NH 2013, prywatny TOP TEN

Data:

Jakżesz prawdziwy jest tytuł sekcji forum festiwalu Nowe Horyzonty, poświęconej dyskusjom o filmach: "Każdy ma swoje kino". Bo co człowiek to inny zestaw obejrzanych filmów, co człowiek to inne wrażenia i oceny. Poniżej mój TOP TEN, ułożony wg kolejności oglądania / słuchania.

Życie Adeli
film otwarcia

Uroczysta inauguracja tegorocznego festiwalu Nowe Horyzonty zaczęła się z iście kozackim przytupem, gdy na scenie pojawił się lokalny fristajlowiec, odkryty przez Romana Gutka kilka tygodni wcześniej w jakiejś knajpie. Chylę głowę za odwagę i offowość i z rozrzewnieniem wspominam bujającego się na scenie Romana Gutka, ale jednak w przyszłości p. Roman nie powinien ufać swojemu gustowi w sprawach hip-hopu (oj słabe to było). Na szczęście chwilę potem zaczęło się, zapowiedziane przez samego reżysera, Życie Adeli, film, który olbrzymich oczekiwań nie zawiódł. Piękno tej historii w prawdziwości detali i naturalnym uroku młodziutkiej Adèle Exarchopoulos, której towarzyszyła wschodząca gwiazda francuskiego kina Léa Seydoux. Dzięki nim film staje się uniwersalną opowieścią o miłości, a 3h zlatują niepostrzeżenie


Na los szczęścia Baltazarze
sekcja: Nowe Horyzonty Języka Filmowego

Tradycją festiwalu jest sekcja Nowe Horyzonty Języka Filmowego, poświęcona jednemu wybranemu elementowi języka filmu. W tym roku elementem tym była postać / aktor. Wybór słynnego filmu Roberta Bressona wynikał z jego autorskiej metody pracy, aktorzy mieli u niego nie grać, lecz być modelami. Zatrudniał często amatorów i powtarzał z nimi do znudzenia sceny, tak by ruchy wykonywali oni, jak automaty. Dziś tego typu modelowych aktorów spotyka się u wielu reżyserów (Dumont, Tsai-Liang), Bresson był pierwszy. Ale nie tylko za zasługi trafił do programu sekcji. "Na los szczęścia Baltazarze" (oryginalny tytuł brzmi znacznie bardziej melodyjnie: Au hasard Balthazar) mimo upływu niemal 50 lat, wciąż ogląda się świetnie.


Shirley - wizje rzeczywistości
sekcja: Pokazy specjalne

Film Gustava Deutscha zapowiadany był jako jedno z najważniejszych wydarzeń festiwalu. Może z racji tego część wyszła z projekcji rozczarowana. Ale spora część, w tym ja, nie miała ochoty opuszczać sali kinowej, zahipnotyzowana cudowną warstwą wizualną filmu. Film Deutscha, ożywiający przepełnione nostalgią obrazy Edwarda Hoppera, sam jest również dziełem sztuki. Oglądając go aż trudno uwierzyć, że ekipa realizująca film nie używała żadnych efektów komputerowych, wszystko zrobiono i sfilmowano tradycyjnymi metodami. Wyszło pięknie.


Tomahawk
scena muzyczna

Koncert Tomahawka z szalejącym na scenie opętanym przez diabla Pattonem był jak dynamit. Skrajnie odmienna była niestety publiczność, o której sporej części trzeba powiedzieć, że znalazła się tam chyba przypadkiem. Utyskiwania na słownictwo, widoczny spory poziom alkoholu (jeśli nie czegoś silniejszego) we krwi wokalisty, czy (rzekome) niedostatki wokalne... c'mon, to rock'n'roll a nie słuchowisko dla grzecznych panienek! Pod sceną powinien być dym pogo, a były kulturalne brawa w przerwach. Zespół dał radę, publiczność niestety nie.


Stemple Pass
sekcja: Dokumenty/eseje

James Benning zasłynął jako reżyser od nieruchomych ujęć. Kamera zastyga na długie minuty i pokazuje ścieżki, twarze, zmierzch. W "Stemple Pass" pokazuje cały czas ten sam kadr, chatkę na pierwszym planie i majestatyczny las w tle, zmieniając jedynie co pół godziny pory roku. Obrazom tym towarzyszy jednak narracja, czytane w tle pamiętniki Theodora Kaczynskiego, słynnego Unabombera. Kaczynski był ekoterrorystą, zderzenie jego beznamiętnych opisów prób mordowania ludzi, porażek i sukcesów, z piękną przyrodą, dla której dobra (rzekomo) to czynił, robi piorunujące wrażenie. Hipnotyzujący film!


Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków
sekcja: Konkurs główny

W tegorocznym Konkursie Głównym festiwalu dominowały filmy introwertyczne, z przewijającą się tematyką seksu i lasu. W nagrodzonym Grand Prix filmie "Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków" seks i las też się pojawia, ale to film zupełnie inny. Fiedorczenko opowiada w nim o wierzeniach, tradycjach i zabobonach Łąkowych Maryjczyków, grupy etnicznej mieszkającej na terenie Rosji. To film pełen słońca i radości, który ogląda się z uśmiechem na ustach, przy okazji dowiadując się czegoś o nieznanej wcześniej kulturze.


Norte, koniec historii
sekcja: Panorama

Rok temu na festiwalu zaprezentowano dwa 6-godzinne, czarno-białe filmy Lava Diaza. W porównaniu z nimi "Norte, koniec historii" jest filmem łatwym i przyjemnym (zaledwie 4h i to w kolorze). Diaz wychodzi w nim od pomysłu ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego, jednak w mniejszym stopniu interesuje go strona psychologiczna, a w większym historiozofia. W świecie końca historii i skompromitowania wszelkich ideologii każdy znaleźć musi własną drogę życia. Reżyser konfrontuje dwie skrajne postawy, a przy okazji mówi sporo o współczesnych, iskrzących od ideologicznych polemik, Filipinach.


W szklanej klatce
sekcja: Nowe Horyzonty Języka Filmowego

Kolejny świetny film obejrzany w sekcji Nowych Horyzontów Języka Filmowego (a do 10-tki nie załapał się jeszcze "Panie, Panowie, ostatnie cięcie"). Ten nakręcony 26 lat temu thriller o zemście wciąż ogląda się ze ściśniętym gardłem. Klaus, nazistowski zbrodniarz, pedofil i sadysta, jest w wyniku wypadku przykuty do maszyny, bez której nie może egzystować. Jego opiekunem zostaje dawna ofiara Angelo, anioł zemsty. Zaczyna się koszmar. W tym filmie nie sposób związać się z którymkolwiek z bohaterów, bo zło rodzi zło, które rodzi zło, które rodzi zło...


Diamanda Galas
scena muzyczna

Nie byłem nigdy fanem Diamandy Galas, nie byłem na jej wcześniejszym występie we Wrocławiu w ramach PPA, ale tym razem postanowiłem dać się jej oczarować. Było warto. To spotkanie z prawdziwą Artystką, divą, jakich mało we współczesnym świecie, która głosem wyczarować potrafi wszystko. Diamanda wciąż w wielkiej formie!


Pomiędzy / Otchłań
sekcja: Panorama

Koniec festiwalu, ostatni blok filmowy, na zewnątrz niemal 40 stopni, w sali kinowej niewiele mniej, bo klima nie daje rady, tłum spoconych ludzi wachlujących się czym popadnie... W takich warunkach zastanawiałem się długo, czy iść na film. Na szczęście poszedłem i obejrzałem jeden z najlepszych filmów festiwalu. Organizatorzy NH wahali się między dwoma tytułami: "Otchłań" i "Pomiędzy"; lepiej brzmi pierwszy, ale sens filmu lepiej oddaje drugi. To opowieść o tureckiej prowincji, stanie "pomiędzy", z którego młodzi bohaterowie desperacko chcieliby się wyrwać, ale nie potrafią. Yesim Ustaoglu przyzwyczaiła nas, że używając skromnych środków potrafi przepięknie opowiadać o współczesnej Turcji ("Puszka Pandory", "Podróż ku słońcu"). Nie inaczej jest tym razem, ale tylko do pewnego momentu. Z czasem bowiem bajka pryska jak mydlana bańka, pojawia się brutalny realizm. Kulminacyjna scena filmu będzie dla wielu trudna do przejścia, ale była dla filmu niezbędna. Świetne jest też zakończenie filmu Ustaoglu, część - najpewniej wykończona upałem - widziała w nim happy end, ale jeśli był to happy end, to najsmutniejszy z możliwych.


Wiele wartościowych pozycji do 10-tki nie weszło (jak "Taniec Delhi", czy "Goltzius and the Pelican Company"). Wielu innych nie zdążyłem zobaczyć (jak "Camille Claudel", czy "Nieznajomy nad jeziorem") i nadrobię w nadchodzących miesiącach. No ale tak to już jest.

Do zobaczenia za rok!

nie obiecuj, nie obiecuj

Cieszę się, że Galas podeszła! Co do Tomahawk - dali radę, w końcu to rock, rajt. Ale Patton... - fe! Nie do takich standardów nas przyzwyczaił. Nie wiem, czy dotarły do Ciebie nowohoryzontowe anegdotki na jego temat - może nie, bo wówczas nie patrzyłbyś tak łaskawym okiem na tę pijacką hochsztaplerkę.... :)

Wielu dobrych filmów nie widziałam się okazuje. Będę mieć na uwadze ten top. No i radość, że tyle muzyki w podsumowaniu! :) Się kłaniam.

@lapsus Przecież się widzieliśmy, a to nie moja wina, że tak szybko dałeś dyla z Wrocławia.

@marylou Słyszałem, że Patton kogoś pobił, kilka tekstów było też poniżej poziomu, ale, nie znając szczegółów, mi to nie przeszkadza, zwłaszcza, że obserwując publiczność sam miałem ochotę jej coś zrobić ;) Chętnie wysłucham jak to tam dokładnie było :)

Sama nie wiem wszystkiego - kolega, który jak zwykle zajmował się Pattonem ma traumę i jeszcze nie jest w stanie opowiadać. Ale to, co do mnie doszło i tak wystarczy. Patton to rozczarowanie TNH 2013. Więcej przy jakiejś herbacie opowiem. Czy czymś :)

Ale czyje rozczarowanie, organizatorów, bo zalazł im za skórę? Dla mnie jako widza ma to marginalne znaczenie. Trzeba rozdzielić ocenę artysty od oceny człowieka. Wielu artystów było prywatnie skurwysynami, ale nie ma to znaczenia przy ocenie ich muzyki. Oczywiście szczegółów chętnie wysłucham, ale faktu że bawiłem się na koncercie świetnie nie jest w stanie nic zmienić, nawet informacja, że przed koncertem kogoś zabił ;)

Rozczarowanie całokształtem. I człowiekiem, i artystą. Zwłaszcza w kontekście Pattona z 2010 roku. Nie ma tu znaczenia, czy odczucie to stało się udziałem organizatorów czy widzów (oficjalny fanklub Pattona też był zawiedziony gorszą formą swojego idola). A jeśli organizatorów, to chyba tylko gorzej. Wielu z nas Pattona oglądało nie po raz pierwszy - tym razem się nie popisał. I na scenie, i za kulisami. Ja rozumiem, że ma prawo wcielać się w różne role- raz reprezentuje włoską klasę w białym garniaku, innym razem zbereźnego pijaczynę, który miast śpiewać wyje, ale przecież zawsze wszystko sprowadza się do tzw. szacunku wobec widza/organizatora, który z kolei winien przejawiać się jakością występu i dbałością o formę.

Dla mnie rock'n'rollowy stajl ma swoje granice, jak każdy. I te granice "Majk Pato" naruszył. Ale fajnie, że chociaż Ty się dobrze bawiłeś. Pomimo całego tego skurwysyństwa.

Spotkałem się już z opiniami o fatalnej formie wokalnej, ale uważam, że są grubo przesadzone i wynikają raczej z oceny całokształtu. Nie ja jeden się świetnie bawiłem, rozmawiałem z wieloma osobami, które były zdumione opiniami o fatalnej formie wokalisty.

Dla mnie totalną porażką i jednym z największych rozczarowań koncertowych w życiu był koncert Mondo Cane. Pewnie organizatorów cieszył grzeczny Patton, ale mnie te słodkie nudy załamały. Cieszę się, że Patton zmył tę hańbę :P

Hańbę - fiu fiu. Pewnie podobało się sezonom, którzy byli w podobnym co Pato stanie ;) Osobiście uważam, że koncert był spoko, ale co poradzę, że nie lubię, kiedy publiczność wyzywa się od fuckin' assholes? Dla mnie to brzmiało żałośnie - odzywki podtatusiałego chłystka upojonego polską wódką. No ale wiadomo. Co kto lubi! :))

Po pierwsze, akurat podobno wyzywanie publiczności to popisowy numer Pattona. W odzewie publiczność też powinna go zwyzywać i byłoby ok :)

Po drugie, pisałem i napiszę jeszcze raz, tej publiczności to się akurat należało. Geremek mówił kiedyś o przypadkowym społeczeństwie, tu mieliśmy przypadkową publiczność. Jak już rozmawialiśmy, można przebrać diabła w odświętne ciuszki i udawać, że jest ministrantem, ale czasem bestia nie wytrzyma i pokaże rogi :P

Po trzecie, znamiennym jest jak wielką aferę robi się z tego, że gwiazda rocka była podpita, bluzgała, zachowywała się jak cham i walnęła jednego gościa, który w sumie się prawie prosił. Przecież to nic w porównaniu do podpaleń hoteli, pokazywania siusiaka dzieciom, rozwalania całej sceny, czy okładania pięściami po twarzach fanów na koncercie, co w rock'n'rollu zdarzało się bardzo często. Patton nie zrobił nic nowego, po prostu nowa hipsterska publiczność nie nawykła :P

Sex, drugs & rock'n'roll a nie lans, Facebook & indie rock ;)

Fani muzyki wszelakiej tak już mają, że zawsze chca być tymi jedynymi prawdziwymi, którzy nie zasługują na wpierdol od Mika. Dobrze , że nie pobił Edyty Herbuś, bo widziałem jak tego wieczora tam defilowała.

Padłam.

doktor_patton? ;]

Patton był w 2011 i chyba wszystko było ok

byłem przez 5 dni, mogłem zostac drugi tydzień, nie sypiam w tym Wrocławiu, a jestem już stary, ale może niedługo przybliżę się do Wrocławia; mimo to nie liczę na jakąś większą zażyłość niż ta internetowa, nie bój nic ;P

Z tego co piszecie wynika, że Patton dorbze wyczuł klimat tego miejsca. Kiedy słyszę hasło "nowohoryzontowy lans" to od razu przychodzi mi na myśl atmosfera Arsenału.

Coś w tym jest. Na pocieszenie napiszę, że derektorom to nie w smak więc pewnie coś się zmieni w tej materii.

Dodaj komentarz