Gwiazdorska intryga

Data:
Ocena recenzenta: 4/10

Angelina Jolie i Johnny Depp, wielki aktorski duet, który (aż trudno uwierzyć) nigdy nie miał okazji spotkać się na ekranie. Śmiem twierdzić, że to jedna z tych filmowych par, na którą niektórzy potrafią czekać latami. W tym roku marzenia wielu fanów w końcu się spełniły. Dwie gwiazdy wystąpiły razem w "Turyście", remake’u francuskiego „Anthony Zimmer” z 2005 roku.

Treść filmu jest bardzo prosta i przejrzysta. Amerykanin Frank Tupelo (Depp), jadąc pociągiem do Wenecji, przypadkowo spotyka piękną Elise Clifton-Ward (Jolie). Spotkanie to okazuje się początkiem końca dla turysty zza oceanu. Uwikłany przez Elise w szpiegowską i miłosną intrygę musi ratować swoje życie uciekając przed mafią i Interpolem, a także demolując przy okazji część włoskiego miasta.

Łatwe, przyjemne i pretensjonalne do granic możliwości. Banalna historia Franka (zdefiniowanego przez Elise na podstawie drzwi do przedziału drugiej klasy, w którym siedział) jest zaledwie pretekstem do pokazania Johnnego Deppa. Sama treść filmu, na tyle prosta i w swojej niesamowitej przypadkowości naciągana, jeszcze bardziej uwydatnia aktora, będąc przy nim szarym i mdłym tłem. Podobnie rzecz się ma z postacią Angeliny Jolie, tajną super agentką śledzącą poszukiwanego w czternastu krajach przestępcę. Rzec by można, że reżyser Florian Henckel von Donnersmarck (posiadający jeszcze cztery inne imiona i tylko dwa filmy na koncie) postanowił wykorzystać prostą fabułę do zabawy w pełen suspensu film przypominający tradycyjną ‘klasę 0’. Od razu nasuwa się bowiem skojarzenie z dawną wielką kinematografią, kiedy to wybierano się do kina tylko po to, żeby zachwycać się pięknymi kreacjami gwiazd Hollywood. Biorąc pod uwagę kampanie reklamową i sam przebieg "Turysty", nie trudno nie dojść do wniosku, że to film o celebrytach, zrobiony dla nich samych.

Ale wszystko do czasu. Dokładnie do okolic 14 minuty, kiedy to następuje pierwsze wyraźne rozczarowanie z Jolie. Dystyngowana i posągowa Elise nie przekonuje swoją osobą. Podobnie jak niedołężny, próbujący rzucić palenie Frank, chociaż grany przez samego Deppa. W swoich zupełnie różnych rolach mogliby stworzyć ciekawy świat, ale efekt jest taki, że są postrzegani osobno. Żyją (grają) obok siebie, niezależnie i kompletnie bez związku. Zresztą sama ich gra nie jest zachwycająca. Przyjmując stanowisko, że "Turysta" to film niewymagający skupienia czy śledzenia akcji, tylko po prostu podziwiania dwóch ikon współczesnego kina, należałoby się spodziewać, że ikony te zaprezentują wszystko, co jest w nich najlepsze. To w końcu o nie w tym filmie chodzi. Tymczasem oglądając Jolie ma się wrażenie, że wszystkie jej pozy już gdzieś się widziało. Jakby za chwilę miało ją znudzić granie siebie samej z innych znanych filmów. Winny temu jest scenariusz, który wykreował postacie ‘na pokaz’, w związku z czym nie nadają żadnego charakteru filmowi. Ani Depp, ani Jolie nie mogą się wykazać, są przerysowani, a jedyne wytyczone wobec nich żądanie to po prostu istnienie na planie. Owszem, kiedyś oglądanie oklepanych schematów było ‘modne', dajmy na to choćby Johna Wayna, który był kultowy przez to właśnie , że wszystkie jego role wyglądały tak samo. Jednak od tej pory kino się zmieniło. Myślę, że nie da się już zrobić tak łopatologicznego filmu. Mimo wszystko, widz rozwinął się przez te dziesięciolecia, a sam fakt istnienia dziesiątej muzy nie jest nowością, ani takim zjawiskiem jak kiedyś. Obecnie tyle samo emocji, co tego typu filmy, dostarczają codzienne tasiemcowe seriale, czy tanie komedie romantyczne.

„Turysta” to film lekki, łatwy i przyjemny, czasem śmieszny, czasem smutny, czasem nawet każdy. Ale nie wydaje mi się, żeby po jego obejrzeniu coś z niego w naszej pamięci zostało. Grają w nim wielcy aktorzy ale sami robią niewiele. Być może wynika to z zawirowań związanych z samym powstawaniem filmu: rolę Franka miał grać Tom Cruise, później Sam Worthington. W miejscu Jolie pierwotnie miała znaleźć się Charlize Theron. Sam reżyser zmieniał się aż pięć razy. Może w związku z tym, ta miłosna historia straciła swój urok rodem z lat 70. i stała się nieudolna.

Oglądając "Turystę" ma się wrażenie, że w tych aktorach jest za dużo ich samych. Że cała zagrana mimika już dawno zdążyła się poznać. Pozostaje niedosyt i zawód, pustka, którą nie może przecież wypełnić akcja, której jest niewiele i która zbyt szybko i łatwo się kończy.

Zwiastun: