Samotność Joanny

Data:
Ocena recenzenta: 7/10
Artykuł zawiera spoilery!

Oglądając dramat Feliksa Falka czułam jakbym schodziła po schodach, przy których nie ma poręczy, w nieznaną otchłań piwnicy, a z każdym kolejnym, chwiejnym pod wpływem strachu krokiem jej głębia wydawała się coraz bardziej mroczna. Mijane w drodze osoby, które miały nieść ocalenie, przyspieszały nagle kroku, umacniając poczucie osamotnienia, znikąd nie było ratunku. A przecież niezwykły, kameralny klimat tego filmu tworzą nie piwniczne lochy, ale brukowane krakowskie uliczki po których wieczorem kroki odbijały się szerokim echem i stylowe pokoje wielkiego mieszkania w kamienicy, z szafą z wielkim lustrem i nieodłącznym w kącie, pokrytym patyną czasu pianinem. Symbolem nie tak odległych czasów, a jednak namiastką odmiennej, bezpiecznej rzeczywistości, o której nadzieja szeptem podpowiadała, że powróci, gdy to przerażające wojenne piekło nareszcie się skończy.

Skromne, a zarazem dojrzałe kino Feliksa Falka w obrazie „Joanna” karmi się wzruszeniem i bardzo trudno było mi tym razem odciąć się od emocji uwolnionych niezłomną siłą woli w walce o ocalenie małego ludzkiego istnienia. Zniszczonej w jakże bolesnej konfrontacji z okrucieństwem innych, stojących przecież po tej samej stronie wojennej barykady.

Joanna ratuje pewną przypadkowo poznaną w kawiarni, gdzie pracowała jako kelnerka, małą żydowską dziewczynkę o dużych oczach i ciemnych włosach, rezolutną siedmiolatkę. Matka dziecka, która wyjątkowo zabrała dziewczynkę do kawiarni, by uczcić jej urodziny pada ofiarą łapanki. Róży udaje się schronić w znajdującym się naprzeciwko kawiarni, przestronnym kościele, stamtąd zabiera ją do domu Joanna, ściągając na siebie ogromne niebezpieczeństwo.

W gruncie rzeczy to prosta, poruszająca historia, po obejrzeniu której nie sposób daleko uciec od ciągnących się natrętnie pytań o cenę, jaką trzeba było zapłacić za okazane drugiemu człowiekowi serce i wysoki rachunek został wystawiony wcale nie z tej strony, z której należało się spodziewać odwetu, ale z zupełnie innej. Sąsiadów, którzy pełni udawanej troski, ostrzegali przed nazistowskim nalotem na mieszkanie, a najzwyczajniej w świecie donosili czy też przedstawicieli Polski podziemnej, którzy grzesząc pychą, tak jakby te smutne czasy nie były ich w stanie niczego nauczyć, świecąc latarką prosto w oczy ferowali ogałacające z człowieczeństwa wyroki bez możliwości obrony. A może ze strony matki, która w strachu przed siarczystym policzkiem opinii publicznej potrafiła wyrzec się córki. Osamotnienie Joanny w tym klimacie pełnym osaczenia i tylko jedno małe życzliwe dla niej serce, tej małej, która przecież sama potrzebowała opieki, wyrwana nagle ze znanego jej świata do zagraconej kryjówki - służbówki, którą czasem opuszczała, by z okien kamienicy obserwować pełnymi dziecięcej ciekawości oczyma święta, nasłuchiwać kolęd czy patrzeć na szarego gołębia spacerującego wzdłuż wąskiego kawałka zaśnieżonej balkonowej szpary. Pięknie ukazano w tym filmie rodzące się z czasem przywiązanie dorosłej kobiety, która dzielnie znosi wojenne jarzmo i małej, choć nadzwyczaj wiele rozumiejącej dziewczynki.

Kruchość, a zarazem siła tej niemal mitycznej kobiety-bohaterki sprawiają, że łatwo się z Joanną utożsamić. Ta siła oparta na niegasnącej długo nadziei i wierze w lepsze jutro, nieustannym biegu pod wiatr zostanie mocno nadwerężona, kiedy mocne filary jej świata rozpadną się na drobne kawałki. Gdy dowie się, że nie ma już na co, ni na kogo czekać, bo jej ukochany mąż, o którym nie miała wieści od początku wojny, ale głęboko wierzyła, że cały i zdrowy wróci z wojennej zawieruchy, nie żyje. Paradoksalnie, jedyną pomoc w tym bezkompromisowym świecie uzyskuje Joanna od niemieckiego oficera i koleżanki z pracy, która nie obciążona dylematami natury moralnej umiała iść w życiu na pewne kompromisy, a jednak w ostateczności okazała się bardzo pomocna ( w tej roli jedna z moich ulubionych polskich aktorek Kinga Preis).

