Cannes 2016: Mademoiselle (Służąca)

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Chyba na żaden inny film, mający premierę podczas tegorocznego festiwalu w Cannes, nie czekałem tak bardzo, co na nowy film Park Chan-wooka. Po pierwsze, bo to Chan-wook, co jest już wystarczającym powodem do podekscytowania. Po drugie, bo niedawno opublikowany zwiastun zauroczył mnie bez reszty, nie zliczę ile razy go oglądałem.

Po krótkim romansie z językiem angielskim (świetny „Stoker”), Park Chan-wook powraca do koreańskiego i adaptuje brytyjską książkę osadzoną w wiktoriańskiej Anglii („Złodziejka"), przenosząc historię do Korei okupowanej przez Japonię w latach 30. ubiegłego wieku. Fabuła opowiada o oszuście planującym uwieść młodą sierotę, spadkobierczynię ogromnej fortuny, ożenić się z nią, a następnie zamknąć ją w zakładzie psychiatrycznym. Wysyła do niej młode dziewczę, złodziejkę, która ma pracować jako osobista pokojówka ofiary oszustwa i korzystając z bliskiego kontaktu z nią, pchnąć ją w ramiona kryminalisty. Pomiędzy kobietami wywiązuje się jednak nieplanowany romans i złodziejka zaczyna mieć wyrzuty sumienia. Nie może jednak ostrzec swojej ukochanej, bo cała prawda o tym, że sama wzięła udział w spisku również wyszłaby na jaw.

Początkowo wydaje się, że Chan-wook przygotował dla nas tym razem stylową, ale dość przewidywalną i sztampową historię jakich kino widziało już wiele. Po niecałej godzinie odkrywamy jednak, że w Koreańczyka nie należy przedwcześnie wątpić, bo skrywa jeszcze niejednego asa w rękawie. Prosta historia okazuje się skrywać niejeden sekret, a reżyser cierpliwie i z namaszczeniem odkrywa przed nami kolejne warstwy intrygi.

Film składa się z trzech rozdziałów i po zakończeniu pierwszego staje się jasne, że reguły gatunku w jakim została osadzona historia można wyrzucić do kosza. Razem z gatunkiem. Istotnym elementem każdego z rozdziałów są sceny seksu, odważne, kipiące erotyzmem, ale spełniające nie tylko rolę estetyczną, bo przekazujące widzowi ważne informacje, mówiące bardzo dużo o bohaterach, o ich ewoluujących motywacjach i uczuciach.

„Mademoiselle”, jak to już wspomniałem wcześniej, to kino bardzo stylowe, przepięknie nakręcone, bogate w dopracowane szczegóły scenograficzne i kostiumowe, przemyślane od początku do końca. Chan-wook jest twórcą zdyscyplinowanym, ale lubiącym igrać z oczekiwaniami widza, śmiało sięgającym po okazjonalny humor, korzystając jednak z niego bez zaburzania nastroju filmu. Osoby znające jego poprzednie filmy nie będą zapewne zaskoczone okazjonalną, ale dość brutalną, sceną tortur.

Nie jest to jednak kolejny krwawy traktat o zemście, reżyser bardziej zainteresowany jest pozytywnymi uczuciami - miłością, oddaniem potrzebą bliskości, a że przy okazji do filmu trafiło też sporo treści perwersyjnych (o której nie będę się rozwodzić, żeby nie zdradzić zbyt wiele) i motywów przeznaczonych zdecydowanie dla dorosłej widowni? No cóż, to tylko Chan-wook będący Chan-wookiem. Czyż nie za to go kochamy?

http://kinofilizm.blogspot.co.uk

Więcej recenzji i innych materiałów związanych z kinem:
https://facebook.com/Kinofilia-548513951865584/

Zwiastun: