Czarnoksiężnik z ciemnej strony księżyca

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

W klasycznym przepisie na tę multimedialną ucztę korzysta się z płyty "Dark Side of the Moon" zespołu Pink Floyd. Ja polecam również alternatywną wersję dubową, która smakuje chyba nawet lepiej.

Przepis

1. Włóż do napędu cd płytę "Dark Side of the Moon" zespołu Pink Floyd lub "Dub Side of the Moon" zespołu Easy Star All Stars. Zapauzuj przy stanie 00:00.

2. Uruchom płytę dvd z filmem "Czarnoksiężnik z krainy Oz" (z 1939 roku, z Judy Garland w roli Dorotki).

3. Gdy lew z loga Metro Goldwyn Mayer ryknie po raz trzeci, naciśnij PLAY na odtwarzaczu cd.

4. Można dodać ziół do smaku.

Oczywiście w Internecie znaleźć można również wersje instant, ale bez wątpienia przyrządzone samodzielnie smakują lepiej.


Legenda

Wszystko zaczęło się gdy grupka fanów Pink Floyd zauważyła, że legendarna płyta zespołu jest niezwykle dobrze zsynchronizowana z klasycznym filmem Victora Fleminga. Sceny w filmie na tyle dobrze komponują się z kadrami z filmu, że zaczęto podejrzewać, że płyta została celowo napisana, jako ścieżka dźwiękowa do filmu. Wieść o tym szybko się rozeszła, na świecie powstawać zaczęły dziesiątki stron, dedykowanych tzw. "Dark Side of the Rainbow". Na stronach tych fani tropią kolejne "synchronicities", dzielą się radami, etc. Najbardziej znana z tych stron to http://members.cox.net/stegokitty/dsotr_pages/definitive_list.htm, która podaje aż 105 dowodów na zbieżności, pokazujące, że zgranie filmu i muzyki nie może być przypadkowe. A jeśli jest, to muszą być to czary (przypuszczalnie czarnoksiężnika z krainy Oz)!

Sceptycyzm

Cały problem w tym, że muzycy Pink Floyd uparcie i systematycznie podważają teorię, jakoby napisali muzykę z myślą o filmie. Powtarzają to przy okazji każdego wywiadu. Nick Mason żartował w MTV: "Jest absolutnym nonsensem, jakoby płyta miała cokolwiek wspólnego z Czarnoksiężnikiem z krainy Oz. Jest w całości oparta na Dźwiękach muzyki".

Ale jeśli muzycy Pink Floyd nie kierowali się filmem, to skąd te wszystkie zbieżności (o których napiszę na deser)? Sceptycy wskazują na to, że umysł ma skłonność do poszukiwania wzorców i reguł, a gdy je odkryje (lub wydaje mu się, że odkryje) zaczyna ignorować dane, które daną regułę podważają. Słowem, to co potwierdza teorię jest zapamiętywane, a to co jej zaprzecza, jest zapominane. Fenomen ten znany jest w nauce pod nazwą apofenii. Zgodnie z inną teorią dostrzeganie zbieżności jest efektem zażywania narkotyków, które dość często towarzyszą projekcjom.


Magia

A jaka jest prawda? Cóż, leży, jak często bywa, pośrodku. Bez wątpienia muzyka nie jest idealnie dopasowana do filmu. Jest sporo momentów, w których zbieżności nie widać, szczególnie na początku. Zmiany rytmu, melodii, czy tekst nie znajdują odzwierciedlenia w akcji. Ale... jest i sporo momentów, gdzie ta zbieżność rzeczywiście występuje. Tekst piosenki koresponduje z tym, co dzieje się na ekranie, Floydzi śpiewają "look around", a Dorotka się rozgląda, itp. I jest ich całkiem sporo (choć raczej nie 105). Czasami zadziwiają. Mimo wszystko więc trudno się dziwić narosłej legendzie.

Poniżej kilka tych magicznych momentów, kiedy naprawdę trudno uwierzyć, że to wszystko jest dziełem przypadku...

  • Utwór "The Great Gig in the Sky" zaczyna się w tym samym momencie, w którym w filmie zaczyna się tornado. Trwa tyle, co cała scena i świetnie pasuje do niej pod względem rytmiki. Wygląda to tak:

http://www.youtube.com/watch?v=X2CYjcQSUXg
  • Gdy kończy się "The Great Gig in the Sky" i zaczyna "Money" film zmienia się z czarno-białego w kolorowy. Tekst piosenki wydaje się świetnie korespondować z nagłą zmianą otoczenia (w filmie nie ma co prawda nic o pieniądzach, ale pojawia się bajkowy, kolorowy świat iluzji)

  • Dorotka (w niebieskiej sukience) spotyka się czarną wiedźmą. W tym czasie na "Us and Them" słyszymy fragment "Black and Blue", a dalej "Don't know which is which, and who is who", które można też przecież jednak rozumieć jako "which is witch?", czyli "która jest wiedźmą?"

  • Gdy na płycie zaczyna się utwór "Brain damage" filmowy Strach na wróble rozpoczyna swój taniec i piosenkę. A śpiewa o tym, jak to chciałby mieć mózg.

  • Gdy Dorotka przystawia ucho do klatki Tin Mana, starając się usłyszeć czy ma serce, na płycie słyszymy... bicie serca.

I wiele, wiele innych. Zresztą posłuchajcie i obejrzyjcie sami. Jak dla mnie ta wersja jest idealnym rozwiązaniem. Oglądanie "Czarnoksiężnika z krainy Oz" w wersji normalnej byłoby męczące, jest zbyt bajkowo-naiwny, a poza tym nie przepadam za musicalami. A tak można cieszyć oko oryginalnymi, fantazyjnymi obrazami czarodziejskiego świata krainy Oz, równocześnie słuchając świetnej muzyki.

Bardzo smaczne.

Zwiastun:

Wow, ale świetny pomysł :) Dzięki za podzielenie się.
Koniecznie muszę spróbować! Wygląda bardzo apetycznie i ciekawa jestem, czy zadziałałby też wersja "Dark Side of the Moon", którą kiedyś zakoncertował Dream Theater.

Jednak wolę The Wall pod Pulp Fiction

A też jest dobrze zsynchronizowany? Nie słyszałem o tym - możesz napisać coś więcej?

Ciekawą notkę napisałeś, ale chcąc nie chcąc samo połączenie tych dzieł mnie rozbawiło i machnąłem coś równie absurdalnego, ale jednak fikcyjnego ;)

Czytałem o tym już tyle razy, że chyba w końcu spróbuję. Dzięki za impuls :)

Dodaj komentarz