Biegnij Lola, biegnij

Data:

ZATRZYMANI W CZASIE

Film Toma Tykwera to niesamowity prezent prosto z Niemiec. Nie słuchajcie zachodnich krytyków, którzy przekonują, że to film w stylu pokolenia „MTV”. To muzyczni dyletanci. To jest film w stylu niemieckiej „VIVY”; czyli może i coś podrabiający, ale w idealny sposób utrwalający gust, humor i nadzieje naszej części Europy. Tykwer kiedyś podkreślił, że nie jest reżyserem odizolowanym, jest widzem, który ogląda filmy nawet codziennie, jeżeli to tylko możliwe. Resztę czasu musiał przeznaczać na chwytanie chwili.

Tytułowa Lola (Franka Potente) ma tylko dwadzieścia minut na zebranie 100 tysięcy marek. Robi to, by uratować życie swojego chłopaka, Manniego (Moritz Bleibtreu), drobnego kombinatora, który aspirując do lepszego życia, zgubił nie tylko spokój, ale również torbę z pieniędzmi swojego gangsterskiego znajomego. Zdesperowany Manni postanawia obrobić supermarket, Lola postanawia ścigać się z czasem. Dzięki jej szaleńczemu biegowi widz zapozna się z trzema różnymi wariantami całej historii. Nie zabraknie wszelkiej maści trików filmowych, które uatrakcyjnią tę opowieść, ale na ich natłok i zastosowanie chyba zarządzę brak miejsca; nie chcę psuć tej zabawy.

 Lola rennt1

Wraz z Lolą ściga się także ścieżka dźwiękowa, na której można usłyszeć samą Potente. To dopiero przywołuje wspomnienie wychowania na satelitarnych kanałach muzycznych. Bardzo uczciwy wyścig trwał wtedy z soundtrackiem z brytyjskiego filmu „Trainspotting”. Cały ten film jest zresztą jak wrzucana do boomboxu płyta CD, od razu z wciskaniem guzika podpisanego repeat.

Nie jest to film tak odkrywczy jak sądzili krytycy, ale niespotykanej energii i tchu podniecenia odmówić mu nie sposób. Sama funkcja prezentu odnosi się najbardziej do polskiego widza, który od razu dostrzega jeszcze jedno krzyżowanie się – z „Przypadkiem” nieodżałowanego Krzysztofa Kieślowskiego. W pewnym stopniu przecież Lola dotyka konsekwencji z pozoru nic nie znaczących zdarzeń, a w biegu przemyka przez czystą role wyborów życiowych. Scenariusz równie świadomie co „Przypadek” wykorzystuje trzyczęściową strukturę fabuły, ale oprócz artystycznych aspiracji udało się autorowi dołożyć także niesamowite napięcie. Jeżeli będziecie kręcić nosem na Lolę, sprawdźcie kolejny film Tykwera p.t. „Niebo”, tym razem stricte oparty na scenariuszu Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza. Gdyby te dwie produkcje was nie przekonały o szczerości uczucia młodego niemieckiego pasjonata kinematografii, doradzam sprawdzić stan serca na badaniach kardiologicznych.

 Lola rennt2

Jest coś namacalnie perwersyjnego w oglądaniu ciągłego ruchu Franki Potente (przy okazji gratulacje dla kondycji) z rozwianymi włosami o kolorze ognia. Nie trudno się zorientować, że późniejsza „dziewczyna Bourne’a” znaczyła wtedy dla Tykwera bardzo wiele. Wybór pomiędzy nią a biegnącym z „Przypadku” na pociąg Bogusławem Lindą wcale nie jest łatwy. Jasne – film o parce zakochanych, właściwie rzezimieszkach rozczarowujących swoje rodziny, być może narkomanach i samolubach, nie powinien mieć startu do wyborów życiowych na tle ważnych wydarzeń politycznych. Jednak wystarczy popatrzeć na zabieg łączący wszystkie trzy warianty opowieści – wcale nie tak odrealnione łóżkowe rozmowy oraz jeszcze większe ograniczenia narracji. Od razu przypomina mi się pewne bardzo ważne hasło… jak to szło?… „nic nie musisz”. Chyba wybiorę obserwacje przez osiemdziesiąt minut z niesłabnącym zainteresowaniem tej biegnącej dziewczyny.  Mam nieodparte wrażenie, iż pan Linda by mi ten wybór wybaczył.

Zwiastun: