Kosmiczny mecz
Koszykówka jako narzędzie do walki z kolonialnym reżimem. Taki obraz rysuje Kalev Ove Mustinga. Pokazuje historię estońskiej drużyny koszykarskiej, która w rozpadającym się Związku Radzieckim postanowiła wbrew wszystkiemu sięgnąć po mistrzostwo.
Czy w ogóle warto grać? To jedno z pierwszych pytań, jakie stawiają sobie bohaterowie. Litwa i Łotwa już ogłosiły niepodległość, a i w Estonii ruch na rzecz niezależności od ZSRR jest bardzo silny, więc występy w lidze są źle odbieranie. Koszykarze jednak decydują się na grę. W końcu to jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę potrafią robić. Zachodzące na ich oczach przemiany to także motywacja. Za rogiem czeka już inny świat, muszą tylko pokonać faworyzowane rosyjskie drużyny.
Kalev w mikroskali rozważa problem niemal wszystkich sąsiadów Rosji - jak przeżyć mając u boku kogoś tak potężnego i agresywnego? Estońska odpowiedź jest intrygującym miksem protestantyzmu i wschodnioeuropejskości. Najważniejsza jest ciężka praca, ale bez sprytu, czy wręcz przebiegłości, na niewiele ona się zda. Każdy powinien sam ocenić czy to dobry morał. Jednak nie można odmówić Ove Mustingowi tego, że łapie w żagle ducha czasów. Zdjęcia zrealizowano przed inwazją Rosji na Ukrainę, ale to wydarzenie tylko nadało problemowi aktualności.
Nie oznacza to bynajmniej, że poczucie zagrożenia udzieliło się wyłacznie twórcom Kalev, w końcu historię nie tylko rozgrywającą się w tym samym czasie, ale mającą też podobną stawkę, opowiada Viesturs Kairiss w Styczniu. Estońską propozycję wyróżnia jednak nie tylko to, że to film gatunkowy, ale też fakt, że tej gatunkowości w ogóle się nie boi. To po prostu dramat sportowy, który wywołuje emocje tak długo, jak piłka jest w grze. Nie widać tu kompromisów, na jakie często muszą iść twórcy sięgający po wysokobudżetowe konwencje. Realizacyjnie to kino więcej niż udane, z lekkością łączące przekonujące sceny boiskowych pojedynków z dramatycznym kontekstem historycznym.
Kalev zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na realizację, ale też aktorstwo. Trudno powiedzieć czy występująca w nim drużyna pokonałaby wszystkich rywali z dawnego ZSRR, ale talentu i doświadczenia nie można jej odmówić. Widzowie interesujący się kinem z Estonii zobaczą tu wiele znanych twarzy. Na szczególną uwagę zasługuje Reimo Sagor, jeden z najbardziej utalentowanych estońskich aktorów młodego pokolenia, w roli Aivara Kuusmy. Znany ze Zdecyduj się aktor po raz kolejny tworzy bardzo charyzmatyczną kreację, chociaż nie ma tyle czasu ekranowego, aby w pełni zabłysnąć. To on jest gwiazdą na boisku. Historyczne, gabinetowe zaplecze to z kolei domena Jaaka Salumetsa, granego przez Maita Malmstena (Kertu), poruszającego się w innych rejestrach, nieco mniej fizycznego. To pierwsze skrzypce, ale towarzyszy im cały zespół, który dobrze się uzupełnia i nie pozwala nikomu dominować.
Ove Musting nakręcił film, który w swoim gatunku bez wątpienia zasługuje na uwagę. Szkodzi mu jednak kontekst. Do obiegu wchodzi w tym samym czasie co Styczeń, obraz mierzący się z podobną tematyką, ale proponujący ciekawszą wizję artystyczną. Klęski urodzaju to jednak nie najgorsze z plag i to widzowie ocenią czy wolą dramat sportowy czy arthouse’owe kino historyczne.