Gigant(e) film

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

„Lakoniczna, miejscami melancholijna, a przy tym optymistyczna opowieść o poszukiwaniu miłości.”
/Tygodnik Powszechny/

Często brakuje nam odwagi. Pragniemy coś zrobić, ale jednak wewnętrzna blokada jest sporym utrudnieniem. Przygotowujemy się. Obmyślamy plan. Kreujemy własną wizję. Tworzymy scenariusz. Ale jednak gdzieś w głębi duszy wątpimy. Wewnętrzny głos podpowiada, że się nie uda. Poddajemy się. Jesteśmy zniechęceni. A przecież nie trzeba było tak wiele. Wystarczyło spróbować. Podejść. Przełamać się. Po prostu – odważyć się.

Jara to trzydziestokilkuletni samotnik, nieco zamknięty w swoim świecie. Pracuje na nocnej zmianie jako ochroniarz w jednym z supermarketów. Tak właściwie jego zadanie polega na wpatrywaniu się w ekran monitora, który ukazuje obraz zarejestrowany przez kamery. Fakt, że sklepowy moloch nocą przeludniony nie jest sprawia, że i na ekranie nic ciekawego się nie wyświetla. Wszystko wskazuje na to, że monotonna praca taką zostanie. Jednak bieg wydarzeń nieco się zmienia, gdy na jednym z monitorów zauważa sprzątaczkę. Kobieta ewidentnie wzbudza jego zainteresowanie. Od tej chwili nie przestaje o niej myśleć.

Widzimy jaką metamorfozę przechodzi Jara. Nie jest to diametralna zmiana, ale jednak uczucie, jakie się zrodziło do Julii pozwoliło mu wypłynąć na powierzchnię. Ożywa. Jego życie przepełnione monotonią dnia codziennego w końcu nabiera kolorów. Uczucie rozkwita, a wraz z nim sam Jara.

„Gigante” to bez wątpienia produkcja minimalistyczna. Z pozoru niewiele się dzieje. Cisza przeplata się ciszą. Oszczędność słowa. Ale właśnie z tych niby pustych kadrów tak wiele można wyczytać na temat filmowych postaci. Każdy gest jest na wagę złota. Wpatrujemy się w ich zachowanie i jak się okazuje naprawdę sporo jesteśmy w stanie o nich powiedzieć. Nie potrzeba wzniosłych wydarzeń. Z prostych, banalnych czynności jesteśmy w stanie wyrobić sobie własne zdanie na ich temat.

Mamy do czynienia z produkcją, w której nikt się nie śpieszy. Prosto opowiedziana historia o prostych ludziach. Oczywiście sam reżyser filmu Adrián Biniez, miał świadomość tego, że jednak nie będzie mu łatwo zachęcić szerszej widowni do zapoznania się z jego dziełem. Miał obawy, że historia może być zbyt wolna, ale jak się okazało obawy niepotrzebne. Biniez zdradził, że podczas wyświetlania „Gigante” wśród argentyńskiej, czy też niemieckiej publiczności zauważył, że jednak historia wzbudza sympatię widza.

Horatio Camandule, odtwórca głównej roli stanął na wysokości zadania. Stworzył naprawdę świetną kreację. Aż ciężko uwierzyć, że z zawodu jest nauczycielem i pracuje w szkole podstawowej. Szkoda, że w Urugwaju powstaje jedynie od trzech do pięciu filmów rocznie, bo pewnie mielibyśmy okazję częściej podziwiać talent wspomnianej osoby.

Wcześniej opublikowano na: www.kinomaniaki.com

Zwiastun:

Właściwie się zgadzam, ale nie do końca. Jednak nie tylko "z pozoru", ale w ogóle naprawdę w filmie niewiele się dzieje. "Niedzianie się" mi zasadniczo w kinie nie przeszkadza, ale wolałbym, żeby było zrekompensowane dobrymi zdjęciami, a tu jest jedynie zrekompensowane "prawdziwością". Prawdziwy to film w tym sensie, że w życiu też nie ma zbyt często gwałtownych czy nadzwyczajnych zdarzeń. Jemy, śpimy, marzymy, wstydzimy się odezwać. Pytanie tylko, czy chcemy to samo oglądać na ekranie?

Ja mam koniec końców uczucia mieszane - jestem za a nawet przeciw. No i mam wątpliwości co do tego, czy Horatio jest rzeczywiście takim świetnym aktorem, jak piszesz. Trudno to po prostu po tym filmie ocenić, bo jego mina rzadko zdradza emocje (taka rola).

Dodaj komentarz