Festiwal po warszawsku (1)

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Najnowszym filmem Andrzeja Jakimowskiego rozpoczął się w piątek 28. Warszawski Festiwal Filmowy – obok Karlowych Warów najbardziej prestiżowa, filmowa impreza w naszej części Europy. Tradycyjnie jej prologiem dla każdego widza, nabywającego bilety w przedsprzedaży, była archaiczna procedura ich zakupu za pomocą opasłego formularza zamówienia. Tradycyjnie bogaty program festiwalu sprawia wrażenie układanego dość chaotycznie. Tradycyjnie na seanse od samego początku trwania imprezy przychodzą tłumy kinomanów.

Andrzej Jakimowski do spółki z Janem Jakubem Kolskim bardzo udanie zagospodarowali na krajowym podwórku niszę kina, którego znakiem rozpoznawczym jest realizm magiczny. Obu reżyserów, mimo tego podobieństwa, wiele jednak dzieli i nie chodzi tylko o sam styl i formę ich filmów. Podczas gdy „Imagine” wyczekuje się w dużym napięciu oraz promuje na świecie, najnowszy film Kolskiego nie został swego czasu dopuszczony nawet do konkursu na festiwalu w Gdyni, mimo że później oklaskiwano go i nagrodzono we wspomnianych Karlowych Warach. Skupiając się jednak na Jakimowskim, trzeba oddać reżyserowi, że jakkolwiek byśmy nie narzekali (słusznie) na marny poziom rodzimej kinematografii, on nigdy jeszcze nie zawiódł, ciesząc widzów więcej niż przyzwoitymi filmami. W „Imagine” dodatkowo udowodnił, że Polak może zrobić dobre, europejskie kino.

Schemat zdaje się być prosty: oto do zamkniętej szkoły przybywa tajemniczy nauczyciel. Promując postrzegane jako ekscentryczne metody nauczania, zaskarbia sobie sympatię podopiecznych, pokazując im, że można podchodzić do rzeczywistości w inny niż znali sposób. Sedno tkwi w tym, że uczniowie to niewidome dzieci wysłane do ośrodka w Portugalii, by uczyły się przysposobienia do życia z ich niepełnosprawnością. Przyjazd również niewidomego Iana, który ku niezadowoleniu „widzącej” dyrekcji placówki porusza się bez laski i w ogóle całkiem nieźle sobie radzi, nie zachowując ich zdaniem odpowiednich środków ostrożność, wprowadza niemały zamęt w funkcjonowanie szkolno-klasztornej placówki.

Ian jest kimś na kształt iluzjonisty, który z pozoru do perfekcji opracował cały system trików (opartych głównie o słyszane dźwięki i wyczuwane zapachy), pozwalających mu funkcjonować niemalże tak, jakby naprawdę widział otaczający go świat. Z premedytacją stosuje je, by wywabić z pokoju dorosłą mieszkankę szkoły, Ewę, której najwyraźniej utrata wzroku podcięła skrzydła, zabrała poczucie kobiecości i pewność siebie. Swoją wiedzą Anglik podzielić chce się także z dzieciakami, by uczyć ich samodzielności. Dyrekcja szkoły nie jest jednak przekonana do metod Iana, uważa je za szalone i niebezpieczne, stąd starania przełożonych nauczyciela, by zdyskredytować jego umiejętności.

Siłą „Imagine” jest oczywiście nie historia sama w sobie, ale sposób jej pokazania. Film w wyraźny sposób odbiega zarówno od „Zmruż Oczy”, jak i od „Sztuczek”, choć pojawia się tu znak rozpoznawczy Jakimowskiego – łączenie elementów metafizycznych i rzeczywistych. Reżyser prowadzi nas przez mikroświat nadmorskiej, portugalskiej miejscowości tak, by widz poczuł, jak w niej funkcjonują bohaterowie filmu. Uwypukla dźwięki, w tym ten najbardziej charakterystyczny odgłos butów Iana, niejednokrotnie kadruje przestrzeń tak, byśmy dostosowali własną percepcję do tej, jaką mają niewidome dzieci, sprytnie filtruje informacje, które w tradycyjnym obrazie wyłapałoby nasze oko. Nieprzeciętna (nomem omen) wyobraźnia Jakimowskiego i jego świetne umiejętności w kunsztownym operowaniu językiem filmowym wprowadziły do „Imagine” zaskakującą dramaturgię, niemalże suspens. Widz drży w fotelu za każdym razem, gdy któryś z niewidomych bohaterów balansuje nad nadmorskim urwiskiem, innym razem oddycha z ulgą, gdy ktoś bez potknięcia pokonuje chodnik.

Jakimowski pozwala sobie na budujące, ale bynajmniej nietrywialne zakończenie. Magia sprytnego nauczyciela pryska – mężczyzna też w końcu okazuje się być ograniczony przez swoją niepełnosprawność, nie może usłyszeć wszystkiego, nie jest w stanie pokonać każdej przeszkody. Jego nieufni przełożeni nie zauważają jednak, co w filmie akcentuje każdy upadek, siniak i inna, najmniejsza porażka związana z brakiem wzroku, że mężczyzna walczy, bo stawką w codziennych zmaganiach z niepełnosprawnością jest normalne, samodzielne życie. Potłuczony i obalały Anglik zawsze będzie mieć więcej wiary i pewności siebie niż chłopiec, któremu pokazuje się podłączoną do respiratora ofiarę „walki” z własnym kalectwem. Lekcja Iana uczyła nie tyle zaradności, ile o wiele cenniejszej w wypadku bohaterów filmu wyobraźni w patrzeniu na własne ograniczenia.

Zwiastun: