Profil użytkownika anks
Urocza ucieczka od teraźniejszości. Strasznie mi się podoba ta już chyba seria europejskich stolic wg Allena. Ciekawe, która będzie następna :)
Kameralny, oszczedny w srodkach z kilkoma mocnymi punktami (scena w garderobie!) i muzyka. Gosling jako kierowca z niewinnym usmiechem, ktory z anielskim spokojem potrafi posunac sie szokujaco daleko - bdb. Dolaczam do fanklubu.
Persona jako maska przyjmowana wobec otoczenia lub wymuszana przez otoczenie i wewnętrzny sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy, który prowadzi do schizofrenicznych introspekcji najmroczniejszych zakamarków umysłu. Ile takich masek można przybierać i kto najlepiej to pokaże jeśli nie aktorka? Nie sposób ująć wszystkich sensów w 500 znakach, poza tym brakuje mi wiedzy o filozofii. Uwielbiam ten minimalizm środków - w kadrach nie ma żadnych zbędnych elementów.
Nie znam literackiego pierwowzoru, ale wydaje mi się, że ekranizacja strasznie spłaszczyła zarówno warstwę moralną jak i związki przyczynowo-skutkowe. Trzeba się domyślać, dlaczego bohaterowie zachowują się pokornie jak świnie hodowane na mięso, dlaczego się nie przeciwstawią, nie uciekną, jak np. McGregor i Johansson w Wyspie. Totalnie mnie nie ruszył. Ładne zdjęcia. Przyzwoita Mulligan. Na raz.
Nie wiem, do jakiego stopnia było to zaaranżowane a do jakiego prawdziwe pranie mózgu, ale scena wystawy, na której hipsterka swoim slangiem podnieca się undergroundem, zrobiła mi wieczór. Banksy też musiał mieć niezły ubaw.
Cudny ciąg skojarzeń. Ogląda się świetnie, choć chaos dla mnie za duży. Za to Gruszka w rudych włosach - mru.
Lekka, nienachalna opowieść o, hm, właściwie zderzeniu dwóch osób, które choć postronnym mogą wydawać się podobne (bo skośnoocy) to jednak są skrajnie różne z zupełnie innym bagażem doświadczeń. Nie przeszkadza to im jednak przez chwilę poczuć się sobie bliskimi. Scena w wesołym miasteczku - przeurocza.
Bardzo teatralny i minimalistyczny w formie - przypomina mi trochę kostiumowe romanse Yôji Yamady. Wasikowskiej udało się udźwignąć rolę, Fassbender też sobie nieźle poradził, chociaż faceci u Brontë są wszyscy tacy dupowaci. Niemniej, ekranizacja jest tylko poprawna, acz przyjemna dla oczu.
Cudownie plastyczny i surrealistyczny.
Ki jest kolorowym ptakiem, który może nie przyciąga problemów jakoś szczególnie, ale z pewnością roztacza wokół siebie chaos, ustawiając otoczenie pod siebie - mniej lub bardziej świadomie. Nie lubię jej, fakt. Jeśli ten film miał wywołać we mnie wstyd wobec takiej opinii na temat Ki, to nie wyszło. Klimatem jakoś przypomina mi Plac Zbawiciela. Bardzo dobra rola Gąsiorowskiej.
Zbyt powierzchowny, zbyt emocjonalny, ale miło widzieć Paltrow w takiej roli.
Kiedyś to były komedie romantyczne.
Och, gdzie ci mężczyźni...
Dobrze się ogląda.
Uwielbiam filmy, w których w taki sposób splatają się losy bohaterów. Kojarzy mi się z Crash.
Film o narkomanach bez epatowania realiami narkomanii. Bez kontrastu marzeń z rzeczywistością, jak w Requiem dla snu. Nie wiem, jakoś nie podeszło.
Lubię filmy o podróżowaniu w czasie. Wyśmienity Brad Pitt. Kawał z niego dobrego aktora, czego nie da się powiedzieć o mistrzu jednej miny, Willisie.
Przeegzaltowany, ale w końcu to debiut - i tak lepszy niż wiele polskich filmów. Bardzo podoba mi się styl opowiadania i obrazowania serwowany przez Dolana, tak dopracowany w Heartbeats.
Wczesny Burton cudownie się starzeje. Podejrzewam, że gdyby ten film powstał trochę później, Beetlejuice'a zagrałby Jack Nicholson - przez cały seans widziałam tylko jego przed oczami.
Szukanie własnej tożsamości, które prowadzi do samodestrukcji. Danny zostaje skinem, bo nie może pojać, jak można być tak nieświadomym i uległym wobec nakazów Boga, co do którego nawet nie ma pewności, czy istnieje.
Myślę, że można to interpretować zdecydowanie szerzej, w kontekście religii jako takiej - jako niezgodę na ślepe podążanie za jej nakazami, bez zadawania sobie pytań.
I to w zasadzie jedyny dobrze poprowadzony wątek. Reszta albo ledwo nakreślona albo nakreślona dziwnie.