Czym jest "róża Kawasakiego"?

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Problem lustracji męczy nas wszystkich. Kto zdradził? Kogo zdradzili? Dlaczego? Patrząc na ludzkie reakcje na temat słynnej listy Wildsteina, zastanawiałem się, czy ten problem rzeczywiście mnie dotyczy. Zastanawiałem się wpisując kolejne imiona i nazwiska w wyszukiwarkę, bo a nuż znajdzie się coś ciekawego. Imię i nazwisko mojego ojca były na liście - powtórzyły się około dwudziestu razy.

Sprawa wg mnie jest prosta - większość ludzi poszukuje nowin na temat współpracowników SB z niecnych pobudek, na zasadzie: "Popatrz, taki niby porządny a świnia". Co nas obchodzi, kto co zrobił dobrego? O wiele ciekawsze jest, jak ktoś się zeszmacił. No bo mnie na tej liście nie ma, więc lepszy jestem, choć przeszedłem przez życie bez najmniejszej szansy na to, aby stać się chociaż kanalią.

Bracia Czesi podchodzą do tego problemu trochę spokojniej. Mają ten swój dystans i odrobinę więcej tolerancji dla ludzkiej słabości. Taki też jest nowy film Jana Hrebejka pod dziwnym polskim tytułem "Czeski błąd". O tym, dlaczego dziwnym, za chwilę. Pokazuje nam zatem Hrebejk na początku człowieka bez skazy, uczciwego, szlachetnego, na wskroś pozytywnego bohatera. Pavel jest ukazany na tle szczęśliwego świata, który pracowicie wykreował przez lata ciężkiej pracy. Jednak moment, kiedy ma zostać uhonorowany nagrodą państwową, staje się dla niego momentem prawdy. Będzie to chwila rachunku sumienia i dokonania bilansu życia.

Hrebejk pięknie pokazuje przestrzeń egzystencji głównego bohatera, nie skupia się na nim do tego stopnia, że widz ma wrażenie, że Pavel nie jest centralną postacią dramatu. To właściwie inni mają problemem z hańbą bohatera, to otaczające go postaci zastanawiają się, jak mogło dojść do tego, że świadomy i moralny człowiek dopuszcza się zdrady. Bo tak naprawdę otaczający Pavla bliżsi i dalsi sami zadają sobie pytanie o własne moralne jestestwo. Wszak bohater też zostaje zdradzony, jego tajemnica zostaje bezwzględnie nagłośniona i to w momencie życia, gdy pragnie się już tylko spokoju i odrobiny szacunku.

Hrebejk pokazuje nam w swoim nowym filmie kilka ważnych spraw. Pokazuje nam, że czas leczy rany, że oczyszczająca prawda jest konieczna zarówno dla zdrajcy jak i dla jego ofiary, że przebaczenie jest wyżej niż hodowana latami nienawiść. I mówi jeszcze o skomplikowanych motywach ludzkich wyborów, które warto poznać nim wyda się jednoznaczny wyrok. Wymowna jest końcowa scena, w której sympatyczny staruszek zdmuchuje dziesiątki świeczek na swoim torcie. To ten, który jako człowiek aparatu przemocy zniszczył życie bohaterów filmu. On nie ma moralnych wyrzutów, jego nie dotyczy żadna dziejowa sprawiedliwość. I to wydaje się być największym problemem poruszonym w filmie, że właśnie oprawcy nie podlegają moralnym osądom, że ich pojęcie hańby nie dotyczy. Hrebejk przypomina o tym z całą mocą.

A dlaczego tytuł nie miałby brzmieć "Róża Kawasakiego"? Wśród bohaterów filmu widzimy także Japończyka, który jako jedyny z rodziny ocalał z ataku sarinem w tokijskim metrze w 1995. Po latach milczenia i twórczej niemocy ofiarowuje namalowaną przez siebie różę wnuczce głównych bohaterów. To piękny tytuł, bo mówi o odzyskaniu siebie i przekazaniu tego co najlepsze nadchodzącym pokoleniom. Myślę, że dziwne tłumaczenie na "Czeski błąd" to tylko taki "polski wiel-błąd".

Wyczytałem, że "róża Kawasaki" to bardzo trudna do ułożenia figura origami. Oddaje to skomplikowane relacje między bohaterami. Mnie podoba się wariant z "różą" namalowaną przez japońskiego artystę - pana Kawasakiego, który "otwiera się" po latach milczenia spowodowanego przeżytą tragedią . Myślę , że pozostawienie oryginalnego tytułu miałoby więcej sensu, bo piękno tego tytułu tkwi w jego wieloznaczności.

Tytuł "Czeski błąd" jest koszmarny i nie ma o czym mówić. Mi się już nie chce denerwować na tych kretynów dystrybutorów, którzy niszczą artystyczną wizję, w pogoni za (rzekomym) większym zyskiem. Tytuły powinny być objęte jakimiś prawami autorskimi, ech, żenada.

A co do tego co piszesz. Cóż, Polacy są zero-jedynkowi, widzą tylko czarne albo białe. Wałęsa albo był najodważniejszym z odważnych, albo skarlałym zaplutym agentem. Nikomu nie przychodzi do głowy, że był człowiekiem. Człowiekiem, jak każdy popełniającym jakieś drobne błędy (ale jak nie każdy potrafiącym wspiąć się na wyżyny odwagi).

Niestety, jak piszesz stoi za tym nie tylko głupota, ale i zawiść, małość. Jak widzę tych 20-30 latków osądzających ludzi z PRL-u to mam ochotę pieprznąć ich w gębę. Podejrzewam, że Frasyniuk dlatego wycofał się z polityki, że będąc znanym z gorącej krwi, pewnie by już kilka razy nie wytrzymał.

A bracia Czesi są bardziej ludzcy. Akceptują człowieka takim, jaki jest. Pozazdrościć.

Nie rozwijam tematu, nie zaczynam dyskusji, tylko wyrażam uznanie. ;) Świetna notka.

Piękny film.

Kurna, jak to się stało Lapsusie, że dopiero dziś przeczytałem Twoją recenzję? a mówię o tym, bo to jest jedna z lepszych recenzji tego filmu jaką czytałem. Wyrazy uznania...

Milo mi to słyszeć z Twoich ust.

I ja wreszcie film obejrzałem i z wielkim uznaniem kiwam głową, jak to zręcznie wszystko napisałeś, szczegółów z fabuły nie zdradzając. Nie ma to jak interpretacja czeskiego błędu w wykonaniu polskiego lapsusa!

Dodaj komentarz