Wszystko na sprzedaż

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Czy sztuka powinna stawiać sobie granice? To pytanie, które zadaje Kaouther Ben Hania w swoim drugim pełnym metrażu p.t. Człowiek, który sprzedał swoją skórę. Nie zatrzymuje się tylko na nim, oferując film o wojnie w Syrii, sytuacji uchodźców oraz cierpieniu jako tworzywie dla działalności twórczej.

Sam Ali (Yahya Mahayni) zostaje aresztowany. Po tym, kiedy publicznie wypowiada słowa „To rewolucja, chcemy wolności” syryjski reżim nie zamierza puścić go wolno, mimo wszystko Samowi udaje się uciec z więzienia i dzięki pomocy narzeczonej Abeer (Dea Liane) przedostać do Libanu. Jako uchodźca nie ma nic, pracuje na fermie drobiu, znajduje się daleko od rodziny. Nawet jego ukochana wyemigrowała. Nie czekała na niego i wyszła za mąż za dyplomatę, przebywającego na placówce w Brukseli. Dla Sama pojawia się jednak nadzieja. Wchodzi w układ z Mefistofelesem w postaci sławnego artysty. Jeffrey Godefroi (Koen De Bouw) oferuje mu zostanie dziełem sztuki. W zamian za wytatuowanie na plecach jego pracy, czyli kopii wizy strefy Schengen, dostaje pieniądze i faktyczną możliwość wyjazdu do Europy.

Kaouther Ben Hania w krytyce świata sztuki podąża podobnym tropem co Ruben Östlund w The Square. Według niej działalność artystyczna traktowana jest ze zbytnią powagą, a gwiazdy tej sfery zajmują się sobą, generując przy tym absurdalną ilość pieniędzy i zbędnych dyskursów. Reżyserka Pięknej i bestii dokłada do tego obrazu jednak dużo ciekawsze spostrzeżenia na temat globalnego obiegu sztuki. Inaczej niż Östlunda nie interesuje ją wyłącznie Zachód, czyli scena, na której rozgrywa się przedstawienie rynku, ale również kulisy. Dzieła sztuki są jednym z towarów w światowym obiegu. Nawet jeżeli wyprodukowane zostaną na globalnym Południu, to i tak konsumuje je Północ. To Europa i Stany Zjednoczone decydują o tym co jest, a co nie jest ważne. Ben Hania zdaje się mówić, że nie chodzi wyłącznie o sztukę. W końcu bohaterowie Człowieka, który sprzedał swoją skórę wpisują się w dwa baumanowskie typy współczesnych nomadów. Jednym jest Jeffrey Godefroi, międzynarodowej sławy artysta, który podróżuje, ponieważ może, jest na szczycie hierarchii, a bycie w ruchu umacnia jego pozycję. Z kolei Sam podróżuje, ponieważ musi. Od tego zależy jego życie. To typy, które występują we wszystkich obiegach, nie tylko w artystycznym.

Inny istotny temat poruszany przez Ben Hanię to eksploatacja cierpienia. Wojna w Syrii jest postrzegana przez artystę jak tworzywo. To poverty porn w najgorszym wydaniu, wykorzystanie ludzkiej nędzy tylko po to, aby wygenerować jak największy zysk. Do tego wręcz rozkoszujące się różnicą między „dobrze urodzonymi”, bo mieszkającymi w Europie, a uchodźcami. Człowiek, który sprzedał swoją skórę jest próbą opowiedzenia o syryjskiej tragedii nie tylko nie wpadając w tę pułapkę, ale też uwypuklając mechanizm medialnej eksploatacji. Stąd kontrowersyjne zakończenie, nadające bohaterom podmiotowość. Reżyserka i autorka scenariusza wydaje się w ten sposób przywracać uchodźcom godność i możliwość decydowania o sobie. Wyrywa ich z historycznych i rynkowych konieczności. Na swój sposób to gest piękny, nawet jeżeli dramaturgicznie nie do końca foremny.

Intrygująca sytuacja wyjściowa nie wystarczyłaby, gdyby nie poparta została odpowiednimi środkami wyrazu. Wyróżniają się zdjęcia Christophera Aoun, są efektowne, ale nieprzesadzone, jednak o sukcesie filmu decyduje obsadzenie w głównej roli Yahyi Mahayni. Aktorska nagroda w weneckim konkursie Orizzonti była w pełni zasłużona. To dzięki kreacji tego syryjskiego artysty kontrowersyjna tematyka przestaje być papierową publicystyką i obrasta prawdziwym ciałem. Drugoplanowe role są niestety dużo słabsze. Monica Bellucci w roli Sorayi i  Koen De Bouw jako Jeffrey są nieznośnie zmanierowani. Skupienie się na głównym temacie czy jednej postaci to chyba największy problem Ben Hani. To już jej druga intrygująca produkcja, jednak przed sięgnięciem po filmową wielkość powstrzymuje ją brak zamiłowania do szczegółów.

Zwiastun: