Kamienie na szaniec

Data:

Najnowszy film Roberta Glińskiego już w fazach produkcji cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem. Medialny szum związany był z faktem, iż dzieło oparte jest na powieści Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, należącej do kanonu lektur lubianych przez uczniów. Trójka harcerzy, młodych herosów, którzy gotowi są walczyć w imię Ojczyzny, to nie tylko ważna lekcja historii oraz patriotyzmu, ale i znakomity materiał na scenariusz. Gliński wykorzystał ten aspekt i podjął się ekranizacji losów członków Szarych Szeregów. W swojej opowieści przedstawia słynne akcje sabotażowe oraz dywersyjne, a także postawy harcerzy, dla których prawdziwym zaszczytem było zginąć za wolną i niepodległą Polskę.

 d3e99a10a135505567b61d6d5fd2e9a5

Powieść Kamińskiego stała się już kultowym zapisem historii trzech harcerzy – Zośki, Rudego i Alka. „Kamienie na szaniec” to pozycja obowiązkowa, pozwalająca zrozumieć scenerię II wojny światowej oraz postawy młodych ludzi wobec niej. Nie bez powodu podkreślam wagę (i powagę) tej powieści. Książka Kamińskiego sprawia, że we wnętrzu każdego, nawet najtwardszego człowieka, coś pęka. To test wrażliwości. Gliński doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie pozbawia tego swojej ekranizacji. Przez cały czas posługuje się strachem oraz przerażeniem, które budują aurę wokół historii. „Kamienie na szaniec” wypełnione są emocjami i nieprzyjemnie grają perfekcyjną melodię na duszy widza. Najbardziej poruszają sceny torturowania Rudego (znakomity Tomasz Ziętek), które w żaden sposób nie wybielają rzeczywistości, a tworzą jedną z najbardziej brutalnych mieszanek. W skatowanym ciele nie rozpoznajemy już tego roześmianego chłopca z pierwszych kadrów filmu, ale wytrwałego mężczyznę, który w oczach ma iskry parzącej odwagi, a w żyłach krew zimną niczym arktyczny lód. Symboliczna Victoria splamiona tą krwią i uniesiona resztkami sił ponad głowę to wstrząsający obraz, który zostaje w pamięci jeszcze po skończonym seansie.

Adaptacja „Kamieni na szaniec” to ścisła, choć nieco uwspółcześniona interpretacja reżysera. Z pozoru fabularnie nie można jej niczego zarzucić, ponieważ wszystko zostało odwzorowane. Szkoda tylko, że nie w jednakowych proporcjach. Działania Małego Sabotażu oraz innych akcji dywersyjnych Szarych Szeregów zostają zepchnięte na drugi plan i nie zwracają uwagi widza. O ile akcja pod Arsenałem to punkt kulminacyjny i rozumiem jego istotę, to tworzenie filmu zaledwie pod nią wydaje mi się boleśnie niewykorzystane w stosunku do pozostałych wyczynów. Reżyserowi zabrakło także pomysłu na rozegranie scen pomiędzy trzema głównymi bohaterami. „Gdzie jest Alek?”, narzuca się na myśl. Postać Macieja Dawidowskiego (Kamil Szeptycki) została sprowadzona do absolutnego minimum i użyta jako tło do wydarzeń. Ciężko nawet wymienić sceny, w których wspomniany bohater obecny był na głównym planie .

Pozostaję w opozycji do wszystkich negatywnych opinii o kostiumach i wyglądzie postaci. Współczesny, niestandardowy na ówczesne czasy look, dodał bohaterom stylu. Zmiany są delikatne i wyważone, więc nie ma tutaj obawy o karykaturalność. Zdjęcia Pawła Edelmana to właściwie połowa sukcesu „Kamieni na szaniec”. Ostre zbliżenia, złudny chaos uzyskany poprzez przyspieszenie akcji oraz nasycone i – co jest powiewem świeżości dla tej tematyki – cieplejsze kolory, to absolutny kunszt operatorski. Gorzej jest z montażem (a może scenariuszem?), który zmaltretował te obrazy i podzielił je w irytujący, nieprzyswajalny sposób. Osiąganie kontrastu między rozpaczliwą, depresyjną wręcz sceną po śmierci przyjaciół a obrazem gwałtownego seksu oraz przyjemnego poranku u boku swojej kobiety, w żaden sposób mnie nie przekonuje. I nie jest to jednorazowy wybryk ze strony twórców. Dla odmiany warto za to zwrócić uwagę na muzykę Łukasza Targosza, która idealnie współgra ze wspomnianymi zdjęciami jednego z najlepszych polskich operatorów.

 475852_1.1

„Kamienie na szaniec” sprytnie tuszują braki w scenariuszu oraz ewentualne niedociągnięcia realizmem oraz emocjonalnością historii. Nie chcę, aby moje krytyczne spostrzeżenia brały górę nad tematyką ekranizacji. Pewne filmy powinniśmy oglądać nie jako – samozwańczy i bezduszni – krytycy, ale jako ludzie, którzy chcą przypomnieć sobie patriotyczne i historyczne postawy. Czuję wewnętrzną potrzebę określenia powagi tej recenzji, aby przypomnieć, o co walczyli nasi przodkowie. Niech i w nas zapłonie ogień tej młodzieńczej odwagi, a „Kamienie na szaniec” będą czymś więcej niż tylko kolejną lekturą z czasów szkolnych. „Jeśli przeżyjesz wojnę, zostaniesz bohaterem”, powiedział jeden z SS Rudemu. Nie pozwólmy, żeby płomień tej legendy zgasł.

Zwiastun: