MARTHA POSTANAWIA UMRZEĆ

Data:
Ocena recenzenta: 1/10

Trochę tylnymi drzwiami, pod sam koniec ubiegłego roku, w kinach pojawił się nowy film Pedro Almodovara. "W pokoju obok" to pierwsza, anglojęzyczna fabuła w karierze hiszpańskiego mistrza, która chyba dość niespodziewanie wyjechała ze Złotym Lwem z ostatniej Wenecji. Wówczas recenzje nie były zbyt zachęcające i raczej nie należało po takiej recepcji oczekiwać nie-wiadomo-jak-genialnego dzieła twórcy "Porozmawiaj z nią". Tak w ogóle to skandal, że ktoś taki jak Almodovar nigdy nie wygrał żadnego z tych największych festiwali. Aż spojrzałam na Cannes 1999, gdzie w konkursie znalazło się wybitne "Wszystko o mojej matce" i spokojnie zamiast "Rosetty" to hiszpańska produkcja mogła wówczas wyjechać z Lazurowego Wybrzeża z najważniejszym, festiwalowym wyróżnieniem. Główna nagroda dla "W pokoju obok" dzisiaj to tylko kiepski sposób na naprawienie błędów z przeszłości. 

Niedawno podsumowywałam 2024 rok, tworząc zestawienie swoich ulubionych filmów. Gdybym miała robić listę tych najgorszych, być może "W pokoju obok" znalazłoby się na 1. miejscu takiego rankingu (nie liczę bowiem jakichś naturalnie złych produkcji typu polskie komedie romantyczne itp.). Na pierwszy rzut oka to bardzo Almodovarowski świat. Kobiece bohaterki, grane przez ikoniczne aktorki Julianne Moore i Tildę Swinton, uwikłane w moralnie ambiwalentny spektakl ostatniego pożegnania i odchodzenia z tego świata na własnych zasadach. Melancholijną aurę śmierci łagodzi charakterystyczny dla Hiszpana groteskowy humor, który wprowadza m.in. postać Johna Turturro. Sceneria, kostiumy i scenograficzne detale, z czerwoną szminką Lisy Eldridge na ustach Tildy na czele, w soczystych, orzeźwiających kolorach. Co więc jest w tym filmem tak bardzo nie tak?

"W pokoju obok" oddycha relacją głównych bohaterek. Cały ciężar dramaturgiczny skupiony jest na tej interakcji. Tylko że jej właściwie w filmie nie ma. Swinton i Moore pojawiają się często razem na ekranie, ale grają strasznie statycznie i osobno, jakby każda z nich przebywała w niewidzialnym 'pokoju obok'. Postacie niby prowadzą dialog, ale w rzeczywistości wygłaszają własne monologi, a nie ze sobą autentycznie rozmawiają. Razi sztuczność i pozorność ich inscenizowanej na siłę bliskości. To manekiny, dla których tłem stała się ładna ekspozycja. Finalnie cała tematyka filmu wydaje się boleśnie pretensjonalna i dla mnie totalnie nieprzyswajalna. Być może wyjściowym problemem był język angielski, którym reżyser nie operuje zbyt płynnie, nie czuje tych językowych niuansów i nie widzi, jak poszczególne elementy składowe filmu właśnie z tego powodu ze sobą się nie łączą. Natomiast nie oszukujmy się też, że "W pokoju obok" to coś poważniejszego niż stek wygłaszanych nudnymi, monotonnymi deklaracjami banałów. W tych okolicznościach kicz pozostaje tylko kiczem. Nie ma tu żadnego drugiego dna. 

Zwiastun: