Dresy, siding i trainspotting

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Uwaga: to wrażenia na gorąco, bez zagłębiania się w treść, bez spojlerów. Poranny seans w multikinie, na sali 6 osób...

Przez książkę przebrnąłem grzęznąc od czasu do czasu na mieliznach specyficznego stylu jakim ta powieść została napisana.
Przebrnąłem, ale nie bez momentów satysfakcji, zaintrygowania i żywego zainteresowania.
Film zobaczyć chciałem z dwóch powodów. Pierwszy wynika z tego co napisałem powyżej, drugi to obsada.
Szyca cenię wysoko za wyczyny teatralne. Zagrał już kiedyś "dresa", syna Jandy i Stuhra w sztuce, której tytułu nie pamiętam, ale pamiętam sztukę i rola Szyca była pierwszorzędna.
Bohosiewicz błysnęła już jako "blachara" z duszą w Rezerwacie i w moich oczach właściwie uratowała tamten film.
Pomijam kwestię plakatu będącego wierną kopią tego do Trainspotting, bo twory speców od marketingu mnie nie wzruszają ( wierzę że tak jest ).
Okej.
Film atakuje nas żwawą narracją, efektownym montażem, ruchliwą kamerą.
W początkowych scenach wszystko jest "fajne".
Gęby, dialogi, namacalne "blacharsko-dresiarskie" emocje i przednie...kostiumy ( ;) ).
Język jest chyba bliski temu z powieści ( chyba bo powieść słabo już pamiętam ), ale wysmienicie radzą sobie z nim aktorzy. Ci nie zawodzą. Szyc rządzi, a scena z Bohosiewicz...czapki z głów! O mało się nie... ( wstawić dowolną czynność fizjologiczną ) ze śmiechu. Jedna z najlepszych "rozrywkowych" scen w historii współczesnego polskiego kina.
Pierwsza godzina filmu to w miarę sprawne w odbiorze widowisko. Nie ma tu jednak błyskotliwego polotu, nie ma tu prowadzenia widza "jak po sznurku". Jedna scena nie zawsze przechodzi w drugą bez zgrzytów. Zawodzi spójność, tempo narracji, a liczne "ozdobniki" co i rusz wybijają z rytmu. Dobry pomysł ustępuję nietrafionemu, nietrafiony dobremu. Błyskotliwe sceny na zmianę ze scenami nużącymi. Nie ma mowy o zabawie non-stop jak podczas seansu chocby wspomnianego Trainspotting. Druga połowa filmu to niestety zlepek scen z których każda mogłaby zakończyć film i nawet miałem takie wrażenie...a tu nie...niespodzianka, film trwa dalej. Kiedy czytamy książkę, jakąkolwiek, w prawej ręce trzymamy resztę historii, to co nas czeka, wiemy ile mniej więcej nam zostało, że w ogóle zostało. Mamy świadomość, że aktualna scena nie jest końcową. Z filmem jest inaczej. Reżyser tego filmu o tym zapomina. Zaskakuje nas, ale nie pozytywnie, tym że fabuła trwa nadal po pozornie ostatniej scenie. To znacząca wada tego filmu.
Za pierwszą połowę dałbym może nawet 8. Za drugą conajwyżej 4.
Polecam chłodno...

Zwiastun:

Dzięki - świetny tekst. Zastanawiałem się właśnie czy się nie wybrać na ten film i chyba mnie jednak przekonałeś :)

Poszłam na ten film z bliżej niesprecyzowanym nastawieniem i muszę przyznać, że po wyjściu z kina miałam b. mieszane wrażenia... Momentami naprawdę śmieszne (np. walka Silnego w barze i na festynie, postać okularnicy w golfie, dyskusja o nie jedzeniu mięsa i jajek - koleżanka weganka się uśmiała :P - albo jak te ruskie panele (?) spadały), fajna gra słów, ironiczne używanie potocznego języka itd., ale przez większość seansu byłam wyjątkowo zniesmaczona (i sądząc po żywej reakcji publiczności kina Atlantic - nie tylko ja). Strasznie dużo fizjologii. Epizod pani Bohosiewicz był jakąś całkowitą obmierzłością, po prostu nie mogłam patrzeć, jak wrzeszczała na wszystkich z tym uśmiechem i barszczem na twarzy. 6/6 gwiazdek w Wyborczej to jakaś totalna pomyłka, byłabym w stanie dać 2 gwiazdki - jedna za sporadyczny humor i jedna za rewelacyjną grę Borysa Szyca (chwilami także Romy Gąsiorowskiej); to 6/6 jest dla mnie jakąś smutną sugestią, że GW mimo wszystko Masłowską zapamiętale lansuje. Faktycznie - niekończące się zakończenie niczym w III części Władcy Pierścieni xD
Ogólnie co to za "najważniejszy film pokolenia"? Przyjemność oglądania znikoma, przesłania i wzruszenia zero. Oczywiście można to jakoś twórczo nadinterpretować, ale błagam... BTW ciekawe, czy pani Masłowska naprawdę ma taki głos, czy tylko grała swoją rolę w filmie?

Ja jestem bardzo na tak. Film bardzo mi się podobał, a chętniej niż do Trainspotting porównałbym go do "Eternal Sunshine of The Spotless Mind".

Zgodzę się z mrk - też chyba się wybiorę po zastanowieniu.

btw. Elsa - tak, ona ma taki głos ;) (a przynajmniej tyle mogę powiedzieć po trafieniu na jakieś migawki scen z nią)

Ta sztuka to "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" na podstawie tekstu Krzysztofa Bizio, w reżyserii Krystyny Jandy. Co do filmu - i tak pójdę, choćby po to, żeby osobiście się przekonać jak to wygląda.

Zgadzam się z Ofermą. Nie przeczytałam na razie książki do końca, bo ścigalam się z czasem przed seansem i niestety przegrałam. W każdym razie książkę uważam za ciekawszą, choć też film dość udany, trzeba przyznać, że trudno zaadaptować taką prozę. Troszkę brakowało mi narracji Silnego i jego przemyśleń, które w książce, były po porstu genialne. Jak dla mnie to taka "czarna komedia", gdyż te śmieszne sceny są w gruncie rzeczy przerażające. A Sonia, Roma i Borys byli niesamowici ;).

A właśnie, śmieszne-przerażające sceny to jest coś chyba bardzo trudnego do nakręcenia, a tu się udało. Xawery dał radę, choć ksiązki "nie skumał", tyle, że ja też, więc się nie czepiam ;)

Szybka zmiana scen, ruch kamer, niepoklejone zdania, pogubiony sens to nic innego jak narkotyczna gonitwa myśli - kto choć raz wciągnął duszę wie o czym traktuje film choć nie narkotyczne ścieżki miały być w tym przypadku celem filmu - miały spełniać rolę klamry spinające migawki z rzeczywistość ... Silny nie może przełknąć życia na "trzeźwo" bo jest tylko człowiekiem, to oznacza jego bezsilność wobec własnych emocji ...gra słów a do tego tytuł totalnie apolityczny - kto choć raz mieszkał w rejonie Wejherowa wie o czym mowa - Wojna Polsko Ruska to wojna nie tylko terytorialna i honorowa to wojna na postrzeganie rzeczywistości - to pretekst by powalczyć o siebie - każdy wie, że lepiej za nieudane życie obciążyć winą kogoś bardziej oczywistego ... inteligentne odwracanie kota ogonem...

Brawa dla Masłowskiej za książkę, którą warto przeczytać pisała ja mając lat 17 !!! ( wydała mając lat 19)

Brawa dla aktorek Bohosiewicz i Romy Gąsiorowskiej !

i nie będę porównywać do innych filmów bo wolę strawić to w kategorii nasze dobre -dobre bo polskiej ;)

Ten film to istny narkotyczny amok - miesza się z rzeczywistością - jak krew z narkotycznym napędzaczem do produkowania lepszego życia - marazmu...

ten film wraca mi wiarę w POLSKIE KINO :)

Dodaj komentarz