Wojna z terroryzmem widziana oczami Hollywood

Data:

Kinematografia amerykańska, rozliczając wojnę w Wietnamie, stworzyła kilka znakomitych obrazów, takich jak Czas Apokalipsy, Łowca Jeleni, czy Pluton. Czy trwająca już prawie 6 lat wojna w Iraku oraz ponad 7 lat wojna w Afganistanie, dwie odsłony konfliktu nazwanego przez George'a Busha "wojną z terroryzmem", doczekają się podobnych dzieł? Niektóre z powstałych już filmów wyraźnie przekraczają granice kina rozrywkowego, zapraszając widza do zastanowienia się i przyjrzenia mechanizmom rządzącym konfliktem pomiędzy światem zachodnim i krajami Bliskiego Wschodu.

Osobiście pierwszym i największym zaskoczeniem była dla mnie Syriana w reżyserii Stephena Gaghana. Nie jest to wprawdzie film o wojnie per se, ale świetnie pokazuje jej tło i kontekst: cele i metody działania koncernów paliwowych, agencji wywiadowczych, zwykłych robotników, terrorystów, szejków i analityków. Poszczególne wątki skupiają naszą uwagę na kolejnych bohaterach dramatu, dzięki czemu możemy np. zrozumieć co popycha młodego chłopaka do wstąpienia w szeregi fundamentalistów, poznać priorytety wywiadu amerykańskiego, wejść w skórę władcy kraju bogatego w złoża. Wymowa całości jest ostatecznie nieco anty-korporacyjna i anty-imperialistyczna, ale widz z łatwością ją odfiltruje. W wyniku otrzyma ciekawy, złożony obraz sytuacji w regionie, oraz masę pytań, które będą go niepokoiły jeszcze długo po projekcji.

Drugim dobrym filmem, który chciałbym tu krótko przypomnieć, jest W dolinie Elah (In the Valley of Elah) w reżyserii Paula Haggisa z doskonałą pierwszoplanową rolą Tommy'ego Lee Jonesa (nominacja do Oscara). Emerytowany wojskowy, dla którego armia i służba swojemu krajowi pozostają sensem życia, stara się na własną rękę wyjaśnić okoliczności zaginięcia jego syna, który dopiero co wrócił z Iraku. Z tego spokojnego, wyciszonego filmu wyniosłem przede wszystkim przekaz, że do prowadzenia tak trudnej wojny jak w Iraku niezbędne jest, oprócz najnowszych zdobyczy techniki, solidne przygotowanie psychiczne żołnierzy, w większości będących bardzo młodymi chłopakami. Inaczej nawet najpotężniejsza armia znajdzie się w potrzasku, niczym biblijny Goliat w walce z Dawidem w dolinie Elah.

Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem był wyświetlany niedawno na polskich ekranach obraz Ridley'a Scotta pt. W sieci kłamstw (Body of Lies). DiCaprio gra tu inteligentnego agenta CIA na Bliskim Wschodzie, świetnie znającego języki i obyczaje regionu (podobnie jak Clooney w Syrianie). Zdając sobię sprawę z własnych możliwości, postanawia połączyć siły z wywiadem jordańskim. Współpraca na warunkach partnerskich jest nie w smak szefowi bohatera (Russell Crowe), aroganckiemu, wiecznie wtrącającemu się ignorantowi, który siedząc w Waszyngtonie forsuje te same nieskuteczne "siłowe" metody, które zawodziły w przeszłości. W filmie urzekło mnie, rzadko spotykane w kinie amerykańskim, bardzo pozytywne przedstawienie kultury arabskiej. Szef wywiadu jordańskiego jest starannie wykształconym dżentelmenem o nienagannych manierach. Niezwykle poważnie traktuje on wartości takie jak szczerość i lojalność, które na Zachodzie zdążyły już wyjść z mody. Pielęgniarka, z którą główny bohater nawiązuje bliższą znajomość, pół Arabka, pół Persjanka, wręcz promieniuje cnotami: skromnością, otwartością, humorem, poszanowaniem swojej kultury i tradycji. W konfrontacji z Amerykanami, lokalna ludność jawi się jako bogatsza o tę mądrość, która wiąże się z wartościami odrzucanymi przez ludzi Zachodu jako staroświeckie. Nie dziwi więc specjalnie postawa głównego bohatera, który lepiej odnajduje się w towarzystwie Arabów, niż swoich rodaków.

Co łączy wszystkie te filmy? Na pewno udana próba wyjścia poza utarte schematy myślenia o sobie, o przeciwniku i o regionie. Świeże, mądre spojrzenie na niezwykle złożony konflikt, który armia amerykańska "remisuje" właśnie z powodu niezrozumienia przeciwnika i realiów, a także skutków swoich działań. Czy kilka dobrych filmów jest w stanie odwrócić ten trend? Czy kino ma taką moc?

>Czy kilka dobrych filmów jest w stanie odwrócić ten trend? Czy kino ma taką moc?
Nie, nie ma takiej mocy. A kiedyś miało? To chyba idealistyczne podejście.
A że Amerykanie umieją robić dobre filmy -- to chyba wiadomo od zawsze. To że do naszych kin trafia 90% chłamu nie oznacza, że nie powstają tam również świetne dzieła, nie zarażone hollowódzką papkowatością.

Szkoda, że nie widziałem żadnego z filmów, które opisujesz, bo chętnie bym się o coś pokłócił. Może chociaż widziałeś Slumdoga i Ci się podobał? Albo masz coś do Wrestlera? :)

Po usunięciu niecenzuralnych fragmentów pozostaje mi do powiedzenia tyle:
Slumdog Millionaire: premiera 27 lutego 2009
The Reader: premiera 13 marca 2009
The Wrestler: premiera 20 marca 2009
Waltz with Bashir: 3 kwietnia 2009
Rozdanie Oscarów: 22 lutego 2009

Hahhahaah, Michuk !

No rzeczywiście, wykrakałem. Pewnie zresztą bolo po prostu na przekór Slumdoga tak oglądał, żeby mu się podobał (nie wiem, z zamkniętymi uszami może), co by się pokłócić w końcu o coś :)

Tak było...

Właśnie zauważyłem, że zapomniałem ustosunkować się do głównej myśli.

Jesteś pewien, że nie ma takiej mocy? Pewne filmy/seriale pełnią także rolę uświadamiającą, albo prowokują szerszą publiczność do zastanowienia się nad jakimś tematem. Weź np. Motyl i skafander, dzięki któremu przeciętny widz miał okazję, w większości po raz pierwszy, zetknąć się z potworną horobą, na którą cierpiał główny bohater. weź Ulice Filadelfii (AIDS), Pola śmierci (okrucieństwa Pol Pota). Czy przed filmem Opór słyszałeś o Bielskich, czy wcześniej toczyła się w mediach i wśród znajomych dyskusja o wartościowaniu zachowań tych partyzantów? Cześć Tereska przykuła (na krótko, oczywiście) uwagę do problemów domów dziecka.

Z seriali dodałbym przede wszystkim Life Goes On, który uczył czym jest zespół Downa (Corky Thatcher). Czytałem gdzieś wspomnienia kogoś z polskiego ruchu LGBT, kto zaakceptował swój homoseksualizm dzięki istnieniu roli Stevena Carringtona w Dynastii.

Nawiasem mówiąc, jest to jakiś pomysł na spinacz ;) Ktoś chętny?

Wracając do naszych mutonów: nie wiem, czy tych kilka filmów o wojnie coś zmieni, czy i ewentualnie jak przełoży się to na głosy wyborców. Ale czy może kategoryczne stwierdzenie, że kino niczego nie zmieni (w domyśle: bo to tylko rozrywka) nie jest zbyt ryzykowne?

Dodaj komentarz