Profil użytkownika bodo
Niestrawny, chaotyczny, męczący film. Ludzie walą z niego drzwiami i oknami, pierwsi już po pół godziny projekcji. Jest w tym coś: nie da się, bez drażniącego uszy jazgotu i gryzącego w oczy dymu, przy jednym ołtarzu upakować ojców zakłamanego bagna zwanego showbiznesem i kapłana polskiej sceny niezależnej, Roberta Brylewskiego. Ten ostatni, swą ujmująco bezpretensjonalną rolą, daje odpór Złemu, a przy okazji… kradnie show Tymonowi Tymańskiemu, spiritus movens „Polskiego Gówna”, głównemu bohaterowi i autorowi większości tekstów ze ścieżki dźwiękowej.
Film nie jest łatwy. Kalejdoskopowy montaż, rollercoaster scen zabawnych, żenujących i śmiertelnie poważnych oraz liczność aluzji, czasem bardzo hermetycznych, to wszystko musi być wyzwanie dla widza. I to czasami wyzwanie zbyt duże. Ale jest w „Polskim Gównie” szczerość, która pozwoli mu przetrwać w rodzimej kinematografii, pewnie gdzieś w pobliżu półki z Markiem Koterskim. Nawet jeśli za pierwszym podejściem dość szybko zniknie z kin.
Momentami rewelacyjny.
Eksperyment wykonany, lecz niestety nieudany. Filmidło pokroju tasiemca obyczajowego, litościwie upchnięte w zaledwie 3 godziny. Na początku bardzo chaotyczne, z kiepskimi dialogami, sceny w luźnym związku ze sobą. Z upływem lat ekipa chyba coraz bardziej wiedziała, jakiego filmu chce, ale nie ratuje to całości.
Bardziej spodziewałem się, że wspólne dojrzewanie bohaterów będzie tylko dodatkiem do jakiejś większej historii. Ale skończyło się na tym, że główny koncept próbuje tu zastąpić scenariusz, którego nie ma.
David Wiberg pokonał mnie we wszystkich możliwych znaczeniach. Filmidło takie, ale zacne.
Spójny, nieprzegadany scenariusz, jedno duże pytanie i, trochę niestety, udzielona na nie odpowiedź. Tak czy inaczej, wszystko jest w tym filmie dobre. Od głównego bohatera, czyli prowincjonalnego ekosystemu z jego światem wartości i systemem walutowym, po ucieczkę, czyli wyrosłą na nim jak na nieużytku, bezsensowną, piękną miłość.
Fajny pomysł, spójny obraz i dźwięk, ale facepalm, jako formę reakcji na scenę filmową, wolałbym pozostawić produkcjom typu „Pocztówki z wakacji” itp., a nie kinu nibyoscarowemu.
5+/6=. Popracować z Cotillard, taką Cotillard, chciałbym nawet wtedy, gdybym miał te marne 1000€ wysupłać z własnej kieszeni… Ale, wracając na ziemię, atuty filmu nie sięgają dużo dalej niż ugrywa francuska aktorka. Problematykę dałoby się w całości opowiedzieć w trailerze. Fabułę bez większych strat – w krótkim metrażu. Sam scenariusz też cierpi na niedostatki. Motywacje zachowań niektórych bohaterów są dość niejasne. Jak choćby furiata, który rzuca się z pięściami na główną bohaterkę, by później zwyzywać od najgorszych. Dramaturgia jest mimo wszystko dość oszczędna, ale i sama historia nie mnoży wątków ponad miarę. To akurat plus.