Kiedy pełna bólu, wstydu, upokorzenia, okryta hańbą Joanna po dokonanym wyroku biegnie na wpół oślep przez krakowskie uliczki niczym obłąkana albo zwija się na łóżku w kłębek, tak jakby chciała przestać istnieć, zapaść się w materac, rozpłynąć, jesteśmy z nią. Jej równowaga zostaje tak mocno zachwiana, że w ostatecznym rozrachunku już nie wie kim naprawdę jest, co podkreśla ostatnia scena filmu o osobliwym wydźwięku. Rola Joanny unaoczniła talent aktorski Urszuli Grabowskiej, który jest chyba najmocniejszym atutem obrazu Falka.

Film z pewnością nie aspiruje do miana wiekopomnego dzieła ukazującego syntezę stosunków żydowsko-niemieckich czy meritum Holocaustu, po prostu wzrusza, każe pochylić się na chwilę nad minionym, zapętlonym gdzieś w niedawnej historii czasem, w którym ciężko było ocalić godność człowieka i którego bezwzględność boleśnie raniła, a z naszej bezpiecznej perspektywy, czasu którego niczego nie narzuca, cieszyć, że nikt nas nie podda takiemu weryfikującemu, ostatecznemu sprawdzianowi. Czy coś jeszcze z niego pozostało czy potrafimy tylko patrzeć na ten film chłodno, z dystansu, z perspektywy widza? Mnie ten skromny film w pięknej oprawie ascetycznych zdjęć Piotra Śliskowskiego bardzo poruszył.

Zwiastun:

Bardzo piękna notka. Nie dotarłam w końcu na "Joannę", chociaż trochę się na nią czaiłam. Zachęciłaś. Może mi się jeszcze uda.

No to ja dla odmiany nie polecę. Zastrzeżenia miałbym znowu do scenariusza i to duże. Już poprzedni Falkowski 'Enen' ujawnił, że ma on ostatnio kłopot z pisaniem scenariuszy. 'Joanna' unaocznia nam, że ten problem nabiera coraz większych rozmiarów. A szkoda, bo pomysł na film bardzo dobry. Niestety film dużo obiecuje, a daje w zamian zbyt mało...

I "Komornik" i "Enen" szwankowały mocno jeśli chodzi o psychologię postaci. Pełne dziur scenariusze były ich zdecydowanie najsłabszą stroną. Jeżeli twierdzisz Bedrzich, że tu jest jeszcze gorzej, to będę omijał "Joannę" szerokim łukiem.

Nie mam za bardzo dziś czasu, ale z ciekawości jakie?

Rozumiem, że to pytanie do Bedrzicha?

Oczywiście. Przecież nie oglądałeś filmu, chyba, że czytasz w myślach Bedrzicha :)))

No, mogłaś pytać o moje zastrzeżenia do Enena i Komornika :P

Eee, Komornika nie polubiłam za bardzo, w "Enen" sama je dostrzegłam, niestety. Ale nawet jakby mi ktoś napisał, to wolałabym obejrzeć, a nie tak na łapu capu uwierzyć :P

Nie na łapu capu, tylko na podstawie dogłębnie przemyślanego, starannie opracowanego i niemal bezbłędnego algorytmu Filmastera, wg którego mam większą zbieżność gustu z Bedrzichem, niż z Tobą ;)

Też mam większą z Bedrzichem niż z Tobą, ale nie ufam ani jemu, ani Tobie :)))

Też mam większą z Bedrzichem niż z Tobą, ale nie ufam ani jemu, ani Tobie :)))

Nigdy nie ufać facetom. Mądra dziewczynka! ;)

Dziewczynką to już dawno nie jestem Doktorze, ale skoro tak bardzo chcesz mogę zwracać się do Ciebie per chłopiec :P

Ależ się nie ma co obrażać. To z sympatii było :)

Nie obrażam się przecież :) A co Ty mnie lubisz?

No oczywiście. I w dodatku się nie obrażam, że Ty mnie nie :)

Wręcz przeciwnie :)

DUŻO SPOJLERÓW!!!

Pilotko, skoro zostałem wywołany do tablicy, no to napiszę, choć chciałem tego uniknąć. Całość historii zaczyna się może i obiecująco, ale później strasznie szybko popada w schematyzm. Postaci są zarysowane chyba za pomocą cepa, a do tego wypowiadają sztuczne dialogi, po których częstokroć zbiera się na wymioty (piszę o własnych subiektywnych odczuciach - żeby nie było wątpliwości...). Mamy więc piękną, nieskazitelną Joannę, kobietę mającą praktycznie same zalety. Ładniutkie żydowskie dziecko z loczkami, które czasem powie coś dziecięco-wzruszającego. A później wszystko według schematu bardzo przewidywalnego, choć odwróconego - zły Niemiec, okazuje się być dobrym Niemcem, do tego uprzejmym i mówiącym po francusku, dozorczyni, oczywiście okazuję sie być ostatecznie wredną suką, co było równie łatwe do przewidzenia, Ak-owcy ostatecznie muszą być źli i zbyt szybko ferujący wyroki. Ostracyzm ze strony ludności polskiej także przewidywalnie schematyczny. Mam wrażenie, że Falk skorzystał z kilku kalek i po połączeniu ich zdecydował - dobra, no to mamy scenariusz. Gwoździem do trumny jest beznadziejna ostatnia scena - ponieważ podobna jest we francuskich "Ludziach Boga", to od razu wczoraj przyszło mi do głowy, że powinno się przykuć Falka do fotela w sali kinowej i do znudzenia, ze sto razy kazać mu obejrzeć końcówkę "Ludzi Boga", aby biedak zobaczył jak się takie sceny filmuje...
Co mogę zaliczyć do pozytywów: bardzo dobre w większości zdjęcia, bardzo dobrą scenografię i kostiumy, dobrą i starannie zgraną z fabułą muzykę, no i wreszcie sam pomysł - naprawdę godzien pochwały o tyle, że zmuszający do zostanowienia.
Wszystkim zaś od razu przypominam, że podobnie ostre stanowisko miałem przy 'Essential Killing', a przecież podzieliła je tylko część osób. Może więc ostatecznie wybierzcie się do kina, aby zweryfikować czy Bedrzich znowu nie nabajdurzył...

Po pierwsze, to nie wiem, dlaczego chciałeś tego uniknąć :) Dalej dla mnie schematyczny film jest wtedy, kiedy mogę przewidzieć koniec filmowej historii, kiedy nic mnie w niej nie zaskakuje. Nie przewidziałam, dobro nie zostało nagrodzone, Niemiec był przyzwoity, matka się odwróciła, AK- owcy zhańbili. Dobry Niemiec też nie był do końca dobry, wykorzystał Joannę, ale generalnie to też postać poza schematem. Nie wiem, jakie dziecko wydałoby się prawdziwe, dziewczynka utraciła rodziców, miała być rozkapryszona, wzbudzająca niechęć, przecież była wojna dziecko żyło w poczuciu zagrożenia. I tak była nad wyraz dojrzała, nie przesłodzona..Zgodzę się, że ostatnia scena nie pasowała do całości. Jednak ja mogę być bardzo subiektywnie nastawiona, mnie ten obraz zbyt poruszył, bym mogła się w nim doszukiwać braków, przyznaję jednak, że nie jest to dzieło wybitne, ani nic nowego, po prostu dobry, wzruszający film. Taki akurat na 7-mkę.

Uzupełniam teraz oceny obejrzanych filmów i zauważyłam, że "Enen" miał u Ciebie 8-mkę. Ósemka to u mnie wysoka półka, jak na spore kłopoty ze scenariuszem to wiele. Przyznam, że już niczego nie rozumiem.

To ja się czepiałem Enena, a nie Bedrzich. Ja dałem 5. Bedrzichowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że postaci w filmie pochodziły z kartonowego świata. I to najwyraźniej z kartonowego świata z innej planety, bo u nas nawet kartony się tak dziwacznie nie zachowują. Ja tam w każdym razie nie rozumiałem zachowania większości postaci :)

Nie zmienia również faktu, że już nie powinieneś oglądać tego filmu, tak czy owak za wiele tu o nim dla osoby, która nie oglądała napisano :)

Szczerze powiedziawszy nie przeczytałem Twojej notki o "Joannie", ani Bedrzicha zarzutów, bo nie lubię czytać za dużo o filmach przed ich obejrzeniem, żeby się nie nastawiać / uprzedzać. Aczkolwiek tym razem może zrobię wyjątek, bo coś nie wiem, czy chcę kolejny raz się naciąć na Falku.

Skasowałam przypadkowo swój tekst i teraz jestem troszkę zła. A może to i lepiej, nie powinnam ujawniać szczegółów fabuły, a zwłaszcza zakończenia filmu, to bez sensu. Sama też nie czytam recenzji przed, ale nie omieszkam potem zajrzeć, jakie wrażenia inni wynieśli z filmu, najlepiej po napisaniu swojej. Tylko nie dam 8-mki filmowi z wpadkami w scenariuszu, chyba, że powaliłby mnie z nóg swoim pięknem. Może Bedrzicha powaliło, ale milczy jak głaz :P Natomiast kierowanie się w przypadku "Enen" algorytmem zbieżnym z Bedrzichem srodze by Cię zawiodło, Doktorze :P:P Przynajmniej dla mnie, 5-tkę od 8-mki dzieli niemal lodowa przepaść :) A i Berdzich się czepiał Enen, ale skoro nie czytałeś jego zarzutów :P

Dziękuję, Esme :) Jednak tak naprawdę to wcale nie jestem przekonana czy by Ci się film spodobał i nie chcę by potem było na mnie :) Wiem, że czasem łatwo zasugerować się recenzją, a przecież każdy ma swój własny świat i inaczej postrzega filmy, np. bardzo rzadko czytam recenzje przed, dopiero jak obejrzę film i napiszę własną. I wtedy mam jakąś skalę porównawczą. Nawet nie wiem, po co to robię, może lubię dostrzec inny punkt widzenia, nie wiem, ale tak jest.

Dodaj komentarz