Na wojnie wszystko jest w rękach Boga

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Mam nieco ambiwalentne odczucia co do tego filmu. Fabuła - nie podobała mi się. Sceny są rwane (co przywołuje mi na myśl "Katyń"), niekompletne i skrótowe. Odniosłem wrażenie, że Hoffman zrobił listę rzeczy obowiązkowych i po prostu poupychał je w filmie, przez co stracił on dla mnie zupełnie jakąkolwiek interesującą ciągłość. Co ciekawe, ta skrótowość odnosi się nawet do głównej, tytułowej bitwy, która trwa co najwyżej kilkanaście minut (na 110 filmu). W ogóle jej nie poczułem: Polacy się bronią w zaledwie kilkudziesięciometrowej linii okopów, sowieci nacierają, nagle z kosmosu spada kawaleria i koniec bitwy, która być może uratowała Europę od komunizmu. A ja się pytam, co się stało z resztą dobrych 90 minut? Być może to kwestia gustu, ale wyobrażałem to sobie jako bitwę totalną, a nie rozgrywaną w raptem dwóch punktach na froncie. W dodatku mocno ograniczonych. To rzecz, której nie mogę Hoffmanowi przebaczyć, nie wspominając już o wątku miłosnym, który też w połowie filmu się gubi (a raczej urywa i nagle pojawia).

Z drugiej strony są naprawdę dobre efekty specjalne. Trójwymiarowy polski debiut w niczym nie ustępuje amerykańskim produkcjom. Ujęcia z dołu i zwolnione tempo wyciągają to, co w tej technice jest najlepsze. Czuło się tę głębię. Szkoda, że uzyskany efekt zagubił się gdzieś przy montażu i nadmiernych chaotycznych kadrach towarzyszących upadającym żołnierzom. Ale i tak jestem pod ogromnym wrażeniem, zwłaszcza, że wyjątkowo nie bolała mnie głowa po trójwymiarze.

W normalnej sytuacji argumenty 'za' byłyby niczym wobec opozycji. Zrównałyby "Bitwę..." do amerykańskich wojennych produkcji. Swoją drogą, nie da się ukryć, że takie ona przypomina. Nasuwa mi się nawet myśl o nakręceniu amerykańskiego filmu po polsku. Ale wracając, chodzi o pielęgnowanie naszej historii. Bitwa z 1920 roku już od 91 lat prosiła się o jakąś ekranizację z rozmachem, i bardzo dobrze, że ktoś w końcu się jej podjął (inna sprawa, czy ktoś nie powinien w końcu Hoffmana w roli piewcy rycerskości zastąpić...). Wolę oglądać swoją historię, niż padać ofiarom kolejnych aktów samouwielbienia zza oceanu. Jestem wręcz tego głodny w obecnej kinematografii i mam nadzieję, że dojdzie w końcu do sytuacji, w której takie produkcje nie będą poznawane tylko na szkolnych wycieczkach. Choć denerwuje mnie przewidywalność i miłosny wątek,a najlepiej wyrzuciłbym Szycowo-Urbańską parę skupiając się wyłącznie wokół marszałka Piłsudskiego (głównie za sprawą świetnego w tej roli Olbrychskiego); mimo to, cieszę się, że mogłem ten film obejrzeć. Dzieło zrobione przez Polaków o Polakach. I jestem pewien, że film o takich Polakach nawet na zachodzie chcieliby obejrzeć, bo w gruncie rzeczy to chwytliwe widowisko.

Ktoś poruszał wątek 3D w kinie fabularnym. Nie oglądajcie tego filmu w dwóch wymiarach, stracicie wtedy jego najlepszą stronę.

Zwiastun:

Wielki plus za pierwszy akapit.
Ale już w drugim nasze 3d to porazka. Szybkie sceny były po prostu zlepkiem screenow. Za ujecia z perspektywy zabiej moge dac pochwałe.
3. akapit: dla mnie olbrychski zle odzwierciedlil marszalka, a historii w wydaniu hoffmana nie chce pokazywac dzieciom

tak. szybkie sceny były pogubione, traciły ostrość, kontekst a co za tym idzie - sens. ale poza tym obraz swoją widowiskowość ma na odpowiednim poziomie. Co do Olbrychskiego się nie zgodzę, ale możemy przyznać wspólnie, że najlepiej wypadł Ferency, który zabrał ekran Szycowi a ten do końca filmu nie umiał go odzyskać (co się z nim w ogóle działo przez olbrzymią część tego wszystkiego?).
chcesz czy nie chcesz, prawda jest taka, że szkoły masami kino odwiedzą, choćby dla zasady. Hoffman się zabezpieczył na zwrot kosztów

"że najlepiej wypadł Ferency, który zabrał ekran Szycowi a ten do końca filmu nie umiał go odzyskać" - dokładnie tak :)

No i proszę. "Bitwa" już zaczyna zarabiać.

Co do zdjęć. Doczytałem się w "Kinie", że Idziak brał udział tylko w planach ogólnych, aktorskich i najważniejszych scenach, a kwestie z pola bitwy i pomniejsze wydarzenia pozostawił licznej grupie młodych filmowców, tak że każdy realizował osobne sceny. To na pewno jeden z powodów, przez który zdjęcia do końca się kupy nie trzymają.

Dodaj komentarz