Nowe Bondy

Data:

Słyszę często głosy, że dwa ostatnie Bondy, czyli Casino Royale i Quantum of Solace (w obu w roli agenta 007 występuje Daniel Craig) są kiepskie, bo Bond nie jest Bondem, nie używa gadżetów, pije byle co, nie mówi: "My name's Bond. James Bond". Słowem: brakuje charakterystycznych zachowań i sytuacji. Ja natomiast, będąc jedynie umiarkowanym fanem serii, uważam, że Casino Royale był bodaj najciekawszym z dotychczasowych Bondów, a Quantum of Solace, choć zdecydowanie słabszy, również posiada ciekawe elementy. Oto dlaczego.

Wszyscy znamy ulubiony napój agenta 007, jego podejście do kobiet, zamiłowanie do szybkich samochodów, humor i charekterystyczne słowa, którymi się przedstawia. Poznaliśmy i polubiliśmy zwyczaje Jamesa Bonda oglądając pierwsze 20 filmów serii. Jak dla mnie to doskonały moment, by zatrzymać się i zapytać: skąd biorą się tacy superagenci? Co ukształtowało naszego bohatera, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej? Jak wyglądała przemiana ze zwykłego człowieka w perfekcyjnego, śmiertelnie niebezpiecznego tajnego agenta Jej Królewskiej Mości?

W Casino Royale przemiana ta pokazana jest iście mistrzowsko. Pierwsze zabójstwo: długie, wymęczone (przy tym świetne czarno-białe zdjęcia z dużym ziarnem). Pierwszy pościg: miłośnik le parcour z finezją pokonuje korytarze, schody, drzwi, za nim pędzi Bond wyraźnie zmagający się z zastaną przestrzenią. Piękna scena: ścigany niczym kot przeskakuje przez lufcik nad drzwiami, chwilę potem James Bond rozbija owe drzwi barkiem. Im dalej, tym lepiej: 007 szybko się uczy. Drugie zabójstwo wykonuje już z zimną krwią i tłumikiem. Po Casino Royale rozumiemy także, dlaczego nasz bohater już nigdy nie angażuje się emocjonalnie w relacjach z "dziewczynami Bonda".

Miałem nadzieję, że Quantum of Solace pociągnie wątek przemiany i, przyznaję, trochę się zawiodłem. Bohater nie jest jeszcze agentem jakiego znamy z poprzednich części, a uwaga w moim poczuciu za bardzo skupiona jest na akcji, zamiast na "dorastaniu" agenta. Jest wprawdzie wątek kontrolowania emocji (nie zabijania z zemsty ludzi, których agencja mogłaby chcieć przesłuchać), ale to mało. Na otarcie łez dowiadujemy się w jakich okolicznościach Bond po raz pierwszy wypił martini z wódką wstrząśnięte, a nie zmieszane (w Casino Royale "miał to w dupie").

Podsumowując, lubię najnowsze Bondy i z niecierpliwością czekam na 23. część. Być może będzie tym, czym trzeci epizod Gwiezdnych Wojen - spoiwem łączącym dobrze znany i lubiany świat ze stosunkowo świeżymi prequelami.

Przekonująco brzmi Twoje tłumaczenie "nieporadności" nowego Bonda, jednak mimo wszystko nie mogę zrozumieć jak w takim razie z "mięśniaka" i prostego faceta jakim jest nowy Bond (jakoś łudząco podobny w swoich niepohamowanych porywach do Bourn'a) wyrósł dystyngowany agent z klasą i nieskazitelnymi manierami w typie Connery'ego czy Brosmana ;)

Eee, Bond nie jest prostym facetem! Jest inteligentny, szybko się uczy, nawet rzeczy najtrudniejszych, takich jak panowanie nad swoimi emocjami. Myślę, że gdy już poczuje się w świecie agentów jak ryba w wodzie, to pokaże swoją klasę. Oby...

Ja się niestety obawiam, że wygra hollywoodzki wyścig za pieniędzmi i na takie "drobiazgi" jak psychika Bonda nie starczy miejsca. Quantum of Solace (choć niezły jako film akcji) niestety na to wskazuje.

Quantum of Solace jest jak dla mnie powrotem do ery p. Scorupco (czyt. kosmicznie zle grajacych kobiet Bonda i papierowego scenariusza na granicy prawdopodobienstwa zarowno psychologicznego--postaci jak i po prostu akcji). Oby kolejny byl CR-like.

Odnośnie scenariusza -- zgoda w 100% -- Quantum o Solace to jakaś kosmiczna pomyłka pod tym względem (choć to w dużej mierze nie jest zapewne "wina" scenarzysty tylko Iana Fleminga).

Ale jeli chodzi o aktorstwo to protestuję. Olga Kurylenko to może nie jest Eva Green, ale mi jej gra zupełnie nie przeszkadzała, podobnie jak gra tej blond-Angielki, która przyjechała odwieść Bonda od planów wysadzenia wszystkich w powietrze dla zasady.

Jest taka scena pod koniec QofS kiedy Olga, zabiwszy juz niedobrego generala ma wyraz twarzy identyczny jak Izabela Scorupco: wielkie, spaniele zalzawione oczy, bo oto on, Dzejms przyszedl i ja uratuje, a ona taka zlamana. Straaaszne.

Mialam nadzieje, ze Eva Green wyznaczy standard "kobiet bonda", ale imho: powrot do papierowych korzeni z piekna buzka. To nie aktorstwo, to komiksiarstwo aktorskie.

(offtop techniczny: klikniecie w edytuj przenosi mnie do: nie ma takiej strony)

Możecie nazywać QofS filmem akcji ale dla mnie to była po prostu sieczka, której nie dało się za bardzo oglądać. Bond przestał być inteligentnym facetem z klasą a stał się raczej kimś w rodzaju Rambo.

Na cokolwiek nie narzekać, to odważne i eleganckie produkcje. Twórcy rozumieją ducha naszych czasów. I to właśnie jest Bond - elegancki i zawsze na czasie.

@coralgol
Pierwsze piętnaście minut QoS to faktycznie była nieoglądalna sieczka. Potem na szczęście zrobiło się lepiej.

@oj_trel
Póki co tą elegancją (klasą, manierami) to Bond nie powala na kolana. Mam natomiast nadzieję, że przemiana w "prawdziwego" Bonda nastąpi szybko... Może już w najbliższej odsłonie?

Jak juz napisalem w mini recenzji do Casino Royale nie jestem za bardzo przekonany do tej calej nowej formuly Bonda... Bo osobiscie dla mnie filmy z Bondem to byly filmy z evil villanami w stylu Szczeny czy Oddjoba (nie pamietam jak sie nazywal w wersji pl ^^;) czyli filmy parodiujace siebie. Tutaj jak juz napisaliscie zamiast Bonda dzentelmena mamy Bonda maszynke do zabijania. Do tego ten montaz w ktorym biedny widz za cholere nie jest w stanie sie polapac o co chodzi :)

Wyglada na to ,ze jaki Bond takie czasy ,bo zamiast lasek ktore same wskakuja 007 do lozka mamy laske wyemancypowana ktora 'jest za madra na niego'. :D

Dodaj komentarz