Profil użytkownika lanooz
Specyficznie odebrałam ten film oglądając go po raz pierwszy w wieku 6 lat. W zasadzie jak dziecko, które mało jeszcze w życiu widziało i nie wiedziało do końca co jest dziwne i surrealistyczne. Czystym okiem - film mnie zaczarował. Pewnie to sentyment w dużej mierze, ale wciąż.
polska martyrologia mnie zaraz zabije.
Chociaż zdarza mi się lubić do bólu przewidywalne, ale urocze komedie romantyczne, to to jednak nie było ani urocze, ani śmieszne ani romantyczne. I nie mogę patrzeć na Annę Faris. Szkoda mi tylko Chrisa Evansa.
though propably this isn't the greatest comic depiction, not even the good one perhaps, but I still cannot assess it objectively. I just like watching the old, classic superheroes from comics. And this one is definitely good *looking*. Can't wait for The Avengers.
uwielbiam ten rock'nrollowych klimat lat '80...
film z gatunku Juno, 500 days of summer, można by powiedzieć. Więc jak na hipsterski film przystało, dobry indie-alternatywny soundtrack i w ogóle oddanie tego nowojorskiego indie klimatu. pretensjonalnośc nie zabije.
o konsumpcyjnym życiu typowych rodzin z amerykańskich przedmieść, za którymi kryją się male i duze dramaty. Chwilami fabularnie przypomina American Beauty.
Chociaż od połowy bardzo przewidywalny, to był to bardzo dobry, błyskotliwy film.
filmaster pomylił się o całe 8 ocen. rekord.
ale chłam. I nie możliwe jest odrzucić anime kiedy tak mocno sie zakorzeniło. Jednak nawet gdyby tak zeskrobać resztki mojego obiektywizmu powiedziałabym to samo - ale chłam.
film nazbyt ckliwy jak na dzisiejsze cyniczne i harde czasy. Ładny obraz. Ale raaczej rzeczywiście dla kobiet.
finisz rozczarowuje.
oceniłam tu też umiejętność planowania reżysera, który zrobił kompozycję otwartą (zajebiście otwartą) nie przewidując tego, że nie znajdą kasy na drugą część. W rezultacie nic z tego nie wyszło.
najmocniejsze katharsis ever.
miałam nadzieję, że będzie dobre tak, że mi dupie urwie, brzydko mówiąc. niestety, nic tak bardzo nie zawodzi jak oczekiwania.
Chyba ktoś czytał Wellsa tylko do połowy.
Mam jakąś słabość do filmów katastroficznych. Te efekty specjalne, ta ludzka panika, te ludkie przemiany w obliczu tragedii, te łzy towarzyszące śmierci bohaterów albo powrotom bohaterów narodowych, to ludzkie poświęcenie, ten dramat.
W 2012 tylko efekty były dobre. Oczekiwałam nieco (tylko nieco) bardziej oryginalnej historii, powodu do wielkiego końća świata. Kampania reklamowa zobowiązywała.
Nie pokazano tragizmu ludzkości, nie było żadnego powdu do wzruszenia. A twarz Cusacka śmieszyła.
(^zizzfizzix:) Określenie "płytki" i "mało ambitny" użyłabym jako ostatnie do tego filmu. Nie pokazuje, tak jak oczekiwalam, magicznej przemiany bohaterów, tylko ich niekończący się tragizm. Ostatnia scena, gdzie twarz zostaje zasłonięta, dosadnie pokazana jest materialna, jedyna rzecz, którą bohater posiadał. Poza tym, jego życie było puste i nic nie warte.
Chociaż samopoczucie mi trochę się obniżyło po tym filmie, to jednak przyznam, że dobry był.
Problemy wszystkich bohaterów ostatecznie nie zostały ani trochę rozwiązane, można powiedzeć, że się nawet trochę namnożyły. Jak sytuacja była na początku, tak jest na końcu gorzej. Ale czy to istotne...? Adventureland jako mikrospołeczność nauczyło bohaterów wiele rzeczy. Nieważne jak źle może być, ważne, że bohaterowie mają siebie.
Film nie porusza żadnych większych kwestii chociaż ciągle nam takie wrażenie towarzyszy. Niezależny film a'la Juno i Garden State, bardz sympayczny i prawdziwy
szkoda, że film nie jest lepszy niż trailer. widocznie ważniejsze od dobrego filmu jest dobry trailer. Czyli najważniejsze jest zaciągnąć widza do kina, nawet jeżeli to znaczy wrzucić najlepsze momenty do traileru.
Prometheus was pretty, true, but the rest failed miserably. And the characters? They could've all died and I wouldn't even care.