bonidydy

napisał(a) o Infiltracja

Nieprawdopodobnie żałosne, pompatycznie beznadziejne kino. Mam nadzieję, ża Pit jako producent nie zarobił ani grosza, bo wszystko wydał na gaże dla gwiazdorów.

Aż tak źle? Widziałem ten film i wydawał mi się zwykłym, sprawnie zrobionym kinem akcji. Oczywiście zasadniczo uważam, że bezsensem jest robić remake, skoro istniej dobry oryginał, no ale rynek amerykański rządzi się swoimi prawami.
Nie widzę jednak nic w tym dobrze zrealizowanym i dobrze zagranym filmie, co mogłoby wywoływać aż tak skrajną reakcję. Jesteś pewien, że nie pomyliłeś tytułów? ;))

Też mnie mocno zadziwiła ta opinia. Dla mnie The Departed to prawie bezbłędnie zrealizowany film akcji. Nie wiem czy jest lepszy czy gorszy od oryginału, ale co za różnica, jak broni się sam.

Nie, nie pomyliłem tytułów :-). Film rozczarował mnie pod wieloma względami. Pierwsza rzecz to tandetna scenografia i zdjęcia. Sceny we wnętrzach przypominają tanie filmy kategorii C z lat siedemdziesiątych, plenerów nie ma chyba w ogóle, a wiekszość zdjęć na ulicach to również studio w jakości amerykańskiej masówki dla gospodyń domowych. Rzecz druga to scenariusz i postaci bohaterów. Nie chcę tutaj stworzyć spoilera, więc będę oględny. Historia trzyma w napięciu i pomysł postawienia przeciwko sobie dwóch "kretów" jest wyjątkowo oryginalny, bo przecież stwarza niezwykłe możliwości dramaturgiczne. No ale to zawdzięczamy chińskiego pierwowzorowi. Jak na tym tle wypada plejada gwiazd? W mojej opinii bardzo słabo. Są to bezwzględnie najlepsi amerykańscy aktorzy i dają z siebie co mają najlepszego. Niestety ich wysiłki nadania postaciom głębi i charakterologicznej wiarogodności spełzają na niczym w obliczu tego jak opowiadana jest nam historia. Może to również zawdzięczamy chińczykom o jakże różnej estetyce filmowej. Jeżeli jednak robi się remake z reżyserem gwiazdą to chyba można oczekiwać czegoś więcej niż kopii w każdym calu. No cóż, nie wiem jaki był zamysł Scorsese, myślę jednak że przydługie sceny rozmów bohaterów i ich wzajemne emocjonalne relacje miały stworzyć dramat uczuciowy, a wyszły z tego żałosne wypociny za grosz mnie nieprzekonywujące. Również co mnie uderzyło to zwroty akcji następujące w stylu "deus ex machina". Bardziej to pasuje do "Wielkiej draki w chińskiej dzielnicy" niż do wysiłków gwiazdorskiej obsady próbującej stworzyć jakieś dramatyczne widowisko. Tak, bezwzględnie nie pomyliłem tytułów :-).

Ciekawe jak odmiennie można odebrać film. Ja właściwie nie mam do niego żadnych zarzutó. Trzymał mnie w napięciu przez cały seans, a rolę Nicholsona uważam ze wybitną. Ale nie widziałęm oryginału.