Zdrastwujtie.

Data:

Siądźcie, podajcie, tam obok was na stołku są kieliszki, weźcie podajcie, bo jak was znam to ze szklanek nie chcecie. Ja się napije jak Wieniczka, dwa wcześniej już zrobiłem sobie, bo... Pewnie zastanawiacie się czemu was tu wezwałem? No to już. Tylko wypijmy. Na zdravje! Dobra wódeczka. Własna moja robiona. No to o czym ja...

Aleksiej Bałabanow nakręcił "Ładunek 200" w roku 2007, film powstał na faktach, ale sam reżyser dodaje w wywiadzie, że tymi faktami były historie opowiedziane mu przez napotkanych ludzi. Film pokazuje Rosję w roku 1984, taką, która wciąż jest komunistyczna, cośtam niby drga, ale ostatecznie nic się nie zmienia. Poza tym, że niektórzy żywi stają się martwi. Bez przemienienia jak Jesienin. Jeżeli ktoś jest idiotą jak Dostojewski na początku, to taki zostanie do końca, cwaniak zostaje cwaniakiem, skurwiel skurwielem, a ten, który mówi, że się zmienił, sam w to do końca chyba nie wierzy. Zresztą zastój i powtarzalność podkreśla reżyser przez powtarzającą się trzy razy scenę wjazdu do Leninska, pierwszy raz wjeżdżamy z najgorszą postacią, drugi raz z najbardziej rozdartą, by na końcu towarzyszyć tej, która wzbudza najcieplejsze emocje.

Boga znajdziesz tylko utartym zwrocie "Chwała Bogu" i słowach coraz bardziej pijanego człowieka.

Prawdziwe zasady tylko w opuszczonym domku w lesie, w czynach Antoniny, choć są to zasady zgorzkniałe, okaleczone w zderzeniu z rzeczywistością. Ich pusty odpowiednik masz w słowach pijanego Aleksieja, która marzy o Złotych Miastach i która wierzy, że da się je wybudować. Tylko, że obok nich będzie stał człowiek bez zasad i Wietnamczyk, a kawałek dalej będzie rozlewnia spirytusu.

Bałabanow nie ma litości. Opowiada powoli historię, ze świetnymi przejściami od sceny do sceny, w której nie każdą zbrodnię spotka kara, a kara pojawi się bez zbrodni. W filmie pojawiają się dwie postacie, których zachowanie wywołuje cieplejsze emocje.

Reżyser nie epatuje przemocą z każdego kadru, wystarczy mu kilka króciutkich scen. Tylko, że w tym akurat jest mistrzem, bo robi to tak, że pamiętałem te kilka scen dokładnie trzy lata po obejrzeniu filmu.

Przecież ja tego filmu momentami kurwa nienawidzę - irytujący, drażniący.

Jak blizna.

To co po jeszcze jednym? Na drugą nogę, coby nie kuleć, zapijmy ten problem.

Okoliczności przyrody są bardzo sprzyjające. Posępne fabryki, kominy wyrzygujące szary dym, zgniłe mosty, przybrudzone rusztowania, zardzewiałe pociągi, które nigdy się nie kończą (jeden pociąg przejeżdża za oknem przez cały film), deszczowe chmury, księżyc w pełni, samotny dom w lesie, farba odchodząca od ścian, ludzie brzydcy, ciała, makijaże rozmazane, butelek sterty pustych, klatki schodowe jak z XIX wieku. To zieje z całego filmu, ale uderza pięścią zwłaszcza w jednej ironicznej (cynicznej?) scenie, gdy jeden z bohaterów przejeżdża przez miasto motocyklem, a muzyka i kadrowanie są dokładnie takie jakie byłyby w spocie reklamowym tego miasta. Jakby było się czym chwalić.

Może tytuł zinterpretować spróbuję, co? "Ładunek 200" (po rosyjsku mamy w tym miejscu dużo mocniej po polsku brzmiący "Gruz 200") to kodowe określenie ciał martwych rosyjskich żołnierzy, powracających z Afganistanu. A więc gruz jest czymś czego nie chcesz pamiętać, czymś wstydliwym co przypomina Ci coś, czego nie chcesz, chciałbyś się pozbyć. Dla Rosji, jako kraju, będzie to właściwie wszystko co pojawia się w tym filmie. Dla Artioma będzie to sam. Dla Aleksieja będzie nim Artiom, który wpada w środku nocy do jego domu i tłucze mu do głowy dyrdymały o nieistnieniu Boga. Dla jednej z kobiecych bohaterek będą to listy od narzeczonego. Dla wszystkich, na czele ze mną, tym gruzem w filmie jest Żurow.

Żurow to bohater głównego i najważniejszego, bo najmocniejszego, wątku, w którym porywa córkę sekretarza partii i dręczy ją.

Żurow, grany przez Aleksieja Połujana, z tym spojrzeniem, skórą ponaciąganą na kościach twarzy, głosem irytującym, brakiem emocji, uśmiechem złowieszczym, jest największym skurwysynem jakiego widziałem kiedykolwiek na ekranie i wzdraga mnie na sam jego widok.

To, że jesteś córką sekretarza, a twój narzeczony jest komandosem w Afganistanie naprawdę nie zwalnia cię z odpowiedzialności za własne myślenie i to co się wokół ciebie dzieje.

Jeszcze jeden? Po serbsku, na drogę.

Tą recenzję mógłbym napisać rok czy pół temu i wyglądałaby niemalże tak samo. Po obejrzeniu tego filmu jeszcze raz dotarło do mnie coś.

Ja tego filmu nienawidzę.

Tylko, że tak ma być.

PS. Chciałem podziękować Marjuszowi i Markowi za sprawdzenie tekstu. I zachęcić do odwiedzenia strony www.kaseta.org. I tacie za odziedziczone po nim wyczucie czasu. A teraz pozwolicie państwo, że ja już pójdę.

Ja jeszcze zapamiętałem mamusię w pokoju obok. Cholerną babę, która nic nie słyszy i nie widzi. I te muchy, które są wszędzie.

Nie pozwalam , nie idź! Masz tu siedzieć i pisać! Panimaju?

Chyba "Panimajesz?" powinno być. Co z Twoim rosyjskim lapsus?!

A bo kolega zrobił wieczór wyborczy i został wójtem. I wiesz - ja mam taką zasadę, że jak się napiję, to nie siadam do komputera. Raz złamałem tę zasadę i sam widzisz, co się porobiło;)

Ja tam nie mam takiej zasady :D

Ok, świetna notka. Zgadzam się ze wszystkim, nadal jednak nie jest to i nie będzie dla mnie film kultowy. Mimo wirtuozerii wykonania, konsekwencji, gry aktorskiej, wszystkiego co normalnie doceniam. Chyba właśnie dlatego, że to taka porcja za przeproszeniem..., jaką ciężko mi teraz odłożyć w pamięci między inne zacne, warte obejrzenia produkcje. I jak autor notki szczerze wierzę, że kilku scen nie będę się mogła pozbyć z pamięci mimo usiłowań. Bardzo mnie kręci temat naszego wchodniego sąsiada i pochłaniam mnóstwo literatury na ten temat, co tylko dorwę :). W Białym tez był Sputnik i udało mi się parę rzeczy obejrzeć. Po zobaczeniu "Ladunku..." mam w głowie jednak obleśną pestkę, a nie chcę jej mieć. Bleeeee. Czy Bałabanow przewidział jakieś odszkodowania dla widzów? :P

P.S. Na zajęciach z angielskiego zgadaliśmy się jakiś czas temu, w jakich jeszcze językach się umiemy porozumiewać. Wyobraźcie sobie, byłam jedną z dwóch osób, które jeszcze miały w szkole obowiązkowo ten najpiękniejszy ze słusznych języków - rosyjski. Młodzi patrzą na człowieka jak na okaz muzealny. Pfff, coś podobnego...:)

@doktor - nie wiem czemu, ale jak widziałem tą babę oglądającą telewizję to nie mogłem się pozbyć skojarzenia z "Requiem dla Snu", swoją drogą też krzywdzącego bardzo. Much nie zapamiętałem.

@lapsus - żałuj, że nie widziałeś jak się zbierałem do pisania tej notki, prawie jak egzorcyzmy, albo nauka do egzaminu to była D:

@moremore - Jak oglądałem go za pierwszym razem to podobało mi się właściwie tylko tło (rdza, fabryki...), a reszta mnie delikatnie mówiąc "irytowała", więc i tak jest lepiej w Twoim wypadku niż u mnie :) Czy kultowy nie wiem, ale chyba najbardziej zapamiętalny przeze mnie film. I właśnie w tym jest największa siła jego. Zostaje. W negatywnym sensie, ale zostaje.

O, Spencerski znów napisał. Muszę obejrzeć Gruz, bo nic nie rozumiem z tej notki. Chociaż jak tak czytam to może lepiej nie...

Ten film, przynajmniej do połowy, wydaje się być ekranizacją "Azylu" Williama Faulknera. Kto czytał, na pewno się ze mną zgodzi. Nie jestem w stanie określić, w jakim stopniu z biegiem akcjij te odrębne dzieła mijają się ze sobą, bo prawie już nie pamiętam książki - muszę sobie odświeżyć lekturę (przy okazji, zachęcam do czytania Faulknera, bo nawet, jeśli nie był największym pisarzem w dziejach świata, to na pewno największym amerykańskim). Jeżeli Bałabanow nie znał książki Faulknera, to można uznać, że ZSRR lat osiemdziesiątych XX wieku ma nieco wspólnego z USA końca XIX wieku; przynajmniej w kwestii upadku wartości. Tyle, że tak na dobrą sprawę, czy nie jest podobnie we wszystkich epokach i wszystkich krajach?

No chyba jednak we wszystkich epokach i wszystkich krajach takiego braku poszanowania dla ludzkiego życia nie ma, nie przesadzaj.

To było takie retoryczne pytanie. Jak było kiedyś i jak jest gdzie indziej nie dowiadujemy się zwykle całej prawdy; ale ogólnie, chyba nic się nie poprawia. Niemal co dzień dowiadujemy się, że szaleniec wystrzelał kilkanaście przypadkowych osób w środku dnia w mieście, rodzice mordują własne dzieci i wrzucają do beczek na kapustę, bandy quasi-fanów leją się bez żadnych zasad, zahamowań tylko dlatego, że ci drudzy kibicują komu innemu. I przykłady można mnożyć. A żyjemy w XXI wieku, społeczeństwo jest niby-świadome, oświecone etc. Nawet biorąc pod uwagę filmy, coraz więcej jest w nich przemocy, coraz bardziej sugestywnie ukazanej i coraz mniej uzasadnionej w jakikolwiek sposób. Czy na pewno to co pokazuje "Ładunek 200" jest takim wybitnym zezwierzęceniem i czy na pewno już nas to w ogóle nie dotyczy?

@ tropicielkoni

Fakt z tym zezwierzęceniem, jak dla mnie to wszędzie się pojeby znajdą, niezależnie od czasu, miejsca.

Faulknera muszę dopisać do listy do sprawdzenia.
Mi osobiście "Gruz" się bardzo skojarzył z tym co z McCarthy'ego czytałem/widziałem. Podobny gorzki wydźwięk, atmosfera.

I Chigurg z "No Country For Old Man" też jest w czołówce złych ludzi w kinie.

Dodaj komentarz