The help

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Z pośród pytań, które mogą zastanawiać, intrygujące wydaje się na przykład takie – Jak zrobić film, który stałby się prawdziwym hitem kinowym, osiągając w krótkim czasie zysk powyżej 98 milionów dolarów. By to zrealizować Tate Taylor postanowił na przykład wziąć na warsztat powieść Kathryn Stockett, która stała się amerykańskim bestsellerem.

Główne hasło zachęcające do obejrzenia tego obrazu brzmi, że jest to film o kobietach i dla kobiet. Film rzeczywiście koncentruje się na żeńskiej stronie społeczeństwa amerykańskiego, a pojawiający się mężczyźni stanowią jedynie tło dziejących się wydarzeń. Jednak nie ograniczałabym się do definiowania i zawężania tym samym docelowej grupy odbiorców. Przedstawiona historia wkomponowania jest w amerykańską rzeczywistość lat 60. Reżyser w swoim filmie trafnie powiela to, co Kathryn Stockett uczyniła w swojej powieści - portretuje ówczesne kobiety, nakreślając tym samym ówczesny światopogląd i mentalność, uwzględniając jednocześnie, że był to okres będący zalążkiem następujących później przemian w strukturze społecznej Stanów Zjednoczonych.
Główna bohaterka tuż po ukończeniu studiów przyjeżdża do rodzinnego miasteczka w stanie Missisipi. Choć w jej życiu, zwłaszcza emocjonalnym, nie dzieje się najlepiej to akurat jednego jest pewna - chce być dziennikarką. Skeeter z jednej strony pragnie znowu zintegrować się z grupą dawnych przyjaciółek, z drugiej ma poczucie, że już do nich nie pasuje. Uderza ją ich próżność. Ona ma swoje plany, chce odnieść sukces, dąży do samorealizacji, która według niej jest czymś więcej niż próbą bycia damą, zabawą w budowanie niby-lepszego świata czy uczestniczenie w cotygodniowych spotkaniach brydżowych, będących bardziej niż grą w karty, prawdziwym targiem próżności. Skeeter woli być inna, woli mówić o rzeczach ważnych, nie boi się wychodzić poza utarte schematy i przełamywać granice. Odzwierciedleniem jej niepokornego charakteru i chęcią zrealizowania marzenia o pisaniu jest pomysł na książkę, która ma naruszać społeczną przyzwoitość.
Mimo, że każdy zamożny dom białych amerykanów lat 60 mógł się od siebie różnić, to jednak to, co pozostawało niezmienne, to obecność czarnoskórej gosposi, która nie tylko była kucharką czy sprzątaczką, ale nierzadko pełniła jedną z najważniejszych ról jakie może pełnić kobieta- stawała się matką, tylko że niestety nie swoich dzieci. Czarne kobiety mimo, że same były poniżane przez swoje pracodawczynie, znajdowały siłę by budować w swoich małych podopiecznych wiarę w to, że są wyjątkowi i ważni. Taka właśnie była Aibileen, czarnoskóra służąca, która postanowiła jako pierwsza mówić o tym co do tej pory było pomijane kurtyną milczenia. Zgodziła się opublikować swoją historię, dając początek kolejnym zwierzeniom innych czarnych kobiet pracujących jako służące w bogatych domach białych ludzi.
Według mnie siła tego obrazu polega na tym, że jest to historia, która choć nie ugina się pod ciężarem filozoficznej zadumy na temat dysproporcji klasowej, to jednak przejmuje i wzrusza. Jest mocno okraszona humorem, dlatego jest lekkostrawna. Ten film nie jest pompatyczny i ciężki i mimo, że porusza tematy trudne, to jednak jest wiele momentów, kiedy wprawia w dobry nastrój i wywołuje uśmiech. Film jest zrobiony sprawnie, ma pomysł - nie nudzi, a wręcz przeciwnie.
Próbę filmowej adaptacji poczytnej powieści uważam za udaną.

Zwiastun: