Żółwik, po prostu żółwik

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Już ze zwiastuna widać z grubsza, jaki to będzie film. Na pewno dla kilkuletnich dzieci. Na pewno o podróży życia. I na pewno trójwymiarowy. Niby wszystko proste do bólu, ale każdy kinoman powinien doskonale wiedzieć, że nie należy lekceważyć potęgi Mocy.

Film jest wspaniały wizualnie. Autorom udało się tak połączyć głębiny oceanu z bliskimi obiektami pierwszoplanowymi, że można się napawać całą głębią widzenia. Dopracowana jest kolorystyka i wszelkie detale - na przykład deski na tratwie mają naprawdę fakturę starego drewna i widać nawet, jak w dużym stopniu odlazła z niej farba, zostawiając charakterystyczne czerwone resztki.

Pierwszym skojarzeniem, jakie miałem z "Żółwikiem Sammym" było "Gdzie jest Nemo?" z oczywistych w sumie względów - motyw morskiej podróży dla dzieci aż się narzuca i trudno, żeby ekipa żółwika go nie znała w tej wersji. Ale w czasie seansu w oczy rzuciła mi się zasadnicza, choć subtelna różnica: ten film jest spokojniejszy. Zwalam to na prosty fakt - Sammy to produkcja europejska (konkretnie belgijska), a Nemo to wiadomo - Hollywood (choć Pixar to nie do końca ten duch).

To naprawdę czuć. Oddech wizualny (barwy, prawdziwa głębia itp.) łączy się z oddechem psychicznym. To nie tylko w tym rzecz, że akcję spowalnia spokojna narracja Ferencego, który jako stary, 50-letni żółw streszcza nam swoje życie. Chodzi też o to, że dialogi nie są tak częste i może nie tak szybkie, brak tu wielu dwuznaczności przeznaczonych dla rodziców i w ogóle mniej jest dowcipów. To po prostu rzecz może dla młodszych dzieci, a może po prostu bardziej do napawania się niż radosnego pędzenia.

Jest tylko jeden dość natrętny motyw z rybą o wyłupiastych oczach, którą dodano na siłę i jakby z innej bajki (czyżby przypłynęła z "Nemo"?), ale zaręczam - to nie denerwuje bardziej niż pomarańczowa naklejka "Nowość!" na świetnej książce.

Gdyby nie celowy zabieg "uczłowieczenia" twarzy i naturalnie zwyczajów bohaterów, można by uznać to za całkiem udany film przyrodniczy. Występują zresztą elementy poświęcone ochronie środowiska, i to w najwyrazistszej postaci (hipisi, statek wielorybniczy, opad ropy), ale wydaje mi się, że główni, małoletni odbiorcy filmu bardziej zwracają uwagę na sceny, kiedy trójwymiarowy wąż wyciąga łeb niemal do ich twarzy, albo wbijamy się wraz z Sammym w rój koników morskich. Na sali słychać było wówczas żywe reakcje. I dobrze, bo jak już 3D dla dzieci, to trochę takiej przyprawy nie zaszkodzi, a nawet im się należy.

Na deser pochwalę też użycie muzyki. To kolejny spowalniacz - gdy akcja nie wnosi nic specjalnie nowego albo "przewijamy" jakieś wydarzenia naprzód, piosenki zastępują całkowicie dialogi i nawet komentują jak grecki chór (zakładając, że widz rozumie po angielsku...). Staje się to wówczas morskim teledyskiem. Ale nawet dobór utworów był fantastycznie dopasowany do klimatu całości - choć dużo tam rocka, to zwykle z wybijającą się wyraźną gitarą i głosem, a nie ostrą perkusją czy elektroniką (poza dużo gęstszym od gitar "California Dreamin'", ale ten hit miał trochę inną rolę). Wiem, że na te piosenki nie zwróciłbym uwagi w radiu, ale tu zaskakiwały mnie trafnością i były odpowiednio wyeksponowane.

Film przypadł mi do gustu bezpretensjonalnością. Przygody naturalnie musiały być dla ożywienia (nie daję rady oglądać filmów przyrodniczych z narkotyczną narracją prowadzoną głosem Krystyny Czubówny... chyba, że to "Królik po berlińsku" =} ), ale to zdecydowanie film nie dla dzieci z ADHD.

Jeśli tylko ktoś nie jest uczulony na produkcje dla dzieci, to polecam dla miłych wrażeń zmysłowych i niespecjalnie zinfantylizowanej (tylko uproszczonej, ale nie ogłupionej) historii. Żółwik jest tu w miarę prawdziwym zwierzęciem, nie udaje zbyt mocno człowieka - "i to jest w dechę!"

Mnie samemu było przyjemnie zobaczyć wykorzystanie potencjału 3D lepiej niż w "Avatarze" i może nawet lepiej niż w przyciasnych kadrach "Toy Story 3". Ta ostatnia produkcja wygrywa wprawdzie o wiele doroślejszym i artystycznie trudnym do pobicia scenariuszem, ale bądźmy sprawiedliwi i oddajmy Stassenowi co jego: w tej konkurencji "Żółwik Sammy" naprawdę mocno stoi na wszystkich łapkach i można się od niego uczyć kręcenia pełnokrwistych filmów 3D.

„Żółwik Sammy” wchodzi do kin 1 października. Dystrybutorem jest Forum Film.

Dobrze, że w polskich kinach pojawiają się europejskie animacje. Nadal mało, ale dobre i to. Widać po sukcesie Disco Robaczków dystrybutorzy zauważyli potencjał.

Czy tylko ja słysząc głos Krystyny Czubówny automatycznie widzę przed oczami galopujące antylopy?

A co, robaczki fajne były? Nie siedzę w produkcjach dla dzieci, więc nie znam specjalnie stanu obecnego. Stassen zrobił też wyprawę na księżyc 3D na przykład i też nie wiem jak tam mu poszło. Ktoś wie?

Recenzja brzmi zachęcająco

Powiedz mi jedno. Czy w filmie naprawdę jest ta durnota biologiczna, którą widziałam w trailerze? Piranie w oceanie?

Ale to nie jest ocean - przeczytaj podtytuł filmu. =}

Dodaj komentarz