Profil użytkownika gienekart
Niby historia pewnej zazdrości a wątków fabularnych udało się w tym filmie zawrzeć całkiem sporo. Balans pomiędzy humorem i rozważaniami pozwalał w pełni cieszyć się pierwszą warstwą historii a jednocześnie podpowiadał co jest głębiej. A do tego kolejka dawka mechaniki przy której człowiek nie tylko zastanawia się "jak?" ale czasem również "po co?".
A czemu w takim razie tylko "dobry"? Bo jako filmidło było w porządku, ale nie wzbudziło we mnie jakichś głębszych emocji.
Nie wiem do końca czemu, jednak ten konkretny film strasznie mi się dłużył. Doceniam pejzaże, rozważania, nawet próbę pokazania jak ciężko sprostać nadchodzącej wojnie i mieć własne życie i takie tam... a może tu był problem... główny wątek filmu ponadnormatywnie filozoficzny a drugi dość nijaki. Co gorsza, żaden nie chce się jakoś posuwać naprzód.
Cóż, najwyraźniej ten typ filmów nie jest dla mnie. Z drugiej strony pewnie jeszcze kiedyś zrobię drugie podejście i może wtedy po prostu do niego dorosnę.
Chyba pierwszy film ze stajni Ghibli, gdzie poza pejzażami i popisem animatorów jakoś nic więcej mnie nie próbowało zaintrygować. Cóż, może po prostu za dużo widziałam w ostatnim czasie produkcji związanych z "eko myśleniem", żeby kolejna historia zbudowana dookoła tego motywu przykuła mocniej moją uwagę.
Jedno co mnie trochę w tym filmie "uwierało" w trakcie oglądania: świadomość że produkcje studia Ghibli mają wiele warstw a mi udało się ogarnąć tylko dwie najbardziej oczywiste. Może lepiej pójdzie następnym razem. Cóż... to chyba jeden z tych filmów, które zrozumie się w pełni dopiero po nastu seansach.
Oglądanie tego filmu sprawiło, że znowu zacząłem się zastanawiać dlaczego władza i zepsucie są zazwyczaj tak chętnie parowane. Oraz czemu posiadanie władzy napędza ludzi do poszukiwania coraz większej władzy.
Spośród tworów studia Ghibli ten film znam najdłużej. Można powiedzieć, że jest dla mnie pewnym wyznacznikiem wiedzy o tej kulturze, bo ile razy do niego wracam widzę coraz więcej i coraz pełniej.
Sam film jest dla mnie opowieścią o równowadze między człowiekiem a naturą, ale nie w wymiarze ekologicznym a duchowym.
Film pokazujący jak bardzo ludzie potrafią sobie sami zrobić kuku. Z drugiej strony pokazuje, że natura to siła, która nawet do naszych błędów potrafi się przystosować. Niestety.
Ten film zobaczyłem głównie przez krótki artykuł tłumaczący pewne przenośnie i konteksty, które dla nas, Europejczyków, są nie znane lub zaginęły w trakcie tłumaczenia filmu.
Całość filmu jeśli chodzi o widoki, muzykę, fabułę jak podczas wszystkich moich spotkań z tworami studia Ghibi zachwyca i skłania do myślenia. W tym jednak wypadku większa świadomość drugiego dna i głównej przenośni tego filmu sprawiła, że cały czas oglądając go ma się poczucie zbrukania.
To co mnie zdziwiło to pokazanie, że nawet w tak zepsutym świecie są ludzie dobrzy i pomocni. Jest nadzieja.
Po pierwsze co za debil wymyślił żeby bolidy F1 jeździły po torze z NASCAR!
Po drugie tych kilka momentów wokół których zbudowany jest ten film i pomysł na ślimaka-ścigacza. To jedyne co usprawiedliwia naciągane 5.
Ten film udowadnia, że nietuzinkowy pomysł na opowiedzenie znanej historii pozwala wybaczyć toporną grafikę i dość przerysowane podejście do "piosenki filmowej". Za pierwszym razem oglądało się dobrze i oceniłbym to na mocne 6, może 6.5 jeśli by się dało. Dzisiaj zaliczyłem kolejne podejście i odkryłem kolejne gagi. Według mnie, jeśli taki film da się obejrzeć więcej niż raz to zasługuje na delikatne podbicie oceny.
UWAGA ZAWIERA SPOJLER!!! Pomysł na świat przedstawiony mi się podobał, ogólna koncepcja była poprawna a nieśmiertelna zasada 2 głupków w połączeniu z kilkoma bardziej dorosłymi żartami w krytycznych miejscach potrafiła dać minimum radości..... i na tym chyba koniec pozytywów.
Minusy wypada zacząć od najmocniejszego: w pewnym momencie natłok piosenek blokuje akcję filmu lepiej niż blok reklamowy na Polsacie. Są też równie głębokie.
Pokazane lokacje w większości przypadków wydawały się niewykończone, posiadały za mało szczegółów, przedmiotów wypełniających przestrzeń a zamek lodu po chwili namysłu jest porażką samą w sobie. No wyobraźcie sobie: "Lodowy pałac powstający z niczego", wszędzie wzory szronu, filigranowe zdobienia, gra świateł, odblasków.... A teraz zostawcie z tej wizji gołe ściany z tak drewnianą animacją tworzenia, że aż boli patrzeć.
Ogólnie można odnieść wrażenie, że na "silnik śniegu" położyli taki nacisk, że zapomnieli o reszcie filmu.
Gdy oglądałem zapowiedzi oczekiwałem skrzyżowania "Alicji" pana Burtona ze scenami batalistycznymi Władcy Pierścieni, na szczęście srodze się zawiodłem.
To co mnie w tym filmie ujęło to specyficzna intymność, ewolucja uczucia i walka z własnymi demonami podana w tak niszczącej dawce, że po wyjściu z sali ciężko było się pozbierać.
Jedyne "ale" to tradycyjne pytanie do dystrybutorów "czy jak mamy śpiącą królewnę to film naprawdę musi być na siłę oznaczony 'dla dzieci'?" Bo w czasie seansu co chwilę słychać było, że maluchy nie potrafią nadążyć za fabułą.
Moje pierwsze odczucie po obejrzeniu zwiastuna: przypomina mi trochę gry "Syberia" i "Syberia 2".
Jeśli szukacie epickiej przygody w stylu DnD czy WoW to zapraszam do innego stolika w karczmie. Fanom przeróbek na kopyto strasznego filmu też mówimy stanowcze nie, bo ten film jest dużo ciekawszy (mimo że czegoś w tym stylu spodziewałem się widząc trailer).
Natomiast jeśli zastanawiacie się "czy będąc dorosłym warto bawić się w jakieś opowiadanie historyjek", ale baliście się zapytać, to film jest właśnie dla was.
Widać tu sporo niedoróbek (efekty specjalne czy sceny walki), dialogi też nie są jakieś błyskotliwe, ale to właśnie sprawia że ta historia jest tak realna. Naprawdę dziękuję tej załodze, że pokazali ten świat takim jakim jest, czyli opierającym się na patykach i taśmie klejącej. ;)
To co jeszcze warte jest odnotowania, mimo że zostało ukazane tylko mimochodem, to pokazanie jak bardzo rozległy jest świat "maniaków" i jak duże istnieją w nim powiązania. Niestety wiąże się to z występującymi w obrazie smaczkami, które wychwycą i docenią tylko "maniacy".
Zapraszam do tropienia.
Ten film podobał mi się z trzech powodów. Po pierwsze pokazywał, że zamiana więzienia na cokolwiek innego bywa opłacalna. Po drugie udowadnia, że nawet świat ludzi lekko nieprzystosowanych może być fajny. Po trzecie zawierał solidną dawkę nieskomplikowanego, miejscami śmietnikowego humoru, podawaną w dobrze wymierzonych momentach.
Film powstał długo przed portalami społecznościowymi. Jak tak dobrze popatrzeć to dziś każdy z nas ma swój mały prywatny Truman Show i zastanawiam się czy nie zamieniłbym się z nim, bo jego świat miał przynajmniej jasno ustalone zasady gry.... Smutne, choć prawdziwe.
Jest to film chwalący współpracę z przyrodą, karcący wojny itd. itp. to poprawne, choć dość płaskie ujęcie. Po dłuższym zastanowieniu nad elementem łączącym te treści można dojść do wniosku, że film jest o tym jak wielka jest różnica w postrzeganiu czasu nas oraz natury pokazane przez to jak "mały" błąd może mieć długotrwałe skutki, bo tysiące lat odradzania po 7 dniach wojny o pierdołę to dość duża kara. Jak dla mnie to o tym przede wszystkim powinniśmy po tym filmie pamiętać.
Film z gatunku "jak się przyłożysz to wszystko osiągniesz". Jak na kino familijne daje radę, choć muszę przyznać że to jedna z pierwszych produkcji gdzie jako "dorosły" zauważyłem podczas seansu ten drugi, bardziej dorosły obraz tak wyraźnie.
Ja bym to określił jako przykład alternatywnej rzeczywistości, w której Jeremy Clarkson zamiast znęcać się nad autami postanowił się przyzwoicie wykształcić. A jeśli chodzi o sam film to poza motywem orzeszk ciekawszych rzeczy nie było.
"Facet to świnia" to wiadomo od dawna. Jednak w tym przypadku naprawdę chciałbym być taką świnią. Jeden z najbardziej pozytywnych niby-złych gości jakich ostatnio widziałem. Główny bohater pełen jest honoru (dość specyficznego, ale zawsze), pasji i bezkompromisowych umiejętności, a w dodatku to taki trochę słodki drań. Tych składników w takiej mieszance nie widziałem od dawna. Ponadto film ma "to coś" co sprawia, że widząc tablice końcowe pierwszą myślą jest "ja chcę jeszcze raz".