Wszystkie nasze strachy

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Irma jest przekonana, że jutro umrze. Dlatego do letniskowego domu nad jeziorem zaprasza swoją przyjaciółkę i brata. Chce w ten sposób uśmierzyć swoje obawy przed nadciągającym końcem. Narastający, irracjonalny lęk to główny temat pełnometrażowego debiutu węgierskiej reżyserki Nikol Cibulyi, która buduje grozę wykorzystując do tego codzienność.

Strach zżera duszę głównej bohaterki. Widzowie wiedzą to już niemal od początku filmu, kiedy zaczyna sprzątać dom i odczuwa narastający niepokój. Ma wrażenie, że jest obserwowana. Lęk tylko się zwiększa, Irma zaczyna mieć zwidy, pojawiają się obrazy z przeszłości. Kobieta liczy, że obecność bliskich sprawi, że będą mniej wyraźne, ale kiedy przyjaciółka i brat przyjeżdżają wizje stają się jeszcze wyraźniejsze. Strach ma wielkie oczy i nie potrzebuje wyszukanych dekoracji i narzędzi. Dom jest równie dobrą lokalizacją, jak gotycki zamek, a przybory kuchenne mogą być równie niebezpieczne, jak narzędzia tortur.

Jutro umrę formalnie posługuje się chwytami prostymi, acz skutecznymi. To odświeżające zobaczyć horror, w którym napięcie budowane jest przez warstwę dźwiękową, ale jednak nie w konwencji jump scare’ów, oraz przez montaż. To właśnie montaż stanowi serce tego filmu. Jest brawurowy, kreatywny i zaskakująco atrakcyjny. Z drugiej strony jest też jego główną bolączką. Ile razy można powtórzyć to samo ujęcie? Dla Nikol Cibulyi są to liczby dwucyfrowe. Niekiedy mocniejsze cięcia byłyby jedynie słusznym rozwiązaniem. Ostrzejszy montaż nadałby jeszcze większego dynamizmu, ale zrozumienie, że nie każdy pomysł jest dobry to rzadko kiedy przywilej debiutantów. 

Na szczęście w Jutro umrę czuć młodzieńczą energię, która przesłania nieco braki scenariuszowe i niski budżet. Warto też zauważyć, że to film przynajmniej częściowo sfeminizowany. Nie tylko główna bohaterka jest kobietą, nie tylko pozytywnie przechodzi nieco już staroświecki test Bechdel, ale też w ekipie znalazła się reżyserka (i scenarzystka w jednej osobie) oraz także montażystka. To tylko pozornie nieważne, ponieważ wydaje się, że bliskość tematu pozwoliła na zrobienie bardziej autentycznego filmu. Na stworzenie produkcji jednocześnie autorskiej i rozrywkowej. Co prawda Cibulya dość oportunistycznie próbuje płynąć na fali popularnych niezależnych horrorów, która przelewa się przez nasze ekrany. Niestety na tle konkurencji Jutro umrę wygląda jak uboższy krewny, który jednak nie jest w stanie dostarczyć barokowych atrakcji wizualnych, więc ta fala może jej nie unieść, a przykryć.