Słodki film

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Niezwykłe odmiany jabłek, filmowe światy z trzciny, groteskowa biografia literata oraz kryminalna zagadka - to wszystko można zobaczyć w nowym obrazie Aleksieja Fiedorczenki. Ostatnia „Słodka Bułgaria” jest produkcją, które korzysta z podobnej formuły co Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków, jednak nie ma ich witalnej siły.

Słodka Bułgaria to wyjątkowa odmiana jabłek. Owoce są duże i słodkie, a drzewa odporne na mróz i choroby. Problem polega na tym, że takie jabłonie nie istnieją. Sad, w którym rosły spłonął, jednak zachował się ostatni owoc, a w nim pestki. Leonid Jec, syn twórcy odmiany, dostaje zadanie odtworzenia drzew. Dlatego zostaje ulokowany podczas wojny w Ałmaty, w budynku, gdzie mieszkają ludzie potrzebni reżimowi poza frontem. Obok przebywa Siergiej Eisenstein, a sadownik otrzymuje pokój po słynnym pisarzu Siemonie Kuroczkinie. Literat zaginął, zostawiając po sobie płaszcz, walizkę i ukryte w piecu dzienniki. Leonid próbuje rozwiązać zagadkę zniknięcia przez poznanie przeszłości artysty.

Kuroczkin to tak naprawdę pseudonim używany przez Michaiła Zoszczenkę, autora Przed wschodem słońca na motywach którego powstała Ostatnia „Słodka Bułgaria”. To kolejny taki prezent, jaki rosyjscy filmowcy składają swoim ulubionym literatom, którzy z jakiś powodów nie cieszą się poza ojczyzną wielką popularnością. Wcześniej taki zaszczyt spotkał m.in. Siergieja Dowłatowa, którego biografią i twórczością zainteresował się Aleksiej German młodszy. Wydaje się, że reżyser Aniołów rewolucji całkiem nieźle radzi sobie jako popularyzator literatury, nieco mniej sukcesów odnosi na czysto filmowym polu.

Ostatnia „Słodka Bułgaria” jest jedynie cieniem najlepszych filmów Fiedorczenki. O sukcesie między innymi Niebiańskich żon Łąkowych Maryjczyków zadecydował przede wszystkim szacunek dla ludowych wierzeń i wysiłek, jaki został włożony w nadanie im atrakcyjnej filmowo formy. W swojej najnowszej produkcji reżyser dialoguje przede wszystkim z twórczością Siergieja Eisensteina, zwłaszcza z jego Iwanem Groźnym. Film faktycznie realizowany był w czasie wojny w Ałmaty w warunkach niedoboru. To jednak kinowe arcydzieło, któremu innej formy nie warto nadawać. Reżyser wykrzywia więc estetykę wypracowaną przez twórcę Października. Parodia przegrywa z oryginałem i z tego pojedynku zwycięsko wychodzi Eisenstein. Fiedorczenko okazuje się zaś kimś, kto nie ma szacunku dla własnego dziedzictwa i swojego filmowego języka.

Nie oznacza to, że twórca Milczących dusz całkowicie zatracił swój talent. To wciąż bardzo pomysłowy inscenizator o dużej wyobraźni i umiejętności pracy z nieoczywistymi materiałami. Tym razem pierwsze skrzypce w filmie gra trzcinowa mata. To surowiec, z którego miały być zbudowane dekoracje do Iwana Groźnego. Z niego tworzy też i Fiedorczenko. Tylko w tej konstrukcji jest fałsz, brak uczucia, odklejenie formy od tematu. To kategorie mało analityczne, ale konieczne do zastosowania wobec kina, które woli czucie i wiarę, a nie szkiełko i oko.