grizz

napisał(a) o Bękarty wojny

Film mnie zaskoczył. Spodziewałem się znacznie więcej akcji, a otrzymałem połączenie starych westernów Sergio Leone i Kill Billa, ze znaczną przewagą tego pierwszego i... taka mieszanka jest ekstra! Film trzyma w napięciu, zaskakuje, aktorstwo jest na najwyższym poziomie, a wszystko okraszone świetną muzyką. Oj może tutaj łyżka dziegciu - muzyka jest świetna, ale bez powiewu świeżości.

Muszę przyznać Ci rację. Muzyka jak zwykle u Tarantino bardzo dobra i świetnie dobrana do konkretnych scen, ale po raz pierwszy o niej myślałem, tzn oglądając film nagle stwierdzałem -- o, ciekawa muzyka. Idealnie dobrana muzyka nie powinna chyba sprawiać takiego wrażenia. Mimo wszystko jest bardzo dobrze, po prostu zabrakło takiej świeżości jak zaskakujące wybory Tarantino w Pulp Fiction czy Kill Billu.

Nie zgodzę się z Tobą. Muzyka filmowa wcale nie musi być "nieciekawa" i nie dająca o sobie znać. Nie musi działać podświadomie. Wręcz przeciwnie muzyka może być często "głównym aktorem", ba wręcz zyc własnym życiem.

A ja się z Tobą zgodzę :)
Chyba nie do końca przekazałem to co chciałem przekazać. Zdecydowanie muzyka filmowa nie powinna być nieciekawa! Przeciwnie -- to właśnie co sprawiło, że w Kill Billu muzyka była tak genialna to jej oryginalność oraz harmonijne dopasowanie do tego co się działo na ekranie
W Bękartach miałem może raz czy dwa razy wrażenie, że Tarantino "popisuje się" wyborem muzyki, dało się odczuć, że to nie jest już tak świeże podejście, tak pięknie zgrane z resztą treści (dźwięk, obraz), jak w kilku innych filmach.
Jeśli muzyka ma być głównym aktorem to musi być ciekawa, zaskakująca, wprowadzająca coś do filmu, jak w Pulp Fiction (scena tańca do "girl, you'll be a woman soon") czy w Kill Billu ("bang bang", gwizdana melodyjka jako motyw przewodni, etc). W Bękartach czegoś zabrakło, choć sam nie wiem dokładnie czego. Ale podkład do malowania ust przez Shoyshannę był jednak świetny, podobnie jak muzyka przy jednej z ostatnich scen w sali z projektorami -- jedna z ciekawszych choreograficznie i muzycznie scen w kinie w ostatnich latach!

Ależ ten film to był w ogóle jeden wielki popis. Gdyby muzyka nie była "popisująca się", toby okropnie odstawała. :P

zgadzam sie z Esme. Tarantino postawil na dobra muzyke, bo to dobry film, wiec wart takowej. a poczatkowa melodia moriconne (ktorej nie sposob nie wielbic) nie tylko wprowadza widza w klimat filmu, ale tez sprawia, ze ma wrazenie iz obcuje on z czyms znajomym mu juz nieco, choc jednak innym i wciaz zaskakujacym (wystarczy spojrzec jak muzyka przechodzi z jednego klimatu w drugi).

Dla mnie klimat zaczął się już przy napisać początkowych i muzyczce z lat 30stych, granej jakby z gramofonu, z trzaskami -- świetne posunięcie, bardzo fajnie wprowadziło w film, a potem było już tylko lepiej.