bjag

napisał o Tron: Dziedzictwo

Prolog sugeruje osnucie fabuły wokół konfliktu między linuksiarzami a makowcami. Szybko jednak wpadamy w wirtualny świat "Tronu", gdzie wśród charakterystycznej architektury i iluminacji od 20 lat twardą ręką rządzi (mało znany) system operacyjny Clu. Niestety, nie posiada kodeków do odpowiednio futurystycznej muzyki, a ugrzeczniony soundtrack Daft Punku (sic!) nie pozwala udawać, że oglądamy dwugodzinny teledysk za 300 baniek. Doszukałem się metafory Trójcy Św., ale raczej żenuje niż pogłębia,

To trochę szalony i ryzykowny budżet jak na debiutującego reżysera. Muszę obejrzeć, ale nie nastawiam się na dobre kino w tym przypadku.

To chyba tradycja, poprzedni TRON był produkcją szalenie wręcz ryzykowną (nowa technologia, reżyser, który nigdy nie pracował z aktorami). Poprzednik był za to 10 razy tańszy, ale czasy były inne.

Naprawdę takie średnie? To nie wiem, czy chcę to oglądać. ;)

Jakby to był faktycznie teledysk za 300 baniek, wszystko byłoby całkiem git - ta muzyka wcale nie jest zła i te parę scen akcji. I to tyle dobrego. Nawet Jeff Bridges a la guru Dude jakoś nie ratuje sytuacji...

Początek filmu odczytałem niemal identycznie: jako konflikt pomiędzy Stevem Woźniakiem (Kevin Flynn) i jego przyjaciółmi a Stevem Jobsem i zarządem spółki. OS-12 to wręcz nachalne nawiązanie do Apple ;-)

A propos tego konfliktu między Linuksiarzami i Makowcami - doszedłem do wniosku, że Tron od początku jest po prostu hołdem składanym Stallmanowi. A Sam to metafora jego najwierniejszych apostołów! O! :D