Proletariusze wszystkich krajów?

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Ken Loach zbyt długo nie zabawił na emeryturze. Kapitan Planeta światowego kina nie mógł spocząć, dopóki na wszelkie możliwe sposoby nie zawalczy w swoich filmach ze społeczną niesprawiedliwością. Nagrodzony Złotą Palmą w Cannes Ja, Daniel Blake pokazuje człowieka uwikłanego w morderczy system, który śmie siebie nazywać opieką społeczną. Nowością jest to, że jego przedstawiciele przyjęli korporacyjne standardy, przykleili do twarzy profesjonalne uśmiechy i wyremontowali biura pośrednictwa pracy. Wszystko ze szkodą dla zwykłego człowieka.

Tytułowy Daniel Blake jest stolarzem, który stracił pracę po zawale. Lekarze zabraniają mu wrócić do zawodu, jednak urzędnicy są innego zdania. Zgodnie z procedurą, jeżeli ma sprawne nogi i ręce, powinien pracować. Oczywiście, jak to w państwie prawa, może się od odmownej decyzji odwołać, musi ją najpierw jednak dostać. Pomoc społeczna maksymalnie wydłuża procedury, pozwala jedynie na kontakt przez infolinię, a formularze muszą być wypełniane przez internet, co jest trudne do wykonania dla starszego człowieka. Wszystko po to, by zmniejszyć koszty funkcjonowania. To, że bez zasiłku niepracujący nie mają za co żyć nikogo nie obchodzi. Jednocześnie opieka społeczna dyscyplinuje swoich podopiecznych, nawet za spóźnienie grozi kara finansowa, a w razie poważniejszej niesubordynacji zawieszenie wypłacania świadczenia.

Kiedy Katie, matka dwojga dzieci zostaje ukarana za kilkuminutowe spóźnienie Daniel postanawia jej pomóc. Nie może zaoferować finansowego wsparcia, ale ciągle ma fach w rękach. Pomaga jej wyremontować mieszkanie, sprawia, że ona i dzieci znów mają normalny dom. W ojcowskiej relacji Daniel - Katie tkwi siła filmu Loacha. Zarówno odgrywający główną rolę Dave Johns jak i partnerująca mu Hayley Squires stanęli na wysokości zadania. Jest między nimi chemia. Ich bohaterowie są bardziej wiarygodni aktorstwem niż scenariuszową spójnością. Gorzej się sprawy mają z reżyserią, kiedy twórca Kes trzyma się dramatycznej konwencji jego obraz chwyta za serce. Scena w banku żywności wręcz mogłaby zostać umieszczona w Sevres jako wzorzec społecznego wyciskacza łez. Film zawodzi, gdy wychodzi poza relację dwójki postaci. Kiedy reżyser pokazuje, że możliwy jest opór, a ludowe siły drzemią i czekają tylko na uwolnienie Ja, Daniel Blake nie tylko traci wiarygodność, ale przede wszystkim rozpada się na szereg luźno powiązanych sekwencji. Zbiorowa scena, w której przypadkowi ludzie wiwatują głównemu bohaterowi nie podnosi na duchu, po prostu żenuje. Wymieszanie zachwycających, mocnych sekwencji z wyjątkowo nieprawdopodobnymi, miałkimi fantazjami nie służy filmowi, który mógłby być świetnym portretem jednego z ostatnich proletariuszy w dwudziestowiecznym znaczeniu tego słowa.

Film Loacha ogląda się ze smutkiem, człowiek, który poświęcił życie pokazywaniu niesprawiedliwości i jak sam mówi, "agitowaniu" poniósł klęskę. Ja, Daniel Blake pokazuje, że kilkadziesiąt lat pracy autora Wiatru buszującego w jęczmieniu poszło na marne. Obraz świetnie tę porażkę podsumowuje, solidarność klas pracujących została rozbita, po kawałku odbierano im kolejne prawa aż do powstania modelu, w którym nie liczy się człowiek, a pozycja po stronie kosztów. Pod koniec drogi Loacha sytuacja jest gorsza niż u jej początków, więc Złota Palma to nagroda pocieszenia za piękną długoletnią walkę. Szkoda, że przegraną.

Zwiastun: