W pogoni za prawdą
Trzy tysiące ponumerowanych kawałków - tyle ma dom romskiej rodziny, który zostaje kupiony po to, aby trafić na scenę berlińskiego teatru. Ma stać się scenografią do przedstawienia, w którym członkowie romskiej społeczności opowiadają o swoim życiu. Ádám Császi w bezlitosnej satyrze na świat sztuki pyta o granice mówienia o nieuprzywilejowanych grupach społecznych.
Three Thousand Numbered Pieces rozpoczyna się od deklaracji, że to, co widzimy na ekranie jest prawdą. Kilka sekund później to stwierdzenie zostaje poddane w wątpliwość. Poznajemy pierwszego profesjonalnego cygańskiego tancerza i paleontologa oraz mężczyznę, który tak bardzo nie jest Cyganem, że chce, aby grał go jasnowłosy i niebieskooki aktor. Prawdziwość od razu zostaje wzięta w nawias, jedynie scena, w której przedstawiona zostaje bohaterka będąca ofiarą seksualnej napaści jest realistyczna. Autor Krainy burz konsekwentnie jednak krąży wokół tematu artystycznej prawdziwości.
Autentyczności nie tylko kinowej, ale przede wszystkim teatralnej. To historia o grupie aktorów, a właściwie performerów, którzy w ramach teatru dokumentalnego dzielą się swoimi przeżyciami. Węgierscy Cyganie trafiają do Berlina, żeby powiedzieć Zachodowi jak bardzo są ofiarami systemowej przemocy. Reżyser jest oczywiście biały, a i scena nie jest zarządzana przez członków mniejszości. Tego typu satyra mogłaby być mało subtelna, ale Császi ma oko do szczegółów i to naprawdę zajadła krytyka teatru w niemieckim stylu. Niekiedy bywa grubo ciosana, jak w scenie gdy Ugandan crossgender army śpiewa Mein Herr z Kabaretu, ale trzeba by skłamać, żeby powiedzieć, iż grupa niebinarnych performerów, której członkowie byli dziećmi-żołnierzami, to nie jest mokry sen wielu dyrektorów czołowych instytucji kultury.
Császi pastwiąc się nad sceną kręci bicz na samego siebie. Po tym jak już udowodni, że teatr może dojść tylko do reprodukcji nierówności, a dekonstrukcja rasizmu jest jego utrwaleniem musi przyznać, że odnosi się to też do jego filmu. I to chyba najbardziej prowokacyjny element Three Thousand… - oskarżenie aktorów, twórców i widzów. Co jest z nami wszystkimi nie tak, że się śmiejemy, uczestniczymy w tym spektaklu, a przede wszystkim godziny się na dyskryminację? Film nie daje żadnych odpowiedzi, ale uparcie ponawia pytanie, co możemy zrobić? Bez względu na to, po której stronie kamery czy ekranu jesteśmy.
PS W ramach tej recenzji słowo "Cygan" używane jest tak jak w filmie, bez negatywnych konotacji.