"2046" obejrzany w 2005

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

[z dyskowego archiwum: 2005-04-13 14:18 ]
…ci, którzy uważają, że Wong Kar-wai jest najbardziej romantycznym reżyserem – mają rację… ci, którzy uważają, że jest genialnym reżyserem – również… ci, którzy mówią… – cokolwiek by zapewne nie powiedzieć o jego mistrzostwie będzie prawdziwe…
2046. łatwiej napisać o tym, co się słyszało niż o tym, co się widziało na ekranie… dźwięki to klasyczne piosenki Deana Martina i Nat King Cole'a, aria operowa „Casta Diva” z „Normy” i kompozycje Peera Rabena i Shigeru Umebayashi… dźwięki imponujące… łącznie z obrazami wręcz fascynujące… a obrazy? …możliwość interpretacji; znalezienia przesłań, myśli wręcz nieograniczona…
to pełna melancholii i zmysłowości opowieść o ludziach którzy kochają i przestają kochać zawsze za wcześnie lub za późno… mijają się… mijają się w uczuciach bądź ich natężeniu… mijają się w pustych korytarzach… mijają się w zapełnionych lokalach… mijają się na schodach… tęsknią do siebie będąc blisko… to film o miłości, odrzuceniu, tęsknocie, bólu, pragnieniu, niespełnieniu, poszukiwaniu… film wypełniony pięknymi złożonymi, pozbawionymi chronologii zmysłowymi obrazami…
w tym filmie, w jego obrazach wszystkiego jest zbyt dużo… i w tym nadmiarze kolorów, przedmiotów ludzi, słów przekonujemy się, że jednak najbardziej to chyba film o emocjonalnej pustce…
„…wspomnienia są śladami łez…”
…podróż w przyszłość jest sposobem na dotarcie do przeszłości… rok 2046 to czasoprzestrzeń… miejsce, nieokreślone w czasie i przestrzeni… miejsce, w którym przechowuje się sekrety i wspomnienia… jak w starej chińskiej przypowieści, w której człowiek, chcąc ukryć swe wspomnienia wspinał się na górę, wybierał drzewo i do wydłubanej w nim szczeliny wyszeptywał swoje sekrety a później szczelnie zatykał otwór błotem…
…tu i teraz… tylko to jest naprawdę… naprawdę?…

Zwiastun: