Deszcze niespokojne

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Kino społecznie zaangażowane ma to do siebie, że filmy z tego nurtu na pewno znajdą gorących przeciwników i zagorzałych zwolenników, reszta (jeżeli nie większość) wzruszy tylko ramionami i stwierdzi, że problem ich nie dotyczy. Im w bardziej egzotycznej scenerii umieszczona akcja tym temperatura sporu chłodniejsza. Czy to oznacza, iż "Nawet deszcz" nie dość, że fabularnie usytuowany w Boliwii, to jeszcze o antykorporacyjnym wydźwięku spodoba się tylko zatwardziałym alterglobalistom? Myślę, że nie, to po prostu dobry film.

Sebastian jest reżyserem-idealistą, który chce stworzyć film o Krzysztofie Kolumbie daleki od wzniosłych mrzonek o odwadze i bohaterstwie, który by nie pokazywał go jako rycerza bez skazy. Z kolei Costa to producent, twardo stąpający po ziemi, potrafiący liczyć pieniądze, odpowiada za wcielenie w życie wizji przyjaciela. Jego pomysłem była realizacja obrazu w Boliwii, jednym z najtańszych państw świata. Na skutek awantury pod drzwiami studia poznają Daniela, którego obsadzają w roli przywódcy Indian. Wszystko idzie pięknie, trwa produkcja ku uciesze Sebastiana, a Costa jest zadowolony z małych kosztów. Wszystko zmienia się gdy wybuchają zamieszki, ludzie sprzeciwiają się drastycznemu podniesieniu cen wody. Bohaterowie postawieni w tej ekstremalnej sytuacji muszą skonfrontować swoje poglądy z rzeczywistością.

Największą zaletą filmu Bollain jest umiejętne balansowanie pomiędzy pojedynczymi osobami a ogółem. Uwaga widza przenosi się z jednostek reprezentujących różne racje - cynika myślącego tylko o pieniądzach; artystę, którego fascynuje przeszłość, a nie widzi teraźniejszości; Indianina muszącego wybierać pomiędzy doraźną korzyścią, a lojalnością wobec osób, które mu zaufały - na tłum, bezosobową, ludzką masę. Wszystkie postaci są pełnokrwiste, prawdopodobne psychologicznie i świetnie zagrana (brawa dla Bernala i Tosara). Problem walki pomiędzy kapitałem a zwykłymi ludźmi nie zozstał rozegrany na płaszczyźnie organizacja-tłum, ani nawet na jednostka której musisz współczuć vs korporacja. Scenariusz pokazuje konflikt raz w jeden, raz w drugi sposób, a nawet zmienia ramy czasowe. Stworzona została w ten sposób swoista historia wyzysku, a przedstawione procesy nabrały uniwersalnego charakteru.

Woda jest niezbędna do życia, to tak oczywiste, że łatwo o tym zapomnieć. Mieszkańcy Europy raczej nie mają problemów z jej brakiem, można wręcz powiedzieć, że częściej cierpią na jej nadmiar. Inna sytuacja panuje np. w Boliwii, gdzie kilka lat temu rozegrała się, przedstawiona w filmie, wojna o wodę. Miejscowy rząd z charakterystyczną dla Ameryki Południowej niefrasobliwością oddał monopol na dostarczanie wody korporacji ze stanów zjednoczonych. Nie trzeba chyba mówić, że ceny skoczyły pod niebiosa. Ludzie wyszli na ulice, po prostu obok pewnych rzeczy nie da się przejść obojętnie. Zamieszki zakończyły się zwycięstwem ludu, ale tego nie dowiemy się z filmu. Problem jednak pozostaje palący i władze Boliwii poprosiły ONZ o uznanie swobodnego dostępu do czystej wody za prawo człowieka, co zresztą Zgromadzenie Ogólne uczyniło. Nawiasem mówiąc Polska, wcale nie mająca dużych zasobów wodnych wstrzymała się od głosu.

Oglądając "Nawet deszcz" ciężko opędzić się od skojarzeń z kinem Kena Loacha (trudno się temu dziwić, scenariusz napisał jego nadworny scenarzysta), ten lewicowy reżyser nie ma w zwyczaju kryć swoich poglądów, co widać w jego filmach. Podobnie jest w obrazie Icíar Bollaín, wymowa dzieła jest przejrzysta - korporacje dążą do jak największych zysków, a cierpią na tym najbiedniejsi, ci, którzy mają najmniejsze wpływy. Oczywistość, czyż nie? Jednak do problemu udało się podejść od nieco innej strony, nie widzimy tradycyjnych już murzyniątek ze wzdętymi brzuszkami, spektakularnych plam ropy i innych sztampowych dla tego typu filmów elementów. Najważniejsze jest to, iż opiera się na faktach, a nie na mniej lub bardziej prawdopodobnych wymysłach autorów skryptu.

"Nawet deszcz" to znakomite kino społecznego niepokoju. Podejmuje ważny, ciągle palący problem, co prawda nie podaje argumentów, które by mogły zetrzeć korporacje w proch i w pył, ale dzięki brakowi jednoznaczności bohaterów, oraz poruszaniu się w różnych płaszczyznach czasowych, film hiszpańskiej reżyserki rysuje się jasnymi barwami na tle innych, dużo bardziej propagandowych, a mniej artystycznych produkcji. Broni się jako film sam w sobie, a nie jako narzędzie w rękach ideologii.

Zwiastun:

wśród aktorów wyróżniłbym jeszcze świetną kreację Elejalda (filmowy Kolumb). trzeba przyznać twórcom bardzo dobry dobór aktorów.

Elejald był wspaniały

Dodaj komentarz