Stan choroby
W Polsce ponad 350 tysięcy osób cierpi z choroby Alzheimera, a starzenie się społeczeństwa sprawia, że nowych przypadków z roku na rok będzie coraz więcej. Zaburzenia pamięci osób starszych wpływają na całe rodziny i to właśnie taką perspektywę proponuje Beata Dzianowicz w Strzępach. To film nie tylko o chorym, ale przede wszystkim o jego relacji z najbliższymi.
Reżyserka Odnajdę cię najpierw ustanawia ekranową normalność. Głównym bohaterem wcale nie jest senior rodziny Pateroków, Gerard, a jego syn Adam. Jest nauczycielem historii i prowadzi dość zwyczajne życie dobrego męża i ojca. Chociaż może nie aż tak zwyczajne, bo pozbawione wielu nauczycielskich problemów. W końcu nie każdy ma ojca inżyniera, profesora Politechniki, do którego należy mieszkanie. Sielanka zaczyna znikać, kiedy pojawiają się pierwsze problemy z pamięcią Gerarda. Szybko się pogłębiają. Do tego stopnia, że nie można mieć wątpliwości, że to Alzheimer. W krótkim czasie rodzinna równowaga zostaje zachwiana i to na synu zaczyna spoczywać ciężar opieki nad ojcem.
Chciałoby się Strzępami zachwycić. W końcu to polski film idący trochę inną ścieżką, bez Sebastiana Fabijańskiego w obsadzie, Warszawy, historycznego kostiumu czy parówkowego product placementu rodzimego kina. Beata Dzianowicz, na stałe wykładająca w Katowicach, postarała się zebrać obsadę związaną z Górnym Śląskiem. I pod tym względem trudno mieć zastrzeżenia. To film niemal teatralny, który bez problemu zmieściłby się nawet na małej scenie. Daje to przestrzeń do pogłębienia ról. Udaje się to zwłaszcza Michałowi Żurawskiemu w roli Adama, ale też i nagrodzonemu w Gdyni Grzegorzowi Przybyłowi. Ich wysiłki ogranicza jednak scenariusz i reżyseria, które bardzo chciałyby być złotem, ale są niestety tombakiem.
Wydaje się, że sytuacja osób chronicznie chorych to temat, który jest tak obszerny, że nie da się go wyczerpać. W końcu kulawa opieka instytucjonalna, samoorganizacja, nieformalne grupy wsparcia, ale też samotność i społeczne odrzucenie opiekunów osób chorych to tematy, które aż się proszą, żeby po nie sięgnąć. Tego wszystkiego tu nie ma. Gerardowi udaje się nawet w ciągu dnia dostać do ośrodka opiekuńczego, a męka, jaką potrafi być proces o ubezwłasnowolnienie jakoś wypadła w montażu. Nie zabrakło za to miejsca na dydaktykę i to taką w najgorszym wydaniu. Widzowie muszą przygotować się na to, że w dialogach otrzymają bomby informacyjne na temat Alzheimera, które nijak nie pasują do fabuły. W rodzinie Pateroków Gerard jest kolejną osobą cierpiącą na tę chorobę, ale z jakiegoś powodu jego syn musi pytać lekarza nawet o sprawy najbardziej oczywiste. Trudno uwierzyć, że był tak niezaangażowany w życie swojej rodziny i że nie jest to najłatwiejszy sposób na zorganizowanie edukacyjnej pogadanki.
Beata Dzianowicz bardzo stara się kręcić kino środka, ale z jakiegoś powodu Strzępy bywają w niezrozumiały sposób okrutne. Startują z pozycji feel good movie i ją z czasem utrzymują, ale zaskakująco mało jest w nich delikatności. Naprawdę trudno zrozumieć dlaczego ze wszystkich możliwych rzeczy, które może zrobić osoba z Alzheimerem wybrano akurat to, co dzieje się na sali wykładowej. Jednocześnie reżyserka nie jest na tyle bezlitosna, żeby było to uzasadnioną metodą twórczą. Strzępy nie są Miłością, chociaż czasami wybuchają Hanekem. To kino, które aż się prosi, żeby było odważniejsze, mocniejsze, aby dostarczało więcej litości i trwogi. Potencjał leżący w tej produkcji niestety został zmarnowany na niezbyt ciekawy wykład popularyzatorski. Wiedza o chorobie Alzheimera jest oczywiście potrzebna, ale nie musi się wylewać z wielkiego ekranu.