Krwawy teatr

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Papa sdochnij Kiriła Sokołowa to typowy rosyjski film familijny, w którym wszyscy członkowie rodziny serdecznie życzą sobie śmierci. W odróżnieniu jednak od większości reżyserów tworzących nowe ruskie kino ten debiutant sięgnął po formę bardzo krwawego komediowego teledysku.

Matwieja poznajemy kiedy stoi przed drzwiami mieszkania rodziców swojej dziewczyny, jednak w dłoni nie trzyma kwiatów, a młotek. Kiedy zostaje zaproszony do stołu już wiadomo, że kawa będzie zaprawiona krwią i to dużą ilością. Na polecenie swojej ukochanej ma zabić przyszłego/niedoszłego teścia, który rzekomo miał zgwałcić córkę. Powiedzieć, że tak nakręca się spirala przemocy to nic nie powiedzieć. Jucha wprost zalewa ekran. Przemoc jest tu slapstickowa i niezwykle widowiskowa. Jednocześnie film ma strukturę mieszczańskiego dramatu. Całość zamyka się w trzech aktach, a większość akcji rozgrywa się w ścianach dwupokojowego mieszkania. Czechow zekranizowany przez Alexa de la Iglesię, tak chyba najłatwiej opisać debiut Sokołowa. Mamy tu tradycyjną rodzinę, przyjaciela domu i adoratora córki. Tematem jest ożenek i tęsknota za lepszym życiem. Nic jednak nie jest ukrywane, tłumione czy zakryte. Wszystko, dosłownie, wystrzeliwuje, wybucha, rozcina i wwierca się w ciało.

Przemoc jest tu kreskówkowa. Tak jakby podkręcić Zwariowane melodie hektolitrami krwi. Bohaterowie przypominają tych znanych z różnej maści japońskich slasherów. Są odporni niczym postaci z anime, a o jakimkolwiek realizmie można zapomnieć. Sokołow robi wszystko, aby podkręcić temperaturę swojego krwawego spektaklu. Nie boi się agresywnego, podporządkowanego warstwie dźwiękowej, montażu, operowania zbliżeniami i efektami komputerowymi, wykorzystania slow motion, umieszczania w kadrze napisów, a nawet rozbicia iluzji przez umieszczenie poradnika otwierania kajdanek. Formalnie to barok rzadko widywany w europejskiej rozrywce, a który każe myśleć o (anty)mistrzach z Japonii takich jak Sion Sono, Tetsuya Nakashima czy Takashi Miike. Jednocześnie to kino operujące własnym, rosyjskim, szaleństwem, a nie tylko bezmyślnie powtarzające obce wzorce. Dobrze widać to w teatralnej intymności budowanej przez niemal sceniczną sytuację.

Na deskach scney Sokołowa stanął bardzo ciekawy zespół. W roli ojca-policjanta wcielił się bardzo doświadczony Witalij Chajew i jest to rola zgodna z jego emploi. Solidna, acz niczym nie zaskakująca. Z kolei Aleksandr Kuźniecow niespodziewanie wyrasta na największą gwiazdę rosyjskiego młodego pokolenia. To czwarty zeszłoroczny film ważny dla tamtejszej kinematografii (po Lecie Sierebrennikowa, Spitaku Kotta i Kisłocie Gorchilina). Papa sdochnij jest filmem oferującym role najmniej łaszące się do hołubionych na Wschodzie konwencji. Nie ma tu żadnych psychologicznych głębi, zadanie jest bardzo fizyczne. Gra ciałem i dostosowanie się do wymogów produkcji pełnej efektów specjalnych Kuźniecowowi wyszła doskonale. Mniej wymagające, ponieważ niezaangażowane aż tak bardzo w jatkę były role kobiece. Zarówno Jewgienija Kregżde w roli Oli jak i jej filmowa matka Jelena Szewczenko zaprezentowały poprawne psychologiczne kreacje, ale pozostające w cieniu mężczyzn. Ich postaci znajdują się na tylnym siedzeniu tego narracyjnego wehikułu, a to sprawność opowiadania jest dla reżysera najważniejsza.

Wszyscy miłośnicy traktowania popkultury jak społecznego barometru znajdą w Papa sdochnij sporo materiału do analizy rosyjskiej rzeczywistości społecznej. Taka metoda interpretacyjna byłaby zgodna z duchem tamtejszego kina, ale Sokołow pod każdym możliwym względem rzuca mu wyzwanie. Warto więc go nie upupiać i pozwolić mu być reżyserem broczącej po kostki we krwi brawurowej komedii.