Kieł

Data:

Gdyby ktoś zapytał mnie o mój ulubiony film, nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Gdybym jednak usłyszała pytanie o najbardziej niepokojący film, jaki widziałam, nie wahałabym się ani przez sekundę. „Kieł” w reżyserii Greka - Yorgosa Lanthimosa to obraz, po którym do tej pory nie mogę się otrząsnąć, a obejrzałam go pół roku temu. Niezły wynik.

Historia opowiedziana przez Lanthimosa przeraża, ale też zadziwia i intryguje. Oto poznajemy na pozór zwyczajną, grecką rodzinę, mieszkającą w wolnostojącym domu z ogrodem. Rodzice oraz trójka rodzeństwa (dwie siostry i brat) siedzą przy stole. Jedna z dziewcząt prosi o podanie jej telefonu, po czym otrzymuje… solniczkę. Dla dorosłych już dzieci, zombie to „małe, żółte kwiatki”, a karabin – „wielki, biały ptak”. Nie mające żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym rodzeństwo, wyjść może jedynie do ogrodu, lecz tam czyha na nie niebezpieczna bestia, czyli… kot. Zasada wpajana przez rodziców jest jasna: nikt nie opuści terenu posiadłości, dopóki nie wypadnie mu kieł. Dopiero wtedy człowiek staje się w pełni przystosowany do życia na zewnątrz, wśród innych ludzi.
„Być może ci przewrażliwieni rodzice chcą uchronić swoich potomków przed bezwzględnością świata, na którym przyszło im żyć…” – tak tłumaczyłam sobie sytuację zaistniałą w filmie. A jednak w miarę rozwoju fabuły, wraz z kolejnymi działaniami bezwzględnego ojca, coraz bardziej nie dowierzałam w to, co dzieje się na ekranie. Akcja staje się jeszcze bardziej dramatyczna, w momencie gdy jedna z córek ogląda filmy, co oczywiście jest zakazane. Kasety VHS otrzymuje od kobiety, która przyjeżdża by zaspokajać potrzeby seksualne syna. Po jakimś czasie zaczyna interesować się też jego siostrami i najstarszej z nich oferuje filmy, w zamian za kontakt cielesny. Ta, pierwszy raz widząc świat spoza murów domu, postanawia zrobić wszystko, co możliwe, aby doświadczyć go na własnej skórze…

Giorgos Lanthimos przeprowadził niezwykły eksperyment. Dom zamienił w sterylne do granic możliwości laboratorium, gdzie nie istnieją żadne zahamowania, a kruchość ludzkiej psychiki ma się za nic. Doświadczenia są tym bardziej drastyczne, iż niewytłumaczalne. Powodów, dla których przed oczami widza rozgrywają się tak potworne sceny, trudno się domyślić. Postać ojca wzbudza obrzydzenie, zaś jego dzieci – litość i współczucie. Od przemocy fizycznej gorsza jest ta, która ujawnia się na tle psychologicznym. Całość, okraszona charakterystycznymi dźwiękami gitary, poraża i jednocześnie zachwyca swym minimalizmem.

„Kła” nie wspomina się z uśmiechem na twarzy. Nie można się przy nim zrelaksować, wątpliwa jest także możliwość, iż podniesie on kogoś na duchu; sama nie wrócę do niego jeszcze przez jakiś czas. Nie ulega jednak wątpliwości, iż jest to film, który obejrzeć powinien każdy. Przynajmniej jeden raz.

Zwiastun:

Nie ma wątpliwości, że to jeden z najbardziej niepokojących filmów jaki przyszło mi oglądać

Na mnie, aż takiego "niepokojącego" wrażenia nie zrobił. Owszem ciekawy temat, i bardzo fajnie to wszystko ukazane, zwłaszcza końcówka filmu - /uwaga spoiler/ bo wyjść można tylko w samochodzie, który można prowadzić jak Ci kieł odrośnie. /koniec/. Oglądałem go z dużą przyjemnością (ale nie tego rodzaju przyjemnością jak przy Toy Story), zastanawiając się do czego jeszcze posuną się rodzice, budując tą zdeformowaną rzeczywistość, która zaczyna chwiać się w posadach, co się stanie z dzieciakami kiedy się zawali.

Bardziej niepokoi mnie Sola, czyli 120 dni sodomy.,,

Dodaj komentarz