Podwójne życie Juliety

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Pedro Almodóvar od czasu Skóry, w której żyję próbował wyrwać się z zaklętego kręgu swoich filmów. Po bardzo ciekawym thrillerze przyszła wyjątkowo słaba komedia i to chyba porażka Przelotnych kochanków sprawiła, że autor Kiki pogodził się z losem i postanowił przestać uciekać od własnej twórczości. Julieta to 100 procent Almodóvara w Almodóvarze, ale może zawierać śladowe ilości orzechów.

Julietę poznajemy podczas przeprowadzki, to kobieta w średnim wieku, która wraz ze swoim partnerem ma przenieść się do Portugalii. W opuszczeniu surowego madryckiego mieszkania przeszkadza jej przypadkowe spotkanie na ulicy, natyka się na przyjaciółkę swojej córki. Pozornie nic nieznacząca rozmowa niszczy uporządkowany świat kobiety. Powracają bolesne wspomnienia, a Julieta na oczach widzów zaczyna sklejać swoje życie tak, jak układa dawno podartą fotografię. Kawałek po kawałku poznajemy jej biografię, składającą się z kolejnych epizodów mówiących o tym jak w jej życiu pojawia się ktoś, kogo później traci. Tylko ona, Julieta, trwa uparcie i głupio, uginając się pod kolejnymi ciężarami, ale wciąż żyjąc. Rozmiar cierpienia Almodóvar podkreśla zmianą aktorki, w scenie, kiedy pogrążoną w depresji Julietę wyciąga z wanny jej córka Adrianę Ugarte zastępuje dwadzieścia lat starsza Emma Suarez.

Dzięki kilku takim scenom wciąż można wierzyć w reżyserskie umiejętności Almodóvara. Nie boi się grać słabymi kartami i licytować z kamienną twarzą jak najwyższych stawek. I pewnie byłoby to piękne oszustwo, gdyby nie fakt, że każdy miłośnik twórczości Hiszpana zna jego znaczoną talię aż za dobrze. Nie ma w Juliecie ani jednego zaskoczenia, wszystko już widzieliśmy wcześniej: melodramat, kobiecą bohaterkę, charakterystyczne użycie koloru. Pojawiają się nawet starzy znajomi w postaci Rossy de Palmy, której uroda z każdym rokiem staje się bardziej niezwykła, oraz Daria Grandinettiego powracającego w objęcia Almodóvara po serialowej roli papieża Franciszka. Muzykę napisał Alberto Iglesias, a i pojawiająca się w filmie piosenka pt. Si no te vas Chaveli Vargas bez problemu mogłaby się znaleźć w dowolnym filmie twórcy Drżącego ciała nakręconym w ostatnich dwudziestu latach.

Powtórzenia mogą być bardzo atrakcyjne dla całego pokolenia kinomanów wychowanych na Almodóvarze. Szkoda, że w tej palecie nawiązań, będących kośćcem filmu, a nie ironiczną zabawą jak w Przerwanych objęciach przywołujących Kobiety na skraju załamania nerwowego, brakuje czegoś świeżego. Twórca Wysokich obcasów zaprzestając poszukiwań i pławiąc się w sosie własnej twórczości deklasuje się i z kategorii mistrzów przechodzi do grupy mistrzów dawnych. Almodóvar kręcąc filmy podobne do Juliety nie może odnieść artystycznej porażki, ponieważ fundament, na którym je buduje, jest zbyt mocny. Z drugiej strony ta formuła nie pozwala wznieść się ponad solidność, a to właśnie odwaga i gotowość ponoszenia porażek świadczyła o sile obrazów reżysera Złego wychowania.

Zwiastun:

Wiesz, zawsze to lepsze niż reżyserskie staczanie się na dno pokroju Ridleya Scotta. Nawet Tarantino zaczyna się na starość powtarzać. Nie każdy jest Kubrickiem...

Ale w ostatnich latach Almodóvar nakręcił tylko jeden słaby film (Przelotni kochankowie) i jeden mocno nawiązujący do wcześniejszej twórczości (Przerwane objęcia, ale jak już pisałem ma to inny charakter). Więc porównywanie go do reżysera, który ostatni dobry film zrobił 30 lat temu i od razu zapomniał jak, bo przez kolejne dekady próbował to zrobić jeszcze raz jest jednak nieco nietrafione.

Oj tam, Thelma & Louise była spoko. Matchstick Men też. Niektórym się nawet Gladiator podobał :)

Gladiator był super, świetne połączenie hollywoodzkiego snobowania się na starożytny Rzym z naprawdę pięknymi zdjęciami i kinem - hm - moralnego niepokoju, a przynajmniej refleksji. Zamierzam się nim znowu powzruszać za jakiś czas - naprawdę wstydzić się nie ma czego!

Julieta jest super

Dodaj komentarz