podobnie jak Werner Herzog posłużyć się historią, żeby sobie pomóc. Reżyser przywołuje wyprawę Ernesta Shackletona z 1914 roku. Podchodząc do sprawy kompleksowo, obejrzałem inny film dokumentalny opowiadający historię tej wyprawy: „The endurace: Shackleton’s legendary Antarctic expedition”. Można pomyśleć, że to film o 27 znudzonych facetach, którzy odbyli kontrowersyjną wyprawę w nieznane, która o mało co nie skończyła się tragicznie. Dokonali tego za namową jednego człowieka, wizjonera, o nieograniczonej wyobraźni. Żyjąc w tamtych czasach i będąc świadkiem startu tamtej ekspedycji można było nazwać tych mężczyzn szaleńcami, stwierdzić że bez rozsądnego powodu igrają ze śmiercią, i że cały pomysł jest absurdalny. Irlandczyk Ernest Shackleton mógł się wydać tym zwariowanym pingwinem z filmu Herzoga, który odrywa się od stada i drepcze w kierunku gór.

Dziś wiemy, że wyprawa z 1914 roku musiała się wydarzyć. Musiał być ktoś, kto pierwszy przetrze szlak, a dzieląc się swoimi doświadczeniami pomoże innym.
Cały czas jednak aktualne pozostaje pytanie PO CO? Może odpowiedź dopiero odkryjemy. Może eksploracja tego lądu i odkrywanie jego tajemnic uratuje świat. Oby tak się stało.
W „Spotkaniach na krańcu świata” budowany jest nastój grozy i przedstawiane jest widmo apokalipsy. Nadzieję stanowi ten mały odsetek ludzi, którzy zdają się być zbiorową intuicją planety Ziemia. Będę wierzył, że są supermanami Ziemi, że wiedzą czemu zdecydowali się osiodłać kozła i odjechać w stronę zachodzącego słońca :)

Zwiastun